niedziela, 21 grudnia 2014

Ronald i zielona

Od stulecie już rozlega się wołanie dzieci tego świata o pokój, miłość i zrozumienie. O wolność i pokój wołał także niegdyś w ziemi obiecanej lud wybrany, wołał i pewien Cieśla z Nazaretu... stojąc na brzegu Jeziora Galilejskiego. Narodziny owego Cieśli, które miały miejsce w lichej stajence, świętujemy po dzień dzisiejszy. Gdy zbliżają się te święta, przypominamy sobie Jego słowa.
(...) Dziękujmy Bogu za całe Jego błogosławieństwo dla tego narodu i prośmy Go o pomoc i prowadzenie, abyśmy mogli kontynuować dzieło pokoju i umacniali w świecie nadzieję prawdziwej ochrony ludzkiej wolności.
(R. Reagan)

Pamiętam dzień, kiedy pewien człowiek podszedł do Reagana i pogratulował mu zburzenia muru. Odparł on wtedy: "To nie ja go zburzyłem. Taki był Boży Plan, praca całego zespołu i Boża wola". Jego maksymą numer jeden było przekonanie, że osiągnąć cokolwiek możemy jedynie wtedy, kiedy nie martwimy się o to, kto zostanie nagrodzony i komu przypisze się zasługę... Miał po prostu bezgraniczne zaufanie do woli Bożej. Pozostawał narzędziem dla Boga, jednym z wielu. Odnosił się do pracy zespołowej...
(W.P. Clark)

Oba cytaty pochodzą z książki Paula Kengor, Ronald Reagan. Duchowa biografia.

***

Lubię wracać do biografii Reagana. Przywraca mi ona wiarę, że w polityce, także tej na najwyższym szczeblu, jest miejsce na wartości, moralność, uczciwość, na wiarę. A wszystko zależy od człowieka, od jego decyzji, od tego, czy powie Bogu "tak" i będzie się starał Mu służyć jak najlepiej potrafi tam, gdzie aktualnie jest. Postać śp. prezydenta Stanów Zjednoczonych przypomina mi także, że błędną pokusą jest myślenie: ode mnie nic nie zależy, nie mam wpływu. To nieprawda, chociażby dlatego, że prezydentów ktoś wybiera :) A czy będzie to właściwy wybór, zależy już od nas. Myślę, że nawet nie zdajemy sobie sprawy jak duży mamy wpływ na historię spotykanych ludzi, rodziny, społeczeństwa, państwa.
A czemu dziś tak o polityce? Bo od rana po głowie mi chodzi: "Mędrcy świata, monarchowie..." ;)


W domu mam współlokatorkę. "Panna zielona", jak o niej pieszczotliwie mówi Asia, rozsiadła się rozłożyście w centrum mieszkania, dzieląc salonik na dwa mniejsze. 
Zawsze, gdy jadę po choinkę i idę przez rozległy plac zamieniony przed świętami w pachnący młodniak w środku miasta, dostaję zawrotu głowy. Wszystkie drzewka są takie piękne, więc jak tu wybrać tę jedną, jedyną? Z doświadczenia wiem, że długie oględziny wcale nie pomagają mi w podejmowaniu decyzji. Dlatego dziś przygarnęłam trzecią oglądaną, a pierwszą do której mi serce żywiej zabiło :) To nic, że nieco krzywa, ale pomyślałam, że szkoda by było, aby przez tę jej przypadłość nikt nie zabrał jej do domu, by zmarnowała się jej radosna zieleń nie ciesząc niczyich oczu. Tak więc było trochę strugania, przymierzania i już stoi :) Kiedy ją ubiorę? Nie mam pojęcia! Tyle jeszcze rzeczy zostało do zrobienia. Ale to nic, bo nawet taka "nieubrana" jest piękna :) A Wasze drzewka już gotowe?


Do jutra!
Doranma

1 komentarz:

  1. I moja choinka też była troszkę krzywa.
    Wczoraj została kupiona i od razu ubrana.
    A w domu cudownie pachnie.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń