niedziela, 20 maja 2018

Minął tydzień, a nawet dwa

A w przyrodzie szaleństwo nadal trwa. Bo kto to widział, by w połowie maja kwitły jeżyny?! Chociaż ostatni tydzień przysłużył się nieco temu, by kwiaty dłużej utrzymywały się na krzewach. I mimo, że wczoraj nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, to ze spokojem mogę wrzucić te sprzed tygodnia, gdyż widoki wiele się nie zmieniły. I dobrze, bo pięknie jest :)




Dobrze jest sadzić różne gatunki lilaków, dzięki temu można się cieszyć ich pięknym zapachem przez ok. 2 tygodnie dłużej. Ostatnie obecnie dopiero rozwijają kwiaty.



Kaliny rzeczywiście wyjątkowo bogato zakwitły w tym sezonie. Postanowiłam tym razem nie ingerować z sekatorem, by jesienią móc się cieszyć widokiem czerwonych korali :) Jak to było w piosence, którą śpiewała mi Babcia:

Rosła kalina z liściem szerokim
nad modrym w gaju rosła potokiem
drobny deszcz piła, rosę zbierała
w majowym słońcu liście kąpała
w lipcu korale miała czerwone
w cienkie z gałązek włosy splecione
tak się stroiła jak dziewczę młode 
i jak w lusterko patrzyła w wodę





Rododendrony i azalie też ciężkie od kwiatostanów.


Dziwna konstrukcja pośrodku, to stareńka winorośl, która musi stąd zniknąć i właśnie jutro ma zostać przeprowadzona operacja przeprowadzki na nową miejscówkę - czy się uda?



 
Na koronkową delikatność tych kwiatów mogę patrzeć bardzo długo ...


Rododendron Władysław Łokietek w poprzednim poście miał kwiaty w różnych odcieniach różu, a tu hokus pokus i już jest biały :) A po różu zostało tylko mgliste wspomnienie.



Kolejne kaliny.


Płatki z kwiatków tarczownicy opadły, ale pozostałe torebki nasienne też zdobią.


Tylko jedna kępa czosnków nie wygniła zimą, ale kwiatostany zdecydowanie mniejsze w tym roku.






Czy po tych wspaniałościach drobne żółte kwiatuszki mogą się jeszcze podobać? Mi tak, zdecydowanie, są takie radosne :)


I jeszcze ostatni rzut oka za siebie przed odjazdem.


A w domu... zapełniam wazonik za wazonikiem i przez kolejne dni zachwycam się zapachem. Oj, czekałam na ten czas pełnych wazonów, czekałam :)





Następnym razem dla odmiany będzie o chwastach. A precyzyjniej, to o jednym z nich. 
Dobranoc :)

Doranma

piątek, 11 maja 2018

Wyczekana majówka

Była, minęła i nie wyglądała tak, jak w marzeniach i planach... ale w życiu tak to właśnie bywa ;) Pogoda dopisała - lato w pełni! Okoliczności domowe też nie przeszkadzały, by zgodnie z zamiarem co rano wyruszać na działkę i wracać do domu wieczorem, by się przespać. Ale ciało... hmm... to miało inne zdanie, co do realizacji planów powstałych w głowie i nie było tak chętne do współpracy, jak mi się wydawało. Cóż, pewnie trzeba się zacząć godzić z tym, że nadszedł ten wiek, kiedy to nie "siły na zamiary", lecz "zamiar podług sił" trzeba będzie mierzyć. Ale może nie... może to tylko tegoroczna dziwna aura, która kazała nam przejść z rąk zimy wprost w objęcia lata, powoduje kiepską kondycję? - tak się pocieszam :)
Tak, czy siak - pomimo buntu "na pokładzie" - było pięknie! Robota nie zrobiona (pomimo wydajnej pomocy Ani!), ale kto by za tak szalejącą przyrodą nadążył, gdy krokusy spotkały się z szafirkami, a w tym samym czasie, co jabłonie, kwitną bzy i rododendrony - te ostatnie wystartowały o przynajmniej 3 tygodnie wcześniej! Zastanawiam się, czy jak wszystko będzie rozkwitało i przekwitało w tak szybkim tempie, to zostanie coś na lato i jesień? ;)
Póki co, zostawiam migawki z pierwszego miesiąca upalnej tegorocznej wiosny - ku pamięci ... Zwłaszcza, że jutro na pewno inne widoki pokażą się moim oczom.


Zakwitł mój prywatny bluszcz, chociaż myślałam, że tylko bardzo leciwe egzemplarze to robią, widocznie dobrze mu na magnolii.







Tarczownica wypuściła kwiatostany przed liśćmi. Urocze różowe kwiatki utrzymały się tydzień. Pierwsze kwitnienie nowej rośliny jest dla mnie zawsze bardzo ekscytujące.



Jabłonie, z którymi zimą zdążyłam się pożegnać w myślach, bo byłam przekonana, że nie przetrwają tak mokrego półrocza, wprost oszalały! Zakwitła nawet najsłabsza z nich - co prawda tylko kilkunastoma kwiatkami, np. takimi przytulonymi do pnia, jak na powyższym zdjęciu, ale z jaką wolą życia :)



Mam wrażenie, że wiele roślin kwitnie w tym roku wyjątkowo bogato. Jabłonie miały gęste pęki kwiatów, a ponieważ nie było przymrozków, to potworzyły zawiązki i za kilka miesięcy powinno być co zbierać :)


Po raz pierwszy dostrzegłam, jak kwitnie porzeczkoagrest - urocze maleństwa, prawda? Też będzie co zbierać :)




Cebulowe przetrwały tylko te, które posadziłam w listopadzie na jedynym suchszym miejscu, jakie znalazłam w ogrodzie. Znalazłam też zapomniane pudło z wykopanymi latem cebulkami - wsadziłam je teraz do ziemi, ale czy wyrosną, tego nie wiem.




Gdyby nie wolna majówka, to nie zobaczyłabym w tym roku kwitnących lilaków, tak szybko wszystko się zmienia. A o dziwo były dorodne, zimowe mokradło im nie zaszkodziło tym razem.




Zdjęcie pękających pąków rododendrona zrobione 1 maja - w poprzednich latach zawsze taki stopień rozwoju osiągał pod koniec miesiąca ...




5 maja:




Kamasja lubi podobno mieć suche nogi zimą - moja przeczy tym stereotypom i jest dużo okazalsza, niż rok temu :)
Pierwsze głogowe różyczki też cieszą.


A tu ostatnie kwiatki na jabłoni i pierwsze rozwinięte na rododendronie - zdjęcie z 5 maja.


Wszystkie kaliny poszalały - zaskakują ilością pąków kwiatowych. To się będzie działo, gdy je rozwiną!



Wszędzie widać życie :)


Udanego weekendu, moi Mili!

Doranma