środa, 14 grudnia 2016

Chcę zwolnić


Zdjęcia, które widzicie, były robione ponad dwa tygodnie temu. Dziś w moim adwentowym wieńcu palą się już trzy świece. To pokazuje, jak bardzo moje plany rozminęły się z rzeczywistością.
Bardzo mi zależało, by w tym roku wyjątkowo dobrze przygotować się do adwentu, by go przeżyć jak najbardziej świadomie. By się nim cieszyć. Wcześnie zadbałam więc o zakup pakietu książek na ten grudniowy czas, prezentów, zamówiłam bazę do kalendarza adwentowego, rozpisałam zadania na każdy dzień ... A potem codzienność napisała swój własny scenariusz ... jak zwykle :)


Kalendarz leży więc nie złożony, nie udekorowany, zadania w większości przekładam na czas poświąteczny, ale nie odpuszczam książkom, zachłannie karmię się Słowem :) I o jednej z tych moich lektur chcę Wam dzisiaj napisać. "Połknęłam" ją w dwa dni, pomimo napiętego rozkładu dnia! Dlaczego? Ponieważ doskonale wpasowała się w moją niezgodę na codzienny pośpiech, na nadmiar obowiązków, na przeciekający przez palce czas, na niekończącą się listę spraw do załatwienia, na znikome okruchy dnia przeznaczane na odpoczynek i relacje, na poczucie bycia zamkniętą w rozpędzonym kołowrotku, które czasami mnie dopada. I to wszystko pomimo pory roku, o której często pisze się (i może kiedyś ja sama pisałam?), że jest bogata w "długie, spokojne wieczory". Może kiedyś takie były, ale ... zapodziały się gdzieś i pragnę je odszukać, odzyskać, udomowić na nowo. Szukam więc sposobów, inspiracji, prawd.


Susan Rowland postawiła przed sobą podobne zadanie i udało jej się je wykonać. Swoimi doświadczeniami i przemyśleniami dzieli się w książce "Zrób miejsce dla Boga".


Jedna z głównych myśli, przewijających się przez całą książkę, to ta, że znaleźliśmy się na ziemi "nie po to, żeby coś robić, ale po to, żeby kimś się stać". I tą prawdą autorka posługiwała się jak drogowskazem w swoich poszukiwaniach i dążeniach do zaprowadzenie ładu w życiu. Już samo to, że ktoś ma podobne odczucia do moich poprawiło mi nastrój i umocniło nadzieję. Ważne stało się też dla mnie jasne postawienie sprawy, że Bóg nie oczekuje ode mnie, abym ciągle coś robiła - to nie jest Jego plan na moje życie, lecz przymus narzucany przez współczesną kulturę.


"Nasza kultura czci bożka produktywności. Jest izolacjonistyczna i konsumpcjonistyczna. Wielu z nas zaniedbuje Boga i inne relacje, pracując ponad miarę, by zaspokoić doczesne potrzeby (...) Czy dopiero na starość mamy zamiar zająć się duchową stroną życia?"
"Jeśli wypełnianie obowiązków stