Dzisiaj słoneczko zaszło już przed szesnastą. Można więc narzekać... Tylko po co?
Dni bardzo krótkie i szare... No tak, zgadza się. Niektóre dni spędzam całe w pomieszczeniu bez naturalnego światła, więc nawet nie wiem,czy było słońce, czy nie... Ale oczy radują "kupki" bezowe, przyszykowane do włożenia do piekarnika z myślą o przyjeździe gości. Czyż nie są urocze?
A potem na stole... i przy stole... gwar rozmów, śmiech swobodny, wspomnienia, marzenia, plany, życzenia, smakowanie, delektowanie kubeczków języka, pożegnania i wdzięczność, że spotkać się było można, pomimo zmęczenia i zabiegania, i nadzieja na następny, piękny, wspólny czas...
Bo kiedyż w domu jest tak wyjątkowo ciepło i przytulnie, że aż nie chce się nosa za drzwi wystawiać, jak nie w listopadzie?
W codziennym menu owoce lata pracowicie zapakowane w słoiczki, teraz użyczają swoich cennych walorów smakowych i ku zdrowotności służą też. Zamiast kwiatów w wazonach ostatnie kolory ogrodu :)
A gdy zdarzy się, że przy śniadaniu słoneczko mnie zastanie - oj, rzadko, przyznaję, za rzadko - to biegnę po aparat, by jak dziecko nacieszyć się światłem radosnym.
No ale gdyby tak codziennie świeciło, to nie zauważyłabym go zapewne nawet, nie pobiegłabym, zdjęć by nie było...
Floks cały w pąkach ...
Magnolia porządnie przygotowała się na kwietniowe kwitnienie. Ach, co to będzie za widok :)
No za dużo tej wody z nieba, za dużo... wszystko płynie, chlupocze, pryska ... nie wiem, które rośliny przebudzą się z zimowego snu po takiej mokrej jesieni.
Ale gdy nie patrzy się pod nogi, to jest pięknie, beztrosko, szczęśliwie - relaks na całego :)
Niektórzy chcą być piękni do końca, wystawiając kolory swoich kwiatów do słoneczka, bo przymrozków jeszcze nie było.
Inni szukają ciepełka i przysmaków na ganeczku ;)
A zdarzyło się, że wśród wczorajszej jasności chmura gradowa też się pojawiła, powiało, popadało, rozpuściło się, poszło dalej ... i już.
Słońce wyswobodzone z chmurnej szarości przejrzało się w wodnych lusterkach na trawie i milczało zachwycone swoją urodą.
Królem listopadowego ogródka został ten oto berberys, przez cały rok noszący głębokie bordo na sobie, teraz przebrał się w jaśniejszą, weselszą kolorystykę, w której bardzo mu "do twarzy" i pyszni się jak nigdy.
Perukowiec o tej porze wygląda najlepiej!
Wrzosy mało wrzosowe, ale są, niezawodne, jak co roku.
Obumierające piękno, obumierająca obfitość - zachwycają mnie w tym bardzo amatorskim, ale bardzo własnym zestawieniu.
Zapomniana dyńka, odnaleziona na miętowym poletku, sfotografowana i znów zapomniana...
Słońce wędruje nisko, za chwilę zniknie za ścianą lasu ... a ty, chwilo, trwaj! Przynajmniej na zdjęciach, przynajmniej w pamięci ...
Doranma