wtorek, 6 stycznia 2015

W orszaku

Dla uczczenia dzisiejszego święta Objawienia Pańskiego w sercu Warszawy zebrały się tłumy mieszkańców, by towarzyszyć Królom Trzem w wędrówce do Betlejem. Pogoda sprzyjała. Wczorajszego wieczoru niebo oprószyło stolicę śniegiem, pozostawiając biel niczym cukier puder na faworkach. W dzisiejszym słońcu i mrozie płatki iskrzyły wesoło. W rejonie Krakowskiego Przedmieścia i Placu Piłsudskiego przechadzali się nie trzej, ale setki "ukoronowanych" głów. Niemal prl-owska kolejka ustawiła się do ... tronu, bo każdy dumny rodzic chciał uwiecznić choćby aparatem w telefonie swoją latorośl patrzącą z wysokości na świat. W ruchliwym tłumie oko co i rusz wyłapywało biel anielskich skrzydeł. 














I wśród tej rozweselonej rzeszy przelewającej się Traktem Królewskim na północ i na południe, tylko pomniki Wielkich zdawały się jakieś takie inne, z misją służenia ideałom, Bogu i człowiekowi, a jednocześnie mocno "stąpające" po ziemi, budzące poczucie bezpieczeństwa i ciągłości: wieszcz Mickiewicz, który widział dalej, prymas Wyszyński zadumany, Kopernik wprawiający w ruch cały świat.



I znowu zachwyciło mnie to miasto ukochane. Czemu tak mało je fotografuję? Za chwilę dostałam odpowiedź ;) Mój aparat zmęczony zachwytami obwieścił: "change the battery", po czym z westchnieniem zasnął. Dalej podziwiałam więc już bez jego wsparcia, a obrazów które mam pod powiekami niestety do bloga przetransferować nie potrafię. Ostatnim wysiłkiem aparatu "zdjęłam" połyskujące w słońcu wieże kościoła Świętego Krzyża - w moim odczuciu najważniejszego kościoła stolicy na przestrzeni ostatnich kilku stuleci.


Życzę wszystkim spokojnej nocy, a tym którzy - tak jak ja - wracają jutro do pracy po długim świętowaniu, aby szybko odnaleźli się w codzienności :)
Doranma

sobota, 3 stycznia 2015

Gdy za oknem ciemno


Sylwestrowe race wystrzelone, Nowy Rok przywitany radośnie i z przytupem.



Po raz pierwszy, odkąd mieszkam w obecnym miejscu, spędzałam tę noc we własnym mieszkaniu. Cieszyłam się, że mając niczym nie przesłonięty widok z wysokiego piętra wieżowca, zobaczę całe miasto w światłach. Nic z tego. Chmury i mgła były tak gęste, że widziałam tylko najbliższe latarnie - a tak słaba widoczność zdarza się niezwykle rzadko - i fajerwerki rozbłyskujące tuż przed moimi oknami.



W Nowy Rok wchodzę jak zawsze z nadzieją i inaczej niż zwykle, bo z postanowieniami :) Ale o tym dlaczego tak, napiszę innym razem. Jest to też wchodzenie dość leniwe, gdyż wykorzystując korzystny układ dni wolnych w tym roku, postanowiłam uraczyć się urlopem, aby jak najlepiej nasycić się świąteczną atmosferą. Różnie mi to wychodzi, bo przyzwyczajenie i poczucie obowiązku gnają mnie do różnych zaległych prac. Jednak rozsądek (!) powstrzymuje mnie wówczas tłumacząc, że odpoczynek też mam zaległy i to jeszcze bardziej ;) Staram się więc pogodzić przyjemne z pożytecznym i pozwalam sobie na różne przyjemności, np. zabawę z aparatem.








 Zimowe, spokojne wieczory, to dla mnie przede wszystkim ciepłe, przytulne światło lamp i świec.



Wystrój ociera się o kicz. Bo taką "pstrokatą" choinkę uwielbiam i nie zamieniłabym jej na inną, choćby najbardziej elegancką, modną i wysmakowaną. To choinka, która opowiada pół wieku historii rodziny - rzecz dla mnie niezwykle cenna. Co roku wyjmowane delikatnie z pudełek i umieszczane na pachnącym drzewku zabawki otwierają kolejne szufladki pamięci, przywołują obrazy osób i zdarzeń z przeszłości, wywołują uśmiech, wyciskają łzy - jakże bym mogła się ich pozbyć lub pozwolić by nieużywane zasnęły pod kołdrą kurzu?



