sobota, 4 października 2014

Sobotnia kawa i dyniowe zbiory

Witajcie :) Cudowną pogodę mieliśmy dziś na Mazowszu. Rześkie powietrze grzało się od rana w październikowym słońcu. Na niebie żadnej chmurki, a wokoło mnóstwo jesiennych kolorów. Gdzie mogłam spędzić tak piękny dzień? Oczywiście na działce.
Najwyższa była już pora, by zacząć prace porządkowe, chociaż nie szło mi to łatwo, bo z powodu braku przymrozków wszystko jeszcze rośnie i kwitnie, więc serce bolało, by wyrywać zielone rośliny. Ale trzeba było, bo do końca sezonu już bardzo blisko. I chociaż każdy kąt ogródka woła o moje ręce, to nie mogłam sobie odmówić tradycyjnej filiżanki kawy na dobry początek działkowego dnia.




Rozsiadłam się więc z filiżanką i gazetką na ławeczce. Jednak długo na niej nie wytrzymałam - zbyt wiele wokoło bodźców ;) Pobiegłam z aparatem na działkowy obchód.




 Kolorystyka zmienia się bardzo stopniowo z tygodnia na tydzień, to dzięki ciepłej i suchej jesieni, jaką dotąd mamy. Obok przyciągających wzrok czerwonych liści dzikiego wina i borówek amerykańskich na rabatach królują marcinki w przeróżnych odcieniach fioletu i różu. Różne ich odmiany krzyżują się wciąż ze sobą i z roku na rok mam coraz więcej ich wariantów kolorystycznych. Ostatnie róże zdecydowanie oddały tym pospolitym kwiatkom palmę pierwszeństwa.



Nad marcinkami unosiły się chmury owadów, zapracowanych tak, że zupełnie nie zwracały uwagi na obecność człowieka. Tym razem motyli było już niewiele, ale przeróżnych pszczół i trzmieli nie brakowało.


Ze spaceru wróciłam na ganek, by dopić swoją już przestygłą kawę i obmyśleć plan działania.





Doszłam do wniosku, że pora zlikwidować moje dyniowisko, które w tym roku osiągnęło rekordowe rozmiary. Zachęcona ubiegłorocznymi zbiorami dyń Hokkaido, w tym roku chciałam spróbować innych, nowych dla mnie odmian. Okazały się niezwykle plenne! Na poniższym zdjęciu zrobionym w połowie sierpnia widać trzy odmiany, po jednej roślinie każda: dynia makaronowa, kabaczek i dynia ozdobna Baby Boo. Wspólnie opanowały kilkanaście metrów kwadratowych.


Na kompostowniku posadziłam dynię bezłupinową, która tak jak jej poprzedniczki w ubiegłym latach, zaczęła bardzo szybko zwiedzać rozrośnięty świerk sąsiadów. Poniższy owoc wisiał w sierpniu już nad ogrodzeniem.

Ale alpinistka wspinała się dalej i dalej, tak że później nie miałam już jak zrobić jej zdjęcia, za mały zoom w aparacie ;)


Swoją wspinaczkę przypłaciła upadkiem w wieku niezupełnie dojrzałym. Na szczęście niektóre z jej sióstr były bardziej rozsądne i doczekały dzisiejszych zbiorów w bezpiecznej pozycji leżącej.


Kabaczek natomiast też okazał się sympatykiem podróży, lecz wybrał inną trasę i postanowił przenieść się do sąsiadów. Niczym wąż wślizgnął się na ogrodzenie, na którym zawisł na kolejne dwa miesiące. Pędy ma dużo mocniejsze, niż dynia, bo dotrwał na płocie do dzisiejszych żniw bez szwanku.


A to już prawie cały mój dzisiejszy zbiór. Prawie, bo wcześniej trochę zjadłam i rozdałam. I pomyśleć, że tyle dobra z jednego ziarnka! Podziwiam żywotność tych roślin.


Na pierwszym planie ozdobna Baby Boo, którą w poprzednich latach tylko podziwiałam na Waszych blogach, w tym roku będzie zdobiła moje i zaprzyjaźnione mieszkanka :) Chociaż przyznać trzeba, że w porównaniu do pozostałych odmian, plon wydała raczej skromny.


Dyń dużo, a ja uświadomiłam sobie, że nie mam żadnej do marynowania i na ulubiony dżem! Bezłupinowa, poza pestkami, okazała się bezużyteczna, tzn. mogłaby być paszą dla zwierząt, lecz tych nie posiadam, zasili więc kompost. Co do makaronowej, to jestem niezwykle ciekawa, co z niej wyjdzie. Czytałam, że gotuje się ją w całości w garnku, a po ugotowaniu wyjmuje ze środka "makaron". Czy macie może swoje doświadczenia z tą odmianą i możecie podzielić się ze mną praktycznymi radami? Będę wdzięczna za pomoc, bo jakoś nie mam odwagi się za nią wziąć :)

Pozdrawiam serdecznie życząc równie słonecznej niedzieli :)

Doranma