Tak, tak, sierpień już dobiega końca a ja dopiero o lipcu ;) Ale cóż, samo życie - post napisany trzy tygodnie temu, czekający jedynie na uzupełnienie zdjęciami... niech idzie w świat :) Dlaczego?
Bo kolejny miesiąc życia minął tak szybko, a we mnie dojrzewa coraz silniej potrzeba zachowywania od zapomnienia. Czy macie może to samo wrażenie, że okresy, w których pozornie nie dzieje się nic, a dzień podobny do dnia, najszybciej i najłatwiej rozpływają się w niepamięci? A przecież i taki czas kryje pod pozornym spokojem swoich wód bogactwo świata wewnętrznego, bogactwo naszej niepowtarzalnej codzienności ... By to nie umknęło, by tego bezpowrotnie nie utracić, coraz częściej i bardziej regularnie biorę do rąk mój kalendarz, by zapisywać w nim drobne zdarzenia, które mnie poruszyły, nieprzypadkowy splot zdarzeń, który zapisany, utrwalony, obejrzany jakby "z góry", uwydatnia "palec Boży" w zwyczajnych drobiazgach, które widziane z perspektywy czasu stają się niezwyczajne. Opisuję więc te zdarzenia, Boże szepty, czyli mój świat intymny, którym dzielę się z nielicznymi lub nie dzielę wcale. Co mi to daje? Poczucie celowości, zmierzanie w jakimś kierunku, a w związku z tym nadzieję, radość i pokój.
Na balkonie, dopóki nie było upalnych dni, wyjątkowo ładnie rozrastały się surfinie. Paleta barw, jak co roku, raczej stonowana, pastelowa - lubię tak.
Ten czosnek rośnie w donicy już czwarty sezon. Przetrzymuje kolejne zimy bez żadnego problemu, niczym go nie okrywam. Zielone kiełki potrafi zacząć wypuszczać już nawet pod koniec stycznia, dając nadzieję na rychłą wiosnę, a potem zielone listki do sałatek i jajecznicy. Od ubiegłego roku zaczął też kwitnąć zwabiając na moje ósme piętro bzygowate :)
Na balkonie, dopóki nie było upalnych dni, wyjątkowo ładnie rozrastały się surfinie. Paleta barw, jak co roku, raczej stonowana, pastelowa - lubię tak.
Ten czosnek rośnie w donicy już czwarty sezon. Przetrzymuje kolejne zimy bez żadnego problemu, niczym go nie okrywam. Zielone kiełki potrafi zacząć wypuszczać już nawet pod koniec stycznia, dając nadzieję na rychłą wiosnę, a potem zielone listki do sałatek i jajecznicy. Od ubiegłego roku zaczął też kwitnąć zwabiając na moje ósme piętro bzygowate :)
Lipiec to także czas zakupu kolejnych dwóch stert książek. Jedna dla Rodziców: ćwiczenia dla seniorów i o przeżywanej przez Nich starości, a druga dla mnie. Te moje, to znów kolejne pozycje o sztuce życia, życia z Bogiem. Wśród już przeczytanych jest m.in. biografia ks. Dolindo, propagatora tak mi bliskiej modlitwy "Jezu, Ty się tym zajmij". Historia życia tego niezwykłego kapłana jest poruszająca - życia pełnego cudów, ale i ogromnego cierpienia - uczy postawy akceptacji w trudnościach, pokory i zaufania. Napis, który został zamieszczony na Jego neapolitańskim nagrobku jest kwintesencją Jego postawy życiowej: "Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj. Nawet zza grobu odpowiem ci: ufaj Bogu".
Jest to lektura czasami zmuszająca do niełatwych refleksji. Szczerze polecam.
Jest to lektura czasami zmuszająca do niełatwych refleksji. Szczerze polecam.
Lipiec to lato! Najprawdziwsze, polskie lato, jakie pamiętam z dzieciństwa. Nieupalne, ale z mieszanką słońca i deszczu, wypełnione zapachami, kolorami i smakiem owoców. Szczęśliwie każdą lipcową sobotę mogłam spędzać na działce i chłonąć, chłonąć, chłonąć :) Przybyło też trochę nowych roślinek, np. takie nietypowe oregano, niestety w sklepie nie było nazwy tej odmiany.
Biała jarzmianka o koronkowych kwiatkach.
Kwitnąca także biało z domieszką różu eteryczna gaura - szkoda, że w naszym klimacie, to roślina jednoroczna.
Od dawna szukana odmiana hosty - miniaturowa, ale urocza Mouse Ears.
