niedziela, 29 maja 2016

Lekcja przyrody

Maj żegna się z nami w ten ostatni weekend gorącą i słoneczną pogodą, smakiem kompotu z truskawek i rabarbaru, lekką nutą goryczy ukrytą w pierwszych granatowych owocach jagody kamczackiej, urodą kolejnych rozkwitających kwiatów, dźwiękiem pracowitych pszczół i ptasimi trelami, które stopniowo tracą na swojej intensywności. Wszystko to świadczy o zbliżającym się lecie, o nadejściu czasu zbiorów i przygotowywania zimowych zapasów, o pełni rozwoju i eksplozji życia w przyrodzie. I niestety także o tym, że jedną trzecią sezonu mamy już za sobą...


Przekraczając bramkę działki dostrzegłam maleńkie, niebieskie kwiatuszki, których nasionka przyniosły ptaki lub wiatr i teraz rozwinęły się na brzegu rabaty. 



Przypomniały mi one pewną rozmowę sprzed lat, gdy ś.p. Ciocia uczyła mnie dostrzegać piękno nawet tych najmniejszych, najbardziej pospolitych kwiatków zdobiących łąki i pola. Pokazywała mi wówczas właśnie tę roślinkę - jak się ona nazywa? To była króciutka rozmowa, ale została mi głęboko w pamięci, wryła się w serce i przyczyniła do rozwoju tego zachwytu dla przyrody, który obecnie w sobie noszę. Dziękuję.


Odrywając wzrok od maleńkich niebieskich kwiatuszków, spojrzałam z wdzięcznością w górę, gdzie na tle czystego błękitu nieba pięknie odbijała się koronka bordowo-zielonych liści sąsiedzkiej leszczyny. Proste piękno na każdym kroku. Czyż nie czujemy się lepsi obcując świadomie z otaczającym nas światem przyrody ?


Pachnące żółte słoneczka liliowców i niebieskie irysy syberyjskie mają swoje pięć minut - szkoda że są tak nietrwałe.



Uwielbiam ten szafirowy odcień, dlatego iryski obfotografowałam ze wszystkich stron ;)





Moje azalie i rododendrony w tym roku bardzo słabiutkie, kwitną tylko pojedynczymi kwiatkami - nie dla nich suche lata. Za to szczypiorek pyszni się swoimi lila główkami niezależnie od aury - śliczny jest, a kwiatki należą do jadalnych i można nimi śmiało przyozdabiać sałatki i kanapki.


Lilaki Meyera mają niesamowicie mocny zapach. Przyniesione do domu gałązki szybko więdną, ale nadal pachną :)


Udane kompozycje kolorystyczne w moim ogródku to dzieło przypadku i mądrości przyrody, a nie efekt moich starań ;) Czosnki posadziłam pomiędzy żółto wybarwionym żywotnikiem a pomarańczowym smolinosami (to cebulki z ogrodu babci, zatopione przez powódź, ale w ubiegłym roku udało mi się odratować jakieś drobinki i teraz odwdzięczają się pierwszymi pąkami) nie dlatego, że miałam wizję dobrego zestawienia barw, tylko dlatego, że akurat tam był kawałek suchego miejsca jesienią!!! I kto mi powie, że od przyrody nie można się uczyć? Godne powtórzenia  w innych miejscach są też zestawienia fioletowych kwiatków lilaka i srebrnych liści "oślich uszu", jak to w jakimś kraju nazywają czyśćca wełnistego.


A czyż nie malarsko prezentuje się lilak na tle serduszki (kwiatki przymarzły miesiąc temu, ale odbiły i cieszą dyndając pojedynczymi serduszkami na wietrze) i pękających pąków fioletowych łubinów?


Śpioszki są już wszędzie. I dobrze, bo te białe gwiazdki mają tyle uroku i słodyczy. I kojarzą mi się zawsze z Dniem Matki. Podobnie jak peonie, które lada dzień zaczną pękać i rozwijać kwiaty.


