środa, 29 stycznia 2014

Kobiety kobietom - zaproszenie

Dzielę się otrzymanym zaproszeniem, bo być może któraś z Was znajdzie w poniższych propozycjach coś dla siebie ciekawego? Organizatorki, to absolutnie nie są feministki, lecz żony, matki, córki, normalne kobiety, które pięknie żyją. Ja się do Romy chętnie wybiorę, bo spotkania organizowane przez Forum są bardzo budujące, doładowujące bateryjki :) A teraz już oddaję głos Jagodzie

Drogie Panie, kochane kobiety,
witam serdecznie w Nowym Roku.
To będzie rok pełen wspaniałych wydarzeń.
Już 11 marca będziemy mogły spędzić z naszymi córkami, matkami, siostrami, ciociami, przyjaciółkami, koleżankami z pracy i sąsiadkami – kobietami z różnych miast – wyjątkowy wieczór – Wieczór Galowy w teatrze Roma w Warszawie.
To impreza dla każdej kobiety. W poprzednim wieczorze, 2 lata temu, uczestniczyły kobiety w wieku 13 do ponad 70 lat! Każda znalazła coś dla siebie.
Główny program rozpoczyna się o godz 19:00 ale już od godz. 17:00 w foyer teatru rozpoczną się imprezy towarzyszące. Nie przegapcie tego wieczoru, bo następny może będzie za 2 lata.
Wstęp na wydarzenie tylko z wejściówką.
Już można nabywać wejściówki. Uwaga, pierwszy termin zakupu wejściówki w cenie 30 złotych mija 15 lutego ( trzeba dokonać wpłaty do 15 lutego), do 16 lutego wejściówki do nabycia w cenie 45 złotych. Oczywiście te ceny nie pokrywają kosztu wynajmu sali, impreza ma charakter non-profit, a organizatorki pracują społecznie - z potrzeby serca. Jeśli chciałybyście mieć swój osobisty wkład w organizację tego wieczoru, to każda kwota dodana przy wpłacie za wejściówki ma znaczenie.
Wszystkie informacje dotyczące programu wieczoru i wejściówek znajdują się na stronie: http://kobietyrazem.pl/.
Dobrych wiadomości nie zatrzymujcie dla siebie, proszę zapraszajcie znajome kobiety, przekazujcie informację o Wieczorze Galowym rodzinie, znajomym, sąsiadkom, współpracowniczkom, z prośbą , by przekazywali dalej, aby jak najwięcej kobiet dowiedziało się o tym wieczorze i mogło uczestniczyć.
Proszę polubcie i udostępniajcie na Facebooku stronę Kobiety Razem i wydarzenie Wieczór Galowy dla kobiet i proście o to swoich znajomych.
Jeśli zależy nam na budowaniu małżeństwa to zapraszam do udziału w Konferencji dla małżeństw w najbliższą sobotę 1 lutego.
Zapisy i szczegółowe informacje na: sluzbarodzinie.pl/?event=warszawa-01-lutego-2014-konferencja-dla-malzenstw.
Zachęcam do zaglądania na stronę Edukacji Finansowej CROWN, jeśli chcemy rozwijać się w dziedzinie zarządzania swoimi finansami. Informacje o konferencjach w różnych miastach Polski na: http://crown.org.pl/.
Zapraszam też na konferencję „Moda na igranie z seksualnością”, na której będą przedstawione między innymi następujące tematy:
Fenomen ludzkiej płciowości, Fakty i mity na temat homoseksualizmu. Wstydliwa „miłość” – co warto wiedzieć o pornografii. Znaczenie wychowania i samowychowania w integracji seksualnej człowieka.
22 marca 2014 r., godz. 9.30-16.00
Centrum Konferencyjne E-10, ul. Elektronowa 10, Warszawa
Organizatorzy – CrossRoads-Młodzież na Rozdrożu (Fundacja Ruchu Nowego Życia).
Więcej informacji wkrótce na stronie http://igraniezseksualnoscia.pl/.
Całymi rodzinami będziemy mogły uczestniczyć w Festiwalu Nadziei, który odbędzie się 14 i 15 czerwca 2014 w Warszawie. To ogólnopolskie wydarzenie dla każdego organizowane przez chrześcijan z różnych denominacji. W ramach przygotowań do Festiwalu jest planowana konferencja dla kobiet 26 kwietnia w Warszawie.
Wszystkich, którzy kochają śpiewać, lubią wyzwania i chcą współtworzyć jeden z największych chórów w historii naszego kraju, zachęcam już dziś, do zapisania się do Chóru Festiwalu Nadziei. Wszystkie szczegóły znajdziecie na:festiwalnadziei.pl/komitet-choralny/.
Szczegółowe informacje o konferencjach dla kobiet w różnych miastach będą zamieszczane na http://forumkobiet.pl/.
Życzę każdej z nas wspaniałego roku, wiary w Bożą Dobroć, doświadczania Bożej Miłości i nadziei płynącej z zaufania Temu, który ma najlepszy plan dla naszego życia.
Pozdrawiam serdecznie
Jagoda Markiewicz
Forum Kobiet


niedziela, 26 stycznia 2014

A to życie właśnie

Pełen trudnych emocji tydzień dobiega właśnie końca. Kto przeżywał zapowiedziane zwolnienia grupowe w firmie, kto czekał z bijącym sercem i bolącym żołądkiem, czy w godzinie zero telefon zadzwoni właśnie na jego biurku, ten wie co mam na myśli. Tym razem jeszcze złowroga fala zwolnień nie zmyła mnie z pokładu korporacji. Zastanawiałam się, czy to dobrze, a może jednak nie... Przestałam mieć wątpliwości, gdy zajrzałam do ofert na stronie Urzędu Pracy. Za taką płacę przeżyć się w mieście nie da, wystarczy tylko na miesięczne opłaty, a co do garnka włożyć? No chyba, że zapomni się zupełnie o tym, że człowiek studia różne pokończył i pójdzie pracować do sklepu, tam nieco lepiej płacą, niż w biurze, więc na bilet kwartalny i chleb by jeszcze kasa była. Dlatego nie chcę słuchać medialnych bajań, jak to jest coraz lepiej, bezrobocie maleje, gospodarka się powoli rozwija... Niech ktoś to powie moim koleżankom i kolegom, którzy jutro nie muszą już wcześnie do pracy wstawać, nie muszą się spieszyć, bo dokąd?

W okresach silnego stresu przydają się "zagłuszacze" i "pocieszacze". Dzięki tym pierwszym zyskuje moje mieszkanie, a przez te drugie traci mój żołądek i odporność. Jak zwykle, gdy mi źle i miejsca sobie nie mogę znaleźć, by za dużo nie myśleć, rzuciłam się w wir prac domowych. Na pierwszy ogień poszła choinka - po czterech tygodniach mieszkania pod wspólnym dachem, przyszła pora pożegnania. Zabawki powędrowały do pudeł, igły pieczołowicie otrząsnęłam, zebrała się ich duża torba - posłużą jakiejś kwasolubnej roślince latem na działce jako ściółka, a suchy kikut drzewka trafił pod śmietnik, bo trudno by go było w bloku przechowywać na wiosenne pieczenie kiełbasek na ognisku ;)


W pokoju zrobiło się jaśniej, przestrzenniej. Zaraz pojawiły się "pocieszacze" - te najmilsze, to kwiaty. Stulone jeszcze główki hiacyntów za kilka dni "wybuchną" kolorem i zapachem, obiecując, że wiosna już coraz bliżej :)



Było też niestety pocieszanie się przez żołądek. Do najłagodniejszych form zaliczam galaretki, więc przepisem na taki deser podzielę się z Wami.

Galaretka mleczna

Składniki:
1 opakowanie ciemnoczerwonej galaretki (wiśniowa, z czarnej porzeczki)
2 pełne łyżeczki żelatyny
400 ml kefiru lub zsiadłego mleka (w temperaturze pokojowej)
łyżka cukru pudru
cukier waniliowy
konfitura z wiśni

Galaretkę przygotowujemy zgodnie z przepisem na opakowaniu, wylewamy ją na płaski talerz lub półmisek i schładzamy. Żelatynę rozprowadzamy w pół szklanki wrzącej wody (lub mleka). Kefir miksujemy z cukrem pudrem i cukrem waniliowym, następnie wlewamy wąskim strumykiem wlewamy rozpuszczoną i ostudzoną żelatynę, chwilę jeszcze miksujemy, aż całość nieco się spieni. Na spód salaterki kładziemy trochę wiśni osączonych z soku, zalewamy połową mlecznej galaretki, wstawiamy na chwilę do lodówki, by nieco zgęstniała. Następnie czerwoną galaretkę kroimy w kostkę, wysypujemy na pierwszą warstwę mlecznej galaretki i zalewamy pozostałą porcją. Na wierzchu układamy pozostałe konfitury. Schładzamy.



I w taki to sposób dotrwałam do weekendu, kiedy organizm nareszcie mógł odreagować całotygodniowe napięcie. W piątek wieczorem czułam każdy mięsień, a w sobotę pojawiły się pierwsze symptomy przeziębienia. W ruch poszedł czosnek, maliny, syrop z sosny i jakoś choróbsko udało się opanować. Ale żeby nie było mi za dobrze, to wywinęłam dziś "orła" na ulicy uderzając kością biodrową w krawężnik. Przesiedziałam więc w domu resztę dnia okładając mrożonkami spuchnięte i posiniaczone "przyległości" ;)
No tak, dziwić się temu wypadkowi nie należy, wszak zima do nas tydzień temu przyszła! I od razu mroźna i groźna, ale w kusej białej sukience. We wczorajszym cudnym słońcu przyglądałam się warszawskim chodnikom. Pamiętam, jak kilka lat temu zimą wyjechałam służbowo do Krakowa i nie mogłam się nadziwić, że tam breja na ulicach, bo nikt ich nie odśnieża. Przyzwyczaiłam się od dzieciństwa i uznałam to za normę, że od rana słychać szuranie łopaty, którą pod blokiem gospodarz usuwał śnieg, by mieszkańcy domu mogli bezpiecznie pobiec do pracy. Tak było przez kilkadziesiąt lat, że albo chodnik odśnieżony, albo przynajmniej posypany piaskiem. W ostatnich latach coś się w tej materii i u nas zmieniło. Na mojej uliczce, przy której obecnie mieszkam, nigdy nie widziałam usuniętego śniegu. Podczas wczorajszego spaceru przyglądałam się natomiast następującemu zjawisku: po jednej stronie ulicy chodnik czysty i suchy, po drugiej lśniąca tafla lodu, na której łyżwy bardziej były przydatne, niż buty. Jedni gospodarze dbają, inni... podejrzewam, że w tych blokach, o których otoczenie i bezpieczeństwo nikt nie dba, gospodarza po prostu nie ma. Kolejny zawód, który odchodzi do lamusa, a szkoda. Coraz częściej spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe korzystają z usług firm sprzątających, a wiadomo, że tacy pracownicy na godziny nie będą dbali o blok, jak o swoje własne miejsce zamieszkania. 
Wieczorem pogoda się zmieniła, śnieg sypał całą noc i dzień. Zrobiło się pięknie, czysto, rośliny dostały upragnioną pierzynkę, więc mogą spać spokojnie, ale na przechodniów czekają niespodzianki - lód pod białym puchem. Takich "fikających" jak ja, było dzisiaj na ulicach znacznie więcej :(



Mam nadzieję, że nowy tydzień będzie dla nas wszystkich łaskawy i przyniesie ze sobą dużo miłych niespodzianek. Zdrowia i pogody ducha życzę Wam na nadchodzące dni :) I budzących uśmiech i nadzieję kolorów wokół  - zostawiam więc Wam na do widzenia roześmiane fiołkowe buźki z mojego parapetu :)




niedziela, 12 stycznia 2014

O gościńcach i o kilku ulubionych książkach

Ciekawa jestem, czy w Waszych rodzinach kultywuje się zwyczaj przywożenia podarków z podróży, czyli tzw. gościńca? W moim domu zawsze tak było, że po dłuższej nieobecności przywożono upominki. Rodzice także wychodząc na przyjęcia sami, wracali zawsze z czymś dobrym dla mnie: kawałkiem ciasta, cukierkami, a ja wiedząc, że nie wrócili z pustymi rękami, już od progu zaglądałam do maminej torebki, by sprawdzić, czym tym razem się uraczę :) Bardzo cenię tę przemiłą tradycję i chętnie ją podtrzymuję. Nawet z jednodniowych wyjazdów staram się przywieźć jakiś drobiazg najbliższym, choćby to miał być bukiecik kwiatów, czy czekoladka. Sobie samej też robię prezenty podczas wyjazdów, co więcej, mogę stwierdzić, że na poziom zadowolenia z podróży wpływa poziom zadowolenia z przywiezionych do domu zakupów :) A kupuję różne rzeczy: najchętniej coś do domu, na drugim miejscu coś smacznego, np. różne herbatki, które przez kolejne tygodnie i miesiące budzą miłe wspomnienia z wyjazdem związane, czasami są to też rzeczy osobiste i książki. Jednak najbardziej usatysfakcjonowana jestem, gdy z każdej z tych kategorii coś upoluję, ale to tylko podczas dłuższych wycieczek :)
A cały ten wstęp piszę po to, by podzielić się radością z przywiezionych z ostatniej wyprawy nabytków.
Przede wszystkim lampa, którą miałam na oku już od kilku lat. Zaczęło się wszystko od tego zdjęcia:


Poza świetnym zestawieniem barw, urzekła mnie lampa - wysoka i wąska, a do niej trapezowy klosz, który ma według mnie świetną proporcję szerokości do wysokości.
Zaczęłam więc dostrzegać takie lampy także na innych zdjęciach w moich ukochanych albumach wnętrzarskich, które mogę oglądać bez końca i stały się dla mnie źródłem mnóstwa inspiracji.




 Poniżej jedno z  moich ulubionych zdjęć - zieleń i kwiaty, i przytulne stylowe siedziska zapraszające do długich rozmów, wszystko rozświetlone delikatnie dzięki dużym oknom. Idealnie :)


A wszystkie te piękności możecie znaleźć w poniższych albumach, które gorąco polecam miłośnikom antyków i angielskich wnętrz. Od dziecka najlepiej czułam się wśród starych, zabytkowych przedmiotów, zawsze marzyłam, żeby mieć tak urządzony najpierw swój dziewczęcy pokoik, a potem własne mieszkanie. Pierwsze zarobione pieniądze, jeszcze w liceum, przeznaczyłam na zakup stylowych sprzętów. Podczas wakacji wstawałam dzielnie rano i jechałam do pracy, a po drodze rzucałam tęskne spojrzenie przez okno antykwariatu na upatrzoną lampę naftową. Lampa ta ostatecznie nie stała się moją własnością, miesięczna pensja okazała się zbyt skromna ;) Ale motywację do pracy miałam dzięki niej ogromną :)
Dzięki albumom, które Wam pokazuję, nauczyłam się jak eksponować i zestawiać ze sobą antyki ze sprzętami stylizowanymi, jak dekorować i dodawać pomieszczeniom przytulności. Wiele inspiracji stamtąd zaczerpniętych wciąż czeka na realizację... w większym mieszkaniu ;) Książki gorąco polecam.


A wracając do gościńca - noworocznym pierwszym zakupem okazała się poniższa lampka, na którą miałam "chrapkę" już od kilku lat, wahałam się, bo nie jest idealnie taka, jak z marzeń, lecz w końcu zdecydowałam się ją kupić i po przywiezieniu do domu stwierdziłam, że to była bardzo dobra decyzja mimo, że klosz nie posiada tych wymarzonych proporcji - kiedyś go zmienię, a póki co, cieszę się taką, jaką jest. Oto moja pamiątka z ostatniej podróży w kąciku, w którym piszę do Was moje posty :)









W Lublinie, na tamtejszym targu staroci udało mi się spełnić tym razem jeszcze dwa inne marzenia - do domu wróciłam z dawnym naczyniem na wodę w objęciach oraz bardzo praktyczną i piękną łyżką do sosów.


Miedziane naczynie pełni funkcję osłonki na doniczkę, a platerowana łyżka czeka na gości. Zachwyca mnie sposób, w jaki zdobiono kiedyś przedmioty codziennego użytku i ich trwałość. Tym, którzy chcieli by poczytać, dowiedzieć się czegoś więcej o tym jak kiedyś urządzano mieszkania, jak sobie radzono z codziennymi zajęciami domowymi, jakich sprzętów używano, zachęcam do lektury książki Elżbiety Koweckiej "W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX w." To pozycja, moim zdaniem, dotąd niezastąpiona.


 A do miłej lektury na pewno warto zasiąść z ulubioną filiżanką aromatycznej herbaty.


Miłej niedzieli, moi mili :)

środa, 1 stycznia 2014

Święta, Święta i już po...

Tegoroczny okres okołoświąteczny kończy się dla mnie tego wieczoru. Kilka dni urlopu między Świętami a Nowym Rokiem wystarczyło, by zafundować sobie nieco dłuższe wakacje. Pogoda iście marcowa: słoneczko, zieleniejąca trawa, tu i ówdzie kwitnące prymulki oraz pęczniejące coraz bardziej pąki lilaków. W kwietniu podczas Świąt Wielkiej Nocy mieliśmy w tym roku zaspy śniegu, a w Boże Narodzenie wiosenny powiew. No i cóż, źle było? Ot, takie pogodowe niespodzianki. Kocham białe Święta, lecz na obecną aurę nie uskarżam się zanadto, bo po minionym wyjątkowo krótkim sezonie (wiosna przyszła tak późno!), wielu pochmurnych weekendach, z radością witam każdy promień słońca zaglądający do domu.


W tym roku udało mi się przygotować do Świąt omijając wielkie centra handlowe z całym ich harmidrem i pokusami. W domu więc przybyła tylko jedna dekoracja świąteczna - nieduża choineczka wykonana z białych piór, zwiewna i eteryczna ujęła mnie swoim wdziękiem.


Jak co roku króluje natomiast ona - zielona, żywa i pachnąca. Najpierw odstała trzy dni bez ozdób, bo musiałam się nacieszyć jej naturalną urodą, w końcu jednak obwiesiłam ją tradycyjnymi świecidełkami, by mogła pysznić się kolorami w promieniach słońca zaglądających rano przez okno.




Na balkonie prowadzę w tym roku stołówkę dla sikorek. Codziennie wykładam nową porcję słonecznika i mimo, że karmię je od połowy listopada, ptaszki nadal są bardzo nieufne i ostrożne, nie udaje mi się więc zrobić im ostrego zdjęcia. Jednak podczas weekendowych niespiesznych śniadań mogę podglądać, jak się skradają, by schwycić w dziobek kolejne ziarnko. Karmnik ustawiłam tak, by siedząc przy stole, mieć na niego dobry widok.


Boże Narodzenie, a wciąż na balkonie kwitną pojedyncze surfinie.



Żywa zieleń mchu przed klatką zaprasza na spacer.


Koniec roku spędziłam zwiedzając zakątki lubelszczyzny i smakując, smakując... :) Dobrze było pozostawić za sobą codzienne trudności i choć przez kilka dni odetchnąć swobodniej.


Lublin widziany przez okno restauracji żydowskiej Mandragora.


Wnętrze bardzo stylowe, przytulne i ciepłe, przemiła obsługa, pyszny, domowy podwieczorek i wiele inspiracji dookoła - uwielbiam takie chwile!


Poniżej świetny pomysł na oprawienie obrazu do podpatrzenia. Powyżej nocna szafeczka, niemal identyczna z pamiątkową po Babci, stojącą obecnie w mojej łazience.


Cudowny, słoneczny dzień w Nałęczowie.





Fragment drzwi w pałacu Małachowskich.





Wnętrze pijalni wód, przywołujące wspomnienia wakacji z dzieciństwa.






31 grudnia przyroda powitała nas porannym szronem.


Zamek w Janowcu nad Wisłą - vis a vis Kazimierza Dolnego.








Potężny krzew hortensji przed dworem w Janowcu - nigdy takiego nie widziałam!





Spotkaliśmy też świętego Mikołaja - prawdziwego, bo w stroju biskupim, a nie przebranego za krasnala.


Za Stary Rok dziękowaliśmy u stóp wizerunku Matki Boskiej w Klementowicach.


Nowy Rok powitaliśmy m.in. delektując się specjałami mojej ulubionej, kazimierskiej herbaciarni :)






A potem zapadł zmrok, a wraz z nim koniec sielanki - pora na drogę powrotną do domu i do codziennych zajęć. Głowa pęka od pomysłów i dobrych postanowień. Dlatego sobie i Wam i życzę, aby rok, który właśnie się rozpoczął przyniósł nam wiele okazji do realizacji marzeń i planów, do przeżywania satysfakcji z osiągniętych celów; życzę dni wypełnionych chęcią do działania, serc pełnych nadziei i wiary, ciepła płynącego z relacji z drugim człowiekiem, Bożego błogosławieństwa, a wszystkim ogrodomaniakom cudownego sezonu z odpowiednią dawką słońca i wody oraz zdrowia i sił do pracy :)