środa, 30 kwietnia 2014

U progu majowego weekendu

To chyba najbardziej wyczekiwany weekend przez wszystkich Polaków, a zwłaszcza miłośników przyrody i ogrodnictwa, czy mam rację? :) Mój zaczął się parę dni temu, bo od kilku już lat planuję urlop na te dni z dużym wyprzedzeniem, by móc się nacieszyć rozkwitającą roślinnością. Robota na działce idzie mi opieszale, no bo jak tu się skupić na plewieniu czy koszeniu, skoro wokół tyle kolorów, zapachów, dźwięków, światła :) Cudowny czas, chciałabym go zatrzymać jak najdłużej, latam więc wśród rabatek z aparatem i pstryk, pstryk ;) Też tak macie? :) Jutro także czeka nas piękny, słoneczny dzień, a potem... nie chcę nawet o tym myśleć, mam nadzieję, że wszyscy prognostycy od map pogody żyją w wielkim błędzie i że weekend będzie równie ciepły i wiosenny, co ostatnie dni, czego wszystkim nam życzę. I zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć. W tym roku urzekają mnie szczególnie tulipany. Nareszcie doczekałam się swoich :)







 

Posadzone w koszyczkach, przetrwały i wszystkie kwitną. Czyżby jednak sprawcami "pogromu" wśród tulipanowych cebul w poprzednich latach były nornice?


Zakwitły też jabłonie. I co najważniejsze, słychać wśród kwiatków uwijające się pracowicie pszczoły. Czyli jeszcze są, nie wszystkie wyginęły :)




Pojawiło się też kilka kwiatków na młodziutkiej jabłoni ozdobnej Royalty - cudne :)


Mam wrażenie, że tegoroczna wiosna jest wyjątkowo bogato ukwiecona. W moim ogródku kwitną rośliny, na których kwitnienie czekałam od lat i już traciłam nadzieję, że kiedyś się doczekam. Gdzie nie spojrzę, drzewa i krzewy kwitną jak nigdy obficie. Tylko moja magnolia w tym roku nie postarała się i generalnie wygląda dość podejrzanie :(


Migdałek.


Maleńka świdośliwa posadzona jesienią kwitnie. Ciekawa jestem czy zawiążą się owoce. Podobno miała owocować dopiero po 3-4 latach.


 Coraz częściej uświadamiam sobie, że nie potrzebuję w ogrodzie wielu kwitnących roślin, by mnie urzekał. Odcienie zieleni i faktury liści są wystarczająco bogate.
 

A Wy jak spędzacie majowy weekend?

Dziękuję wszystkim za to, że pamiętacie i zaglądacie tutaj, dziękuję za pozostawiane komentarze. Nie zawsze udaje mi się na nie odpowiadać, ale czytam je z ogromną przyjemnością :)
Pozdrawiam bardzo serdecznie,
Doranma

niedziela, 27 kwietnia 2014

Niezwykła niedziela

27 kwietnia 2014 r. pozostanie w pamięci osób wierzących, jako święto nad świętami. To właśnie dziś mieliśmy aż trzy święta: koniec oktawy Wielkiej Nocy, Święto Miłosierdzia Bożego i kanonizację dwóch papieży - naszego Jana Pawła II oraz Jana XXIII. Mam potrzebę odnotowania tego zdarzenia także w tym miejscu.
Interesując się historią, czasami zastanawiałam się, powtarzając kolejne ważne daty, czy dla ludzi żyjących w danym okresie, ten konkretny dzień, tak ważny z perspektywy czasu, różnił się czymś od pozostałych dni? Czy mieli świadomość wielkiej chwili zmieniającej nieraz bieg dziejów? A dziś - czy mamy świadomość doniosłości zdarzenia? Jak ten dzień zapisze się w historii świata? Czy będzie wspominany jako przełomowy, czy znany jedynie historykom Kościoła? I wreszcie, na ile rozwinie się i będzie trwał kult papieża Polaka?
Oczywiście nie znam odpowiedzi na te pytania :) Starałam się jednak świętować świadomie, z wdzięcznością wypełniającą serce za to, że dane mi jest żyć w czasach Karola Wojtyły, za możliwość obserwowania poprzez media pontyfikatu, śmierci, beatyfikacji i wreszcie kanonizacji mojego Rodaka. I chociaż nie cenię "globalnej wioski", to jednak dziś to poczucie, że świat się "skurczył", że w niezliczonych zakątkach Ziemi ludzie kierują wzrok ku Placowi Świętego Piotra i zanoszą dziękczynienie Bogu w wielu językach, wycisnęło - co tu kryć ;) - łzy wzruszenia.


Ze ściany nad łóżkiem spogląda znana twarz. Bardzo lubię to Jego zdjęcie. Jest w nim uchwycone zamyślenie, zwrócenie do wewnątrz, ku relacji z Bogiem, a jednocześnie też uwaga, jaką obdarzał swoje otoczenie, świat zewnętrzny. Jest poważna refleksja, ale i dobroć z jaką spoglądał na drugiego człowieka. I figlarne ogniki w głębokim spojrzeniu. Patron rodzin? Patron dziennikarzy? Na pewno wielki nasz orędownik przed tronem Najwyższego.

Jaki więc był ten dzień? Wbrew deszczowym prognozom suchy, ciepły i nawet w dużej mierze słoneczny. Świeża zieleń, kwitnące bzy - zupełnie, jak w maju, chociaż to dopiero końcówka kwietnia. W "warszawskich Łagiewnikach", czyli w Parku Moczydło, u stóp pomnika Jezusa Miłosiernego, została odprawiona uroczysta Msza Święta.



Poza tym życie toczyło się swym powszednim trybem: ktoś przyszedł do parku na spacer, ktoś na zakupy na towarzyszącym uroczystościom kiermaszu, ktoś inny trenował kondycję biegając po parkowych alejkach, dzieci dokazywały na placu zabaw... Cieszę się, że udało mi się dziś zatrzymać, dostrzec piękno i doniosłość tego świątecznego dnia. DZIĘKUJĘ.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

W gościnnym sadzie

Mazowsze ma swoje urokliwe miejsca. Należą do nich, moim zdaniem, położone na południe od Warszawy sady. W jednym z nich, dzięki gościnności gospodarzy, było mi dane spędzić dzisiejsze świąteczne popołudnie. Patrząc szeroko otwartymi oczami na chmury białych kwiatów na tle błękitnego nieba, napełniałam serducho zachwytem i wdzięcznością za bogactwo natury. Jedyne czego było mi nieco brak, to muzyki owadów uwijających się wśród drzew. Nie chcę myśleć, że już ich prawie nie ma, że człowiek w swej pysze zniszczył środowisko ich życia, wolę sobie wyobrażać, że one dzisiaj również miały dzień wolny od pracy...
Tym razem nie będzie więcej słów, zapraszam na spacer. M i M - bardzo Wam dziękuję :)




Z bliska i z daleka




Jabłonie lada dzień otulą się w róż



Największe bogactwo jest jednak na czereśniach - miejscami nie widać zupełnie gałęzi, bo kwiaty okrywają je ściśle dookoła.


A tutaj iście koronkowa robota ;)





Wiem, że te wspaniałe widoki pozostaną mi na dłużej pod powiekami. 
Spokojnego i bardzo wiosennego tygodnia Wam życzę :)
D.

środa, 16 kwietnia 2014

Co do warzywnika na ciężkiej glebie?

Sprzyjająca wiosenna pogoda umożliwiła mi już dokonanie pierwszych zasiewów w warzywniku. Moje mikre poletko podobnie, jak w ostatnich latach, zamieniło się w "zebrę" za sprawą grządek pod zasiew uzupełnianych ciemną, dobrą ziemią do kwiatów domowych kupowaną w kwiaciarni. Nie wiem, czy to słuszne działanie, ale według mnie sprawdza się - wąskie strużki pozbawionej nasion chwastów ziemi umożliwiają młodziutkim siewkom lepszy start,  bo nie muszą walczyć w pierwszych tygodniach życia z różnorakim zielskiem o przestrzeń. Ci, którzy śledzą moje wpisy, wiedzą, że glebę mam w ogródku raczej trudną - ciężką, długo nagrzewającą się wiosną i czasami zalewaną. W takich warunkach udaje mi się jednak doczekać się całkiem przyjemnych plonów niektórych warzyw. Sieję więc obowiązkowo różne odmiany fasolki, bo jest niewymagająca i pięknie plonuje, marchewkę karotkę, bo jej okrągłe korzenie spichrzowe dają sobie radę w twardym i okresowo mokrym podłożu, łatwą w uprawie boćwinę i bardziej wymagające buraczki, cukinię, która rośnie, że ho ho :), sadzę ogórki i pomidory, bo zbieranie dojrzewających owoców przynosi mi wiele frajdy. Są też zioła, szalotka i szczypiorek, kolorowe sałaty i rzodkiewka.