Wszystkie bombki, jakie mam, są szklane. W tym roku natrafiłam na stoisko firmy Eurofirany i zachwyciłam ich świąteczną ofertą. Szkło spowite w koronki - brawo!


Doceniłam też urodę grubego szkła, pięknego niezależnie od rodzaju grającego w nim światła.




Świąteczne przysmaki powoli się wyczerpują. Z kuchni dochodzi zapach gotującego się bigosu - tradycyjnego, poświątecznego, w którym znalazły się resztki pieczonych mięs, sosów, grzyby pachnące wrześniowym lasem, suszone śliwki i jabłka, a smak całości domknięty został czerwonym winem i goryczką jałowca.


Dopóki w domu pachnie świętami, dopóki żarzą się światełka na choince, a za oknem ciemno i chłodno, największą moją przyjemnością w ciszy wieczoru jest czytanie książek. W odstawkę idą dominujące przez cały rok lektury ogrodnicze, duchowe, czy poradniki żywieniowe. Teraz przyszła pora na klasyczną powieść, na biografie, historię. Odkąd nauczyłam się czytać, zawsze bardzo cieszyły mnie prezenty w postaci książek. Zwłaszcza te otrzymywane pod choinkę. Bo dzięki wolnym dniom mogłam od razu zatopić się w lekturze, bez wyrzutów sumienia i martwienia się o obowiązki. Wśród takich mikołajowych prezentów było wiele tytułów, które okazały się jednymi z najważniejszych w moim czytelniczym życiu. Z dzieciństwa pamiętam śnieżny i mroźny styczeń spędzany z jakże pasującą do pogody za oknem "Chatką Puchatka". Potem była ukochana "Ania z Zielonego Wzgórza", a w następnych latach kolejne jej tomy (nie było łatwo wówczas je zdobyć!). Nie wiem dlaczego akurat w te zimowe wieczory przy choince książki "smakują" mi najbardziej? Może świat ograniczony do małego kręgu rzucanego przez światło lampy, ciepło wełnianego koca, zapach ulubionej herbaty i domowego ciasta powodujące błogostan, sprawiają, że wyobraźnia też domaga się pożywki,  pracując na zwiększonych obrotach?


W tym roku niespodziewany Mikołaj uraczył mnie zbiorkiem biogramów osnutych wokół dziejów domów, w których żyli wielcy Polacy. Autorka prowadzi przez pokoje Żarnowca, Oblęgorka, Harendy, Stawiska i in., opowiadając historie życia moich ulubionych pisarzy, od Konopnickiej i Sienkiewicza poczynając, na Iwaszkiewiczu kończąc. Proza niezbyt wysokiej próby, ale sam materiał wdzięczny i bardzo ciekawy, pozwalający poznać wiele interesujących szczegółów z życia osób, którym - mimo, że nigdy ich nie poznałam - to jednak bardzo wiele zawdzięczam. Nie wyobrażam sobie mojego dzieciństwa bez "Sierotki Marysi", ani Polski bez "Roty", której śpiew za każdym razem sprawia, że wilgotnieją mi oczy. Wśród wielu nauczycieli miłości Ojczyzny, tym najważniejszym był chyba Henryk Sienkiewicz, a jego Trylogia, czytana wielokrotnie, plasuje się w pierwszej trójce moich najważniejszych lektur. Czym by było dorastanie bez Żeromskiego, Reymonta i Iwaszkiewicza? I jakże inny klimat miałby mój dziecięcy pokój bez reprodukcji portretów Wyspiańskiego. Oblęgorek i Stawisko, to obok Kozłówki dwa muzea, które najbardziej zapadły mi w pamięć dzięki domowej atmosferze, jaka w nich panuje. Jeszcze raz dziękuję Ci, drogi Mikołaju ;)



Ciekawa jestem co Wy czytacie na progu nowego roku? Jakie książki przykuły Waszą uwagę?
Pozdrawiam serdecznie,
Doranma