I kolejna różyczka - chociaż wiosną się zarzekałam, że koniec z różami - Chippendale. Wybarwienie kwiatów zmienia się od pomarańczowego po łososiowy, delikatnie różowy. Podobno odporna na choroby - oby, bo moje ukochane róże, które w czerwcu stroją się masą kwiatów, już od lipca straszą gałązkami ogołoconymi przez czarną plamistość. Może więc nie w tym rzecz, by się róż pozbywać, tylko by je stopniowo wymienić na odporniejsze, a równie piękne odmiany.
Winorośl przeznaczona do jesiennego przesadzenia, a więc niepewna swojego losu, bo nigdzie nie udało mi się znaleźć informacji, czy tak stary, 30-letni okaz przeżyje przenosiny, jakby przestraszona tym co ją czeka, zapowiada w tym roku wyjątkowo obfite winobranie. Mam nadzieję, że nie na pożegnanie.
Warzywnik, bardzo późno w tym roku obsiany, bo dopiero w pierwszy weekend czerwca, zaczął od początku lipca dostarczać plonów - jak ja lubię takie widoki i smaki :)
Niezmiennie zachwyca mnie widok białego domku w otulinie sąsiedzkich sosen i chwile ciszy, i relaksu spędzane na ganku :)
To krzesełko też było takie wymarzone od lat. Oglądałam je zawsze z zachwytem na zdjęciach w magazynach ogrodniczych, a teraz mam i w swoim ogródku :)
A po powrocie do domu towarzyszyły mi w ciągu tygodnia kolejne pachnące bukiety i bukieciki.
W tym roku postanowiłam nie robić przetworów na zimę, bo czasu i sił za mało, a zeszłoroczne zasoby jeszcze niewyczerpane. Ale zrobiłam wyjątek dla porzeczek czerwonych, których ślimaki nie zdążyły zjeść. Wpadły do słoiczków, by zimą stanowić bazę dla smakowitych kisielków :)
W domu wraz ze mną zamieszkało kilka aniołów. Tego dużego z powyższych zdjęć zakupiłam z myślą o działkowym zakątku z barwinkiem i hostami. Jednak jakoś tak przysiadł na balkonowym stoliku tylko na chwilę i zasnął... żal mi go budzić, niech śpi ;) Dwa inne dostałam w prezencie - trwają w siostrzanym uścisku na kredensie, strzegąc kolejnych godzin życia, chociaż z czasem może dostaną inne miejsce i zadanie, któż to wie. Lubię ich "towarzystwo" :)
W domu wraz ze mną zamieszkało kilka aniołów. Tego dużego z powyższych zdjęć zakupiłam z myślą o działkowym zakątku z barwinkiem i hostami. Jednak jakoś tak przysiadł na balkonowym stoliku tylko na chwilę i zasnął... żal mi go budzić, niech śpi ;) Dwa inne dostałam w prezencie - trwają w siostrzanym uścisku na kredensie, strzegąc kolejnych godzin życia, chociaż z czasem może dostaną inne miejsce i zadanie, któż to wie. Lubię ich "towarzystwo" :)
W ostatnich dniach lipca miałam przyjemność poznać pana Mariusza Dorota. Rzadko zapamiętuję nazwiska osób prowadzących audycje radiowe, ale na tę osobę zwróciłam uwagę rok temu, gdy w drodze na działkę, słuchałam w Radio Warszawa (moim ulubionym radio!) jego audycji nt. pielęgniarek środowiskowych Caritasu. Ujęło mnie to, że młody człowiek, mężczyzna, jako cel swojej pracy zawodowej wybrał działalność na rzecz osób starszych. Dlatego z przyjemnością i pewnością przydatności, kilka tygodni temu wybrałam się na prowadzony przez Niego warsztat, zorganizowany przez warszawski Caritas. Pan Mariusz okazał się osobą bardzo ciepłą, dowcipną i kompetentną, mam więc nadzieję, że wspomniany warsztat stanie się początkiem serii szkoleń.
Najważniejszym jednak dniem w lipcu był dla mnie 1 dzień tego miesiąca, gdy przeżywaliśmy rekolekcje narodowe na Stadionie Narodowym w Warszawie. Nie byłam tam, jednak dzięki Radio Warszawa mogłam tych rekolekcji wysłuchać - relacja towarzyszyła mi przez calusieńki dzień na działce. I pomimo upływu czasu wspomnienie tamtej modlitwy wciąż jest we mnie żywe. Jestem wdzięczna za to doświadczenie.
Wkrótce sierpień w pigułce :) Pozdrawiam!
Doranma