W tym roku zakochałam się w czosnkach. Są tak różnorodne i eleganckie. Poniższy posadziłam na pewno wiele lat temu, bo już nawet nie pamiętam tego faktu, a dopiero w tym roku pokazał swój kwiat. Teraz pozostaje mi go zidentyfikować - może ktoś zna jego imię?




Te zdjęcia, robione w przybliżeniu, pokazują w jakiej symbiozie zmuszone są na moich rabatach żyć ze sobą rośliny szlachetne i tzw. chwasty. Cóż, dwóch rąk za mało do obrobienia całości na czas. Ale pociesza mnie fakt, że w wielu przypadkach ta ciasnota i bogactwo gatunków wychodzi roślinom na dobre. Dlaczego? Bo im większa różnorodność, tym większa dezorientacja dla szkodników i utrudniona droga dotarcia do ulubionych przysmaków, w powietrzu więcej olejków lotnych poprawiających mikroklimat ogrodu, a im więcej różnorakich żywicieli, tym świat fauny też ma liczniejszych swoich przedstawicieli, co jest kluczem do zachowania równowagi biologicznej tego systemu.


Wśród złotych zasad projektowania ogrodów często powtarza się hasło: im mniej tym lepiej, co należy rozumieć, jako nakaz zachowania dyscypliny i wprowadzanie do małych ogrodów tylko kilku do kilkunastu gatunków. Kiedyś czytając te mądrości czułam się "gorsza" ze swoją manią zbieraczą i kolekcjonerską. Bo może i te wymuskane, wystudiowane ogrody są piękne i eleganckie, może trafiają w wyrafinowane gusty  ich właścicieli, ale ... nudne są! Tzn. w moich oczach takie ogrody są piękne, ale i nudne. Lubię, gdy dużo się dzieje, jednak bez przesady. We wszystkim potrzebny jest umiar i harmonia - wciąż się tego uczę i do tego dążę, więc na moich zdjęciach tego jeszcze nie zobaczycie, mam tego świadomość. Uczę się, jak unikać chaosu wielokwiatowej łąki a nie popaść w monokulturę, a do tego niezbędne są własne eksperymenty i inspiracja innych ogrodników.
Ogród jest dla mnie przedłużeniem mieszkania, takim pokojem pod gołym niebem. I tak jak bym nie mogła żyć w mieszkaniu zaprojektowanym z godną podziwu konsekwencją kolorystyczną itd. przez zawodowca (podziwiać na zdjęciach takie dzieła mogę i to z prawdziwą przyjemnością), tak nie wyobrażam sobie, aby w moim ogrodzie były np. tylko rododendrony i to jeszcze w 2-3 odcieniach, albo by cały ogród był biały. Bo czy taki "poprawny stylistycznie" ogród jest naprawdę OŻYWIONY?


Dlatego przymykam oko na nieopielone rabaty i zarastającą ścieżkę ;)
A w jakich ogrodach Wy czujecie się najlepiej?


A o tym, że w moim ogródku nie tylko owady i ptaki, o których pisałam ostatnio, czują się dobrze, niech świadczy powyższe zdjęcie. Działka sąsiadów i moja to miejsce, w którym kocia mama czuje się na tyle bezpiecznie, by wychowywać swoje kocięta :) Słodkie są te mięciutkie kuleczki, wtulone w mamę tak, że trudno je jeszcze rozróżnić. Najbardziej urzekły mnie rudaski i żałuję, że nie mogę jednego z nich przygarnąć na stałe do domu :( Ale wiem, że na wolności jest im zdecydowanie lepiej.

