W domu jesiennie. Wyjrzałam nieśmiało przez okno na świat. Wciąż biało, chociaż balkonowe rośliny nie uginają się już pod tak grubymi warstwami śniegu, jak w sobotę i niedzielę. Na zdjęciach jeszcze wczorajsze wspomnienia.
Część z roślin poczerniała, ale pelargonie mają się nieźle. Zastanawiam się co z moimi kaktusowatymi, czy przetrwają? Okutana grubo, chroniąc się przed zimnem, wtaszczyłam jednego z nich do wanny, by zmyć resztki śniegowej skorupy. Sama nie wiem, czy ten szok termiczny (różnica ponad 20 stopni) bardziej mu nie zaszkodzi, niż dalsze stanie na mrozie, zobaczymy. A jak okiem sięgnąć w dal, jesień miesza się z zimą.
Niecodzienne okoliczności postanowiłam chociaż troszeczkę, w miarę możliwości poświętować. No bo mieli być goście, miało być gwarno i wesoło, miał być teatr i spacer, a tymczasem choróbsko zniweczyło piękne plany. I pomyśleć, że takie maleńkie mikroby, których gołym okiem nie widać, mogą tak rozłożyć człowieka na łopatki :( Ale nie narzekam, życzenia pamiętających osób, kawa w nowej filiżance, której nie piłam od dawna, kawałek bezowego tortu na babcinym, pamiątkowym talerzyku i ulubione pomarańczowe róże sprawiły mi ogromną przyjemność. Znajoma pani kwiaciarka obdarowała mnie spontanicznie pękiem różowych róż, tak więc powstał bukiet w tonacji dość... odważnej, ale w sumie przyznać muszę, że z bakłażanowymi dodatkami we wnętrzu komponuje się nienajgorzej. Bardzo cenię sobie takie spontaniczne, bezinteresowne gesty :)
W mojej rodzinie w zasadzie urodzin się nie obchodzi, odkąd pamiętam gościliśmy się z okazji imienin. Rodzice zagadnięci o urodziny, które obchodziły moje koleżanki, obruszali się, że to nie jest polski zwyczaj i że u nas będą tylko imieniny. Jednak będąc "na swoim" postanowiłam zwiększyć ilość okazji do świętowania, poza tym dla mnie to jest zawsze ważny dzień. Spodobało mi się zasłyszane kiedyś stwierdzenie, że rocznica urodzin, to święto matki i jej dziecka. Ksiądz Jan Twardowski tak o tym dniu pisał:
"Uważam, że metryka jest niezwykłym, tajemniczym dokumentem. Nikt nie wymyśliłby sobie przecież własnego przyjścia na świat. To Bóg nas tu po coś przysłał. W określonym miejscu i czasie. Zsyłając obok nas takich, a nie innych ludzi, których mamy kochać, czynić im dobro.
Dzień urodzin, podobnie jak imienin, także powinien być dniem rekolekcji. Ludzie do nas przychodzą, czegoś nam życzą i odchodzą. Pozostaje pytanie: jaki jestem naprawdę? Ważna jest moja wewnętrzna odpowiedź.
Trzeba zweryfikować, czy ludzkie pochwały pokrywają się z rzeczywistością. Czy wystarczająco kocham, by słyszeć tak wiele dobrych słów? Czy miłość jest dla mnie w życiu najważniejsza?"
Rozmyślając o tym i owym nad kolejną już filiżanką herbaty, zdałam sobie sprawę, że odkąd zaczęłam pracować w korporacji, to okazji do świętowania jest znacznie mniej. Właściwie w pracy nie ma wcale dni odświętnych. Czyjeś imieniny, spotkania przedświąteczne, imprezy integracyjne wcale nie dają poczucia, że świętujemy. Dlaczego tak się dzieje? Otoczenie biurowe jak co dzień, stroje jak co dzień, a przy okazji wyjść integracyjnych, to jeszcze bardziej zwyczajne i luźne, niż w pracy. Nie ma nagród jubileuszowych, nie fetuje się osiągnięć danego pracownika, ani zakończenia ciężkiego projektu przez zespół, bo przecież zawsze mogło by być lepiej, zawsze nie jest wystarczająco dobrze... Jeżeli nic się nie kończy, to i nic się nie zaczyna, pozostaje codzienny pęd bez nadziei na metę, nawet bez nadziei na premię wysokogórską. Szkoda. Może dlatego my, pracownicy korporacji, jesteśmy tacy zmęczeni, zagonieni, często smutni? Myślę, że wspólne świętowanie integruje, otwiera nas na drugiego człowieka, sprawia, że patrzymy na niego innym okiem, więcej dostrzegamy, doceniamy siebie, innych, swoją pracę. I odkryłam, że to jest jedyna rzecz, za którą tęsknię w kontekście wcześniejszej pracy w szkole (no, może coś by się jeszcze znalazło) - tam uroczystych okazji było dużo i to było dobre, budujące relacje i poczucie własnej wartości. Uroczyste rozpoczynanie i kończenie roku szkolnego ma swój sens. Dlatego nie odpuszczam, goście będą, tylko w innym terminie :)
Miałam ochotę coś porobić, prace fizyczne odpadły ze względu na osłabienie. Ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu wzięłam się... za szycie, rzecz, którą zawsze najdłużej odkładam na później. Hmm, mam nadzieję, że zapał nie będzie słomiany i że już wkrótce będę mogła pokazać, co zdziałałam :) Przyznaję, że blog czasami mobilizuje mnie do działania :)
Serdecznie dziękuję za wszystkie Wasze odwiedziny i komentarze, które sprawiają mi ogromną przyjemność. Pozdrawiam i życzę udanego wieczoru :)