piątek, 27 marca 2015

Siła natury


Od kilku dni możemy się cieszyć piękną, słoneczną wiosną. Wczoraj mieliśmy krótki przerywnik - mało deszczu z wielu chmur - lecz dzisiaj znowu przywitało mnie wschodzące słońce. Wszyscy lubimy takie jasne poranki. O tej porze roku słońce ma niezwykłą moc - dodaje sił, poprawia nastrój, napełnia nadzieją i chęcią do działania.



Po długich, burych zimowych miesiącach potrzebujemy go jak lekarstwa. Lekarstw w naturze mamy więcej. Mówi się, że przyroda ma lek na każdą chorobę. O niektórych roślinach można jednak powiedzieć, że są lekarstwem na niemal każdą chorobę.



Od poniedziałku w mojej filiżance pojawia się jedna z nich - czystek. Zioło, które ostatnio zrobiło się modne, mam nadzieję, że zasłużenie.  O jego pozytywnym działaniu usłyszałam i przeczytałam tak wiele dobrego, że wprost od lektury poszłam do sklepu, by je zakupić i wypróbować na własnym organizmie jego dobroczynne działanie.


Podobno czystek znalazł się wśród ziół stosowanych przez św. Hildegardę, ze względu na swoje dobroczynne właściwości: zdolność wzmacniania układu odpornościowego człowieka, niszczenia drobnoustrojów, oczyszczania organizmu z toksyn (tym właściwościom zawdzięcza swoją nazwę), leczenia alergii, daje sobie radę nawet z boleriozą. Lista jest tak długa, że uznałam, iż warto spróbować. Co prawda na efekty będę musiała poczekać długo, jak to z ziołami bywa, ale w przeciwieństwie do działania leków chemicznych, bez obaw o skutki uboczne. Kto ma ochotę spróbować, zapraszam na filiżankę :) A poczytać o tej niezwykłej roślinie można np. tutaj.


Leczniczą moc może mieć również dobre słowo - idealne do słuchania przy filiżance naparu :) Wszystkim samotnym polecam wysłuchanie niezwykłych, podnoszących na duchu i nadających kierunek słów o.Szustaka. Cenne, gdyż temat współczesnych singli najczęściej jest w Kościele przemilczany. Takiej interpretacji przyczyn życia w pojedynkę i możliwości, które ten stan daje od nikogo dotąd nie słyszałam. Polecam nie tylko samotnym, ale i tym, którzy samotnych wokół siebie mają:
https://www.youtube.com/watch?v=IvpyRJhaeWs
https://www.youtube.com/watch?v=azM_1GBd0KA

Słonecznego i wypełnionego uśmiechem weekendu Wam życzę :)
Doranma

sobota, 21 marca 2015

Słoneczna terapia


Jaki był pierwszy dzień wiosny u nas? Słoneczny :) Jasne, błękitne niebo, ciepłe promyki słońca muskające twarz, trochę nieśmiały śpiew ptaków dobiegający uszu, zapach ziemi, miodowy smak herbaty w termosie, spokój, nadzieja, radość ... I troszeczkę smutku na dokładkę, że pogoda taka piękna, ziemia sucha, w sam raz do kopania, róże całe w pąkach, które za kilka dni staną się listkami, zewsząd zieleń pcha się na powierzchnię gleby i woła - zajmij się mną! - a ja patrzę na to piękno dookoła, sycę oczy, ale nie mogę dziś pomóc, nie mogę biec z grabiami by powiększyć przestrzeń życiową młodziutkich roślin, nie mogę łapać za sekator, by obciąć to co niepotrzebne, nie mogę dokarmić, podlać... jeszcze nie dziś. Jeszcze infekcja trzyma w szponach moje ciało i tylko mogę patrzeć, podziwiać, cieszyć się tym wiosennym powietrzem, które co roku takie samo, ale co roku uszczęśliwia niezmiennie :)



Przyroda ma w sobie jakiś magnes, który przyciąga mnie niepohamowanie. I co z tego, że rok w rok patrzę na te same oznaki budzącego się życia, skoro one za każdym razem wydają się takie nowe, niezwykłe, godne oglądania, dotykania i fotografowania. No to popstrykałam troszkę ;) Przebiśniegi, które w tym roku nie miały się przez co przebijać. Miesiąc temu widziałam je jeszcze w maleńkich, stulonych pączkach, a dzisiaj przyzywały mnie swoją pełną krasą.