Dobrego tygodnia!
Doranma

niedziela, 22 maja 2016

Majowa zieleń i owadzi świat

Kto z nas, czułych  na piękno przyrody, nie zachwyca się majową zielonością ? Z prawdziwą radością przyglądam się przez drzewom pyszniącym się swoją wiosenną szatą, rozciągniętą po horyzont widoczny z mojego domowego okna. Przyglądam się odcieniom i fakturom liści oglądanych z autobusu czy na spacerze. Ale największą przyjemność sprawia mi przebywanie wśród roślin sadzonych własną ręką, które zmieniają się, dorośleją z roku na rok, z tygodnia na tydzień. Nie dziwcie się więc, że kolejny post, to także zaproszenie do wspólnego spaceru po moich włościach :) Minęły dwa tygodnie i niby wszystko takie same, ale wśród tych samych roślin jest coraz więcej życia. Im bardziej ogródek robi się przytulny i zapełniony roślinami, tym więcej w nim różnorakiej, zwłaszcza drobnej fauny. Z przyjemnością poznaję jej kolejnych przedstawicieli, z których najbogaciej reprezentowany jest owadzi świat. I dopóki nie ma w nim nadmiaru komarów, boleśnie kłujących bąków i niebezpiecznych szerszeni (w tym roku z powodzeniem wyłapuję samice szukające miejsca do założenia gniazda w proste pułapki - butelki z sokiem zawieszone na drzewie) - jest pięknie!


To chyba dobry rok dla trzmieli - jest ich wyjątkowo dużo. Uwijają się od wczesnej wiosny pracowicie i jeżeli im człowiek nie przeszkadza, to są zupełnie niegroźne. Przy tym tak zajęte swoją pracą, że stanowią wdzięczny obiekt do fotografowania.


Tegoroczna wiosna jest także wyjątkowo lilakowa, zarówno w mieście, jak i za miastem :) Suche lato odpowiadało im, wytworzyły dużo pąków kwiatowych, a chłodny maj pozwala kwiatom utrzymywać się wyjątkowo długo na krzewach. Do wazonu bardziej nadają się odmiany szlachetne - stoją nawet 5 dni.




Moje małe storczykowo z bliska i z daleka - odrobinę je widać :)




W książkach piszą, że konwalie należy przesadzać w październiku... Moje były przesadzane na początku lipca, bo taka była konieczność chwili. Potem niedoglądane i nie podlewane, pomimo upałów. Nie dość, że przetrwały, to i kwitną jakgdyby nigdy nic :)


Wśród dominującej obecnie zieleni, bieli i fioletów, pojawiają się czasami plamki innych kolorów, jak chociażby tych maczków, które przez lata nie kwitły, ledwo wegetowały, a w tym roku - proszę :)





Za tą rusałką (kratkowiec?) musiałam się nieźle nabiegać. Jest rzadkim gościem w moim ogrodzie, chociaż pokrzyw po kątach nie brakuje. Płochliwa i ruchliwa, nie dawała się łatwo sfotografować. Dopiero po kilku niewyraźnych zdjęciach, złapałam ją jako tako na tawule.





Piękno młodziutkich liści rodgersji urzeka mnie.


Orliki w tym roku słabsze - susza to zrobiła. Ale za to czosnki są z takiego stanu rzeczy zadowolone, kolejne zaczynają kwitnienie.


Na razie można się bez przeszkód rozkoszować przebywaniem w ogrodzie - nic nie gryzie. Ale to nie potrwa prawdopodobnie długo. W czerwcu spodziewam się znowu ataku bąków, przed którymi nie umiem się chronić, a ich ugryzienia nie dość że bolesne, to jeszcze mogą skutkować zakażeniami chorobami i pasożytami. Budzi moją nadzieję fakt, że z roku na rok, gdy drzewa i krzewy większe, klimat mojego ogródka staje się mniej atrakcyjny dla tych krwiopijców, bo nie lubią cienia. Ale może ktoś z Was zna jakiś sposób, jak się chronić przed ugryzieniami tej tzw. muchy końskiej?
Co do komarów zaś, to przeczytałam ostatnio ciekawą informację, że to człowiek jest winny ich nadmiernemu rozwojowi. Porzucane w lasach puszki, butelki są po deszczach świetnym miejscem do składania jaj i rozwoju larw. "W takich warunkach, pozbawione niemal naturalnych wrogów, ich larwy przeżywają prawie w stu procentach. Oprócz tego komarzyca ma naturalny instynkt niepozwalający jej złożyć wszystkich jaj w jednym miejscu. Składa je partiami, co sprawia, że część jej potomstwa przeżywa, nawet gdy woda w jednej starej oponie całkiem wyschnie. Jak obliczono podczas badań nad komarami przeprowadzonych w USA, gdy w Nowym Jorku pojawiła się śmiertelna choroba zwana gorączką zachodniego Nilu, którą przenoszą właśnie komary, w jednej porzuconej w lesie puszcze po piwie może w sezonie wylęgnąć się nawet do 300 komarów!" (Jerzy Wożniak, Ekologiczny ogród)
Kto by pomyślał! To pokazuje, że żadna działalność człowieka nie pozostaje bez wpływu na otaczającą przyrodę i warto mieć to w pamięci.