Dzisiaj jednak będzie dłużej o pomarańczowej, opasłej piękności, czyli o dyni. Chcę ją zarekomendować do uprawy w Waszych ogródkach, jeżeli się jeszcze na nią nie zdecydowałyście. Dlaczego? Powodów jest kilka.


Po pierwsze: łatwość w uprawie. Wystarczy jej pryzma kompostowa lub szpadel naturalnego nawozu, by rosła pięknie i niemal bezobsługowo. Moje - w ubiegłym roku Hokkaido i Green Hokkaido, których nasiona otrzymałam dzięki Klubowi Pożądanego Nasionka - posadzone na pryzmie kompostowej, potrzebowały jedynie, aby czasami wlać im konewkę wody i przyciąć co nieco, by nie rozpanoszyły się nadmiernie w tej części ogrodu. Mimo to, jedna z nich pozwoliła sobie wdrapać się na okalające krzewy jeżyn, a potem na świerk sąsiadów - do jakiej wysokości, trudno powiedzieć, bo znikła wśród gęstych gałęzi ;)



Po drugie: uroda. Od połowy sierpnia jej nieduże, około kilogramowe owoce najpierw dekorowały działkę a potem wzbogaciły jesienną kompozycję na balkonie. Mocny pomarańczowy kolor ociepla atmosferę, gdy dni stają się coraz krótsze.


Po trzecie: walory zdrowotne, o których napisali mądrzejsi ode mnie.

Po czwarte: możliwość baaardzo długiego przechowywania (ostatnią zjadłam w lutym).

Po piąte: możliwość wyczarowania z niej zdrowych, smacznych i różnorodnych potraw według coraz to nowszych przepisów, od których pęka internet.


A wiosną? Czy teraz można jeszcze mieć pożytek z własnej dyni? Owszem tak, pod warunkiem, że nie schrupaliśmy dotąd wszystkich pestek :) Otóż kilka tygodni temu trafiłam w sieci na przepis na pasztet z pestek z dyni, który od razu wydał mi się na tyle smakowity, że po drobnych modyfikacjach odważyłam się przygotować go bez wcześniejszej próby generalnej na spotkanie towarzyskie, a potem jeszcze na kolejne. Pasztet posmakował wielu osobom, więc zamieszczam go z myślą o nich, ale także o wszystkich czytelnikach poszukujących smacznych dań z kuchni jarskiej. Może nawet ktoś postanowi zaserwować go na świątecznym stole? Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie na tej potrawie, a kto może to po świętach wysieje pestki dyni do doniczki, by w drugiej połowie maja posadzić ją w ogrodzie :)

Bezglutenowy pasztet z pestek dyni i kaszy jaglanej

Składniki:
szklanka pestek dyni (wykorzystałam takie o ciemno zielonej skórce, żeby nadać bardziej apetyczny kolor potrawie)
1,5 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej (sądzę, że można dać jeszcze więcej)
2 cebule
2 ząbki czosnku
ok. 50 ml dobrej oliwy
2 łyżki mąki kukurydzianej
sól, pieprz, ulubione przyprawy (u mnie: czubrica zielona,kurkuma, koperek)

Pestki dyni zalewamy gorącą wodą tak, aby były tylko przykryte, odstawiamy. W tym czasie gotujemy kaszę, natomiast cebulę i czosnek podsmażamy na patelni. Następnie wszystkie składniki miksujemy razem (łącznie z wodą, w której moczyły się pestki)na niezupełnie gładką masę, dodajemy mąkę i przyprawy do smaku. Masę przekładamy do foremki (wygodnie będzie wyłożyć ją papierem do pieczenia) i pieczemy w 200 stopniach do godziny. Smacznego :)


P.S. Zdjęcie nie oddaje apetycznego zielono-żółtego kolorku pasztetu!