Krokusy, wnoszące tyle radości do burego wiosennego ogrodu barwnymi plamkami swoich kwiatów, które tak dobrze widać nawet z daleka.


Niebieskookie przylaszczki, mające w sobie tyle subtelności, delikatności, obietnicy...


Nawet zielone kępy wyprostowanych liści narcyzów wydają się niezwykle piękne na szarym tle otoczenia.


A firanki z kwitnącej leszczyny? - toż to arcydzieło natury, mimo że nie kolorowe :)


Mam nadzieję, że Wy także, po całym tygodniu pracy, mogliście się dzisiaj delektować pięknem wiosennego świata, czy tak? Jutro podobno zima ma jeszcze próbować zawrócić bieg czasu i sypnąć śniegiem, ale mając dzisiejsze ogrodowe widoki pod powiekami żadne chwilowe ochłodzenie nie jest mi straszne. Bo wiem, że ekspansji życia nic już nie powstrzyma :)

Pozdrawiam serdecznie,
Doranma

środa, 11 marca 2015

W domowym zaciszu

Nie cierpię chorować, ale bardzo lubię czas rekonwalescencji, gdy wracając powoli do zdrowia mogę zacząć rozkoszować się godzinami spędzanymi w spokoju w ukochanym domu. Tak, rozkoszować się, to najwłaściwsze słowo :) I mimo, że już minęły ponad dwa tygodnie mojego "zamknięcia", to nic a nic się nie nudziłam i mogłabym tak posiedzieć jeszcze czas jakiś z największą przyjemnością :) Też tak macie? 
Cóż, jednak trzeba wracać do pracy, mimo, że zdrowie jeszcze nie do końca dopisuje. I cieszę się niezmiernie, i wdzięczna jestem za to, że mam dokąd wracać. Domatorstwo bowiem nie wyklucza rozsądku - praca jest potrzebna, konieczna i cieszę się, że mogę już stanąć na nogi i do niej wrócić. A że sercem jestem bardziej tu, niż tam, to już insza inszość ;)


Przez ostatnich kilka dni słońce ozłociło mój świat. Wczoraj było tak ciepło, przyjemnie, jasno, że nie miałam wątpliwości, że wiosna nieodwołalnie przyszła już! I nie zmieni tego chwilowe ochłodzenie i dzisiejsza szarość za oknem. Wystarczyło tych kilka cieplejszych, słonecznych dni, by trawa tu i ówdzie okryła się zielenią, a pąki na drzewach i krzewach zaczęły rosnąć.W osiedlowym ogródku okryłam kępki wesołych krokusów - stałam i gapiłam się na nie jak zaczarowana :) Na okolicznych ulicach i podwórkach rozpoczęły się prace porządkowe - panowie biegają z grabiami, czyszczą - od razu przyjemniej :) Optymistyczna aura za oknem i powrót sił fizycznych po chorobie sprawiły, że zachciało mi się odświeżenia najbliższego otoczenia, a zwłaszcza wesołych, pastelowych kolorów. Zapragnęłam żółtego :) 


Gałązki forsycji ścięte na działce trzy tygodnie temu, długo utrzymywały swoje żółciutkie kwiatki, ocieplając i rozweselając pokój.



Tym pragnieniem powodowana i korzystając ze sprzyjającego faktu, że moim głównym zadaniem jest powrót do zdrowia, a więc nic innego nie muszę, nigdzie się nie spieszę - postanowiłam więc zmierzyć się z zadaniem odkładanym przez lata całe... Wyciągnęłam stare adamaszkowe zasłony, maszynę do szycia i zaczęłam dłubanie przy planowanych od dawna pokrowcach na siedziska krzeseł. 