Dobrego majowego czasu, kochani :)
Doranma

niedziela, 8 maja 2016

Kwitnące jabłonie

Majowy tydzień w przyrodzie to bardzo długi czas, a właściwie nie tyle długi, co intensywny - przynoszący wiele zmian. Dzięki ciepłym dniom i nocom roślinność nabrała tempa. Wczoraj przywitał mnie jeden z moich ulubionych widoków - drzewa owocowe spowite w biel. Zawsze, gdy na nie patrzę, przypomina mi się "Ania z Zielonego Wzgórza" i jej zachwyt dla Królowej Śniegu - pamiętacie? :)




Szkoda tylko, że wśród tej masy kwiatów słychać tylko pojedyncze bzykanie. Brakuje mi pszczelej orkiestry. Kilka lat a takie zmiany w przyrodzie :(



Pogoda nas rozpieszczała przez cały weekend - błękit nieba tak intensywny stanowi wspaniałe tło dla wiosennych kwiatów i świeżej zieleni listowia.


Po raz pierwszy zakwitła też jabłoń ozdobna Royalty. W poprzednich latach miała tylko pojedyncze kwiatki - śliczne, lecz zlewające się kolorem z liśćmi. Już myślałam, że dokonałam złego wyboru. Jednak gdy wczoraj zobaczyłam to maleńkie jeszcze drzewko oblepione kwiatkami, przestałam myśleć, że popełniłam błąd. Maleństwo robi wrażenie, a co będzie, gdy urośnie? :)




Pozostając wśród bordowych roślin, spójrzmy na dąbrówkę. Czyż nie jest urocza z tymi błękitnymi kwiatkami? Z roku na rok lubię ją coraz bardziej, mimo, że pielenie chwastów wyrastających między jej rozłogami nie należy do przyjemności. Planuję pozwolić jej jednak zająć więcej miejsca w ogrodzie - będzie pięknie :)



Niebiesko jest też od szafirków, które w tym roku rozpieszczają mnie swoim widokiem i zapachem wyjątkowo długo, bo już ponad miesiąc. To dzięki chłodnemu kwietniowi i posadzeniu różnych odmian.


W poprzednim poście martwiłam się, że rododendron Cunningham's White nie jest tą odmianą z powodu różowych pąków... I jaka niespodzianka - różowe pączki rozwinęły się pokazując białe środki :) Wyszło moje niedoekukowanie ... Blado różowe pąki kwiatowe to cecha charakterystyczna tej odmiany! U sąsiadów zobaczyłam duży krzew - różowe pąki w połączeniu z bielą rozwiniętych kwiatów dają fantastyczny efekt. Tak więc nieświadomie stałam się posiadaczką piękniejszej odmiany, niż sądziłam - lubię takie prezenty od losu :)


Kukułki wyciągają swoje łodyżki kwiatowe, za tydzień kwiatostany powinny być jeszcze większe.


I jeszcze dwa widoczki na odchodnym. Szkoda, że muszę czekać cały tydzień, by móc się tam znowu znaleźć. Ale może gdybym miała ogród wokół domu, to nie dostrzegałabym tak intensywnie jego urody i zmian, które w nim zachodzą? Może by mi spowszedniał? A tak to zaczynam odliczanie dni do kolejnego weekendu i czekam z ciekawością, co tym razem mnie zachwyci najbardziej.


Dobrego tygodnia nam wszystkim. Niech tam gdzie trzeba zacznie padać deszcz, a tam gdzie nie trzeba, niech przestanie. Niech nam wystarcza czasu i sił na podziwianie majowych cudów wokół nas :)

Doranma