Na powyższym zdjęciu doskonale widać różnicę - stare, prawdopodobnie oryginalne obicie, które już się wysłużyło przez kilkadziesiąt lat, a po lewej wersja odświeżona w moim wykonaniu :)



Bardzo podobają mi się zdobiące je detale, wykonane ze starannością charakterystyczną dla dawnego rzemiosła. Podbiły moje serce kilka lat temu, gdy stały niechciane przez nikogo na bazarku, wśród innych staroci. Brudne, ochlapane farbą - przygarnęłam, wyczyściłam jak umiałam i pokochałam :) Mam nadzieję, że kiedyś dotknie je ręka prawdziwego fachowca, przywracając im pełnię urody.


Wracając do obicia - najpierw miało być bardziej profesjonalnie, jednak już przy drugim krześle poszłam na "łatwiznę", zamieniając wykrój pokrowca ściąganego pod spodem krzesła w gumkę, na metodę bardziej "laicką", ale za to dającą lepszy efekt wizualny z wierzchu. Okazało się, że zamiast doszywać plisy, szyć tulejkę, wciągać troczki lub gumkę, dużo prościej jest jedynie podszyć prostokąt materiału o odpowiednich wymiarach, aby się nie strzępił i ręcznie (!) od spodu siedziska pozszywać go "na okrętkę", naciągając jednocześnie tak, by był dobrze dopasowany. Dzięki temu nic się nie marszczy, a w razie potrzeby łatwo będzie wszystko rozpruć i uprać. Polecam tę metodę wszystkim, którzy chcieliby odnowić swoje krzesła, a z różnych powodów nie mogą w danej chwili skorzystać z usług tapicera. Okazuje się bowiem, że nie trzeba mieć szczególnych umiejętności krawieckich ani oprzyrządowania tapicerskiego, by przemienić wygląd krzeseł w sposób moim zdaniem zadowalający :)


A do "nowych" kremowo-żółtych krzeseł wyjęłam moje ulubione, wiosenne filiżanki, utrzymane w tonacji, która niezmiennie od wielu lat i niezależnie od pory roku gra mi w duszy :) Bardzo lubię połączenie pastelowych odcieni zieleni, różu i żółtego na porcelanie i innych dodatkach we wnętrzach. I mam w nosie modę na szare ;)


I jeszcze raz okazało się, że to co najdłużej odkładam w czasie, uważając za zadanie trudne lub czasochłonne, okazuję się proste, przyjemne i przynosi mi najwięcej satysfakcji :)


Przy okazji tego wpisu pozdrawiam serdecznie Marię Par - kochana, gdybyś mieszkała bliżej, na pewno chciałabym skorzystać z Twoich umiejętności i usług, ale że tak nie jest, to radzę sobie jak potrafię, a Twoje prace podziwiam :)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie z wiosennym powiewem :)
Doranma

niedziela, 8 marca 2015

Być kobietą, być kobietą ...

Od rana chodzę i nucę tę piosenkę Alicji Majewskiej. Bo chociaż nie podpisuję się pod wszystkimi słowami tekstu, to jest w niej coś, co sprawia, że chce się ją śpiewać na całe gardło :)


Mieć z pół kilo biżuterii, kapelusze takie duże 
i od stałych wielbicieli wciąż dostawać listy, róże. 
Na bankietach, wernisażach pokazywać się codziennie... 
Być kobietą - ta tęsknota się niekiedy budzi we mnie. 



(...) czas niech płynie w rytmie walca, dzień niech jedną będzie chwilką. 

Jakaś rola w głównym filmie, jakiś romans niebanalny... 
Być kobietą w dobrym stylu, Boże, daj mi... 

I dał Bóg, że jestem kobietą i bardzo sobie swoją kobiecość cenię, i chwalę :)


Zastanawiałam się dziś czym jest dla mnie kobiecość, jak ją zdefiniować? Nie, nie pokuszę się o napisanie definicji, nie zamknę istoty kobiecości w kilku słowach, gdyż jest ona dla mnie pojęciem zbyt różnorodnym i bogatym, tak jak jesteśmy różne my, kobiety. Myślę, że każda z nas powinna odkrywać rysy kobiecości właściwe dla niej i dbać, rozwijać, pielęgnować je w sobie.



Dlatego dziś składam Wam, drogie Dziewczyny, życzenia codziennego doświadczania radości z bycia kobietą, dzielę się kilkoma cytatami o kobiecości, które lubię -takimi "do pomyślenia" - i obdarowuję ulubionymi bukietami - różnymi, tak by każda mogła wybrać jakiś dla siebie wedle swoich upodobań :)



"Była sobie nasturcja, która nagle zapragnęła być tulipanem. Zdawało się jej, że w porównaniu z nim ona nie znaczy prawie nic - taka mała, przyziemna, nieatrakcyjna, przy nim - wysokim, o pięknej czerwieni, pieszczonym przez słońce... To jej pragnienie było tak silne, że nie rozwinęła w sobie nic, co jest piękne w nasturcji, a do tulipana i tak się nie upodobniła, przez co jej życie, rozdarte pomiędzy niechęcią do swojego losu i pragnieniem losu innego, skończyło się przedwczesnym uschnięciem". (br.T. Ruciński, Światła w oknach domu")



"(...) głód duchowy. Odczuwamy go w postaci pragnień, które w nas są  - pragnienia miłości, pokoju, radości, spełnienia, piękna, uznania, czyli tego wszystkiego, co nazywamy szczęściem. I nie chodzi tu o jakąś miłość, ale o miłość niesamowitą ogarniającą i przejmującą do głębi. Nie chodzi o jakiś pokój, ale o ten całkowity, przepełniający. Nie chodzi o jakąś radość, ale o radość rozpierającą, unoszącą ponad ziemię, wyciskającą z oczu łzy. Nie chodzi o jakieś spełnienie, ale o ten wszechogarniający błogostan, który trudno wyrazić w słowach... Wszystkie odczuwamy ten głód. (...) Ten głód to nasza tęsknota za Utraconym". (M.Grabowska, Kobieta warta Królestwa)



"Musimy przestać się potępiać. Uważamy, że nie możemy być słabe, że powinnyśmy być silne i niezależne w życiu. Ale nie jesteśmy idealne. Jesteśmy kobietami, które doświadczają siebie ze wszystkim co do nas przynależy. Jesteśmy jak Ewa matkami tego, co w nas żywe. Czasami wolno nam będzie być bezradną dziewczynką. (...) Będziemy potrafiły przyznać się do tego, że nie w każdej sytuacji postępujemy tak, jak byśmy tego chciały. To siła kobiety kochającej przyjmuje nas takimi, jakie jesteśmy. Kobieta mądra pomaga nam rozpoznać i przyjąć to, co jest. Ona wskazuje nam drogę, na której przestaniemy się użalać nad sobą. Ona nas zachęci do tego, by coś z tym zrobić. Tylko my same znamy naszą naturę i wiemy, kiedy jesteśmy dojrzałe do tego, by zmienić naszą sytuację. To kobieta dzika w nas jest tą, która nas prowadzi. Ona mówi nam, kiedy przyszedł czas, żeby pokazać naszą siłę i piękno. Ona zna przyrodę i nie żąda, żeby w zimie zakwitły pąki. Daje sobie czas na to, żeby dojrzeć do otwarcia się, ponieważ ufa siłom natury. To zaufanie do własnej natury uwalnia ją do tego, żeby podjęła swoją decyzję jak królowa w swoim królestwie". (L.Jarosch, A. Grun, Królowa i dzika kobieta)



"Piękno jest istotą kobiety - tym, czym jest i czym pragnie być - oraz najwspanialszym sposobem, w jaki nosimy obraz Boga w naszym zepsutym i często brudnym świecie. (...) Kobiety są istotami wielkiej tajemnicy, nie problemami do rozwiązania, ale tajemnicami niosącymi radość. I to również jest częścią ich chwały. 
(...) jednym z głównych sposobów wpływania na nasz świat jest czynienie go piękniejszym miejscem do życia. Dekorujemy nasze domy. Stawiamy na stołach kwiaty w wazonach. Kobiety pionierów z Dzikiego Zachodu zabierały filiżanki do herbaty z chińskiej porcelany na pustkowia (...).
Piękno jest najbardziej istotne i, tak, najbardziej niezrozumiałe ze wszystkich cech kobiecości." (J.&S. Eldredge, Urzekająca. Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy)






Serdecznie Was pozdrawiam :)
Doranma






środa, 4 marca 2015

Okruszyny życia wkładam do pudełka


Czasami dzieją się dziwne i dobre rzeczy, przynoszące powiew ciepła od losu. Dające przeczucie, albo i pewność, że nie jesteśmy tu z przypadku, nie jesteśmy sami, że jesteśmy po coś i dla Kogoś. Łatwo te chwile przegapić w codziennym zabieganiu, gdyż zdarzenia te nie są nachalne, lecz subtelne jak woń wczesnowiosennych kwiatów. Aby ją poczuć, trzeba nastawić wewnętrzny radarek na to, co niewidzialne.


Temu podobne doznanie - które trudno jest mi oddać w słowach - stało się ostatnio moim udziałem za sprawą... książki. Kilka miesięcy temu Iza w Domowym zakątku podzieliła się wrażeniami z lektury autorstwa Lisy Wingate pt. "Pudełko na modlitwy". Po przeczytaniu posta Izy zapragnęłam tę książeczkę przeczytać, zapisałam jej tytuł na liście "do kupienia", odkładając sprawę na bliżej nieokreśloną przyszłość.


Niedawno powieść ta została mi sprezentowana przez moje drogie Koleżanki :) I wydarzyło się coś, co przeczuwałam. Kilka wieczorów po powrocie z pracy, spędzonych tylko i wyłącznie nad lekturą, gdy nie liczyły się sterty naczyń czekających na zmywanie, a lodówka na szczęście była zasobna, zapewniała więc wyżywienie na kolejny dzień ;) Pierwsze strony były zaskoczeniem i rozczarowaniem - nie czekałam przecież na kryminał! Potem było już cudownie :) Historia samotnej matki z dziećmi szukającej pracy i miejsca do życia była dla mnie tylko dodatkiem. To, co przyciągało moją uwagę najmocniej, to dzieje starego, zasobnego domu, kryjącego w sobie tajemnicę długiego życia kobiety nie akceptowanej przez miejscową społeczność. (Uwielbiam dzieje starych domostw!) Historia odkrywana powoli, z wyczuciem, wraz z kartami listów pisanych przez kilkadziesiąt lat, a teraz wyjmowanych powoli z kolejnych pudełek  - pudełek na modlitwy. Listy te były bowiem dziennikiem, modlitwami pisanymi do Boga.


Zawierały szereg zdań, nad którymi chciałam zatrzymać się na dłużej, pomimo wciągającej fabuły. Zdań, w których można się przejrzeć jak w lustrze,

"Znów długo do Ciebie nie pisałam. Jakie to dziwne, że gdy godziny ciągną się z rozpaczy, kiedy potrzeb jest wiele i czuję ból w sercu, szukam pociechy w rozmowie z Tobą. A gdy dzień skąpany jest w słońcu i spokojny, łagodny jak nakarmiony źrebak, stojący niezgrabnie na nogach w trawie, milczę, a moje potrzeby są uśpione". (str.236)

przyjrzeć się bliżej naszemu wnętrzu i temu, co w nim obecnie pobrzmiewa:

"najtrudniejsze bitwy to nie te, które nas czekają poza pancerzem, ale pod nim"

zastanowić nad własnym przeznaczeniem:

"Nie jesteś Bogiem niekończących się portów. Porty są dla zwiniętych żagli i obrosłego skorupami drewna, a morze... morze to świeży deszcz, oczyszczająca bryza i lśniące żagle. Jesteś Bogiem wiatrów i fal. Podróży, sztormów, nawigacji przy pomocy gwiazd i wiary.
Wysyłasz statki w rejs, żeby wykonały to, do czego zostały stworzone, ale nie pozostawiasz ich samych sobie, gdyż także morze jest Twoje". (str. 239)

podjąć próbę weryfikacji, czy jestem na właściwej drodze:

"Zabierz mnie na piękne wybrzeża, gdzie mój dom, i pozwól mi zanurzyć stopy w delikatnych piaskach tego wszystkiego, co dla mnie przygotowujesz. Pozwól mi być wdzięczną za to, co mi dałeś, bym nie pragnęła tego, co nie jest dla mnie przeznaczone". (str. 244)

zamyślić nad ulotnością życia:

"Ojcze, przebacz mi, że proszę o kolejny dzień, i jeszcze jeden, kiedy ten jest tak piękny. My, ludzie, nic nie możemy na to poradzić, że niemądrze pragniemy wieczności w tym życiu." (str. 351)

Powieść ta jest dla mnie pełna obecności Boga. Czytając ją, miałam głębokie przeświadczenie, że nie trafiła w moje ręce przypadkiem, przeciwnie - została napisana dla mnie, miałam ją poznać. Odebrałam ją jako czuły list Boga pisanym między wierszami, łagodne zaproszenie do pogłębienia relacji, Jego serdeczne przytulenie.


Z posłowia autorki o pudełkach na modlitwy:
"Można przechowywać w nich swoje ulubione wersety biblijne albo stworzyć z nich pewnego rodzaju dziennik modlitwy, pozwalając sobie na większą swobodę w doborze treści (...) Chodzi bowiem przede wszystkim o to, aby w świecie poszatkowanych myśli, szybko uciekającego czasu i chaotycznych modlitw poświęcić chwilę na przemyślenie, zapisanie i zrozumienie we własnej  głowie i sercu tego, o co prosisz, za co jesteś wdzięczna, o co się martwisz - o zapisanie i zrozumienie nadziei, którą żyjesz.
A potem?
Włóż kartkę do pudełka i ...
Puść.
Na tym polega zaufanie".


Lisa Wingate zainspirowała mnie do tego, by stworzyć swoje własne pudełko. Już nie raz myślałam o tym, by opisywać te chwile z życia, w których mam głębokie poczucie Bożej obecności, Jego interwencji, czy odpowiedzi na moje prośby. Przypominanie sobie o takich zdarzeniach w czasie, gdy Bóg wydaje się być daleko, wzmacnia naszą wiarę. Słyszałam też kiedyś o praktyce spisywania próśb, które zanosimy do Boga, jak długo się o coś modlimy i obserwowania oraz odnotowywania kiedy i w jaki sposób Bóg na nie odpowiedział. Pudełko na modlitwy jest pomysłem, który wpisuje się w te moje potrzeby. 
Chciałam by to było pudełko zrobione własnoręcznie. Wyszperałam w moim "składziku" potrzebne materiały i teraz czekam z realizacją zamierzenia już tylko na moment, gdy wredne choróbsko, co się przyplątało, odpuści. I wiecie co? Odkąd postanowiłam wcielić w życie ten pomysł, listy same piszą się w głowie :)

Jeżeli kogoś zaciekawił ten temat, to zachęcam nie tylko do lektury, ale i do odwiedzenia stron internetowych, na których można znaleźć m.in. pomysły jak wykonać swoje pudełko. I wyjaśnienia po co to robić, np.:


Ciekawa jestem, czy wśród moich Czytelników komuś jeszcze spodobała się ta idea?

Promyki marcowego słońca Wam posyłam wraz z pozdrowieniami :)
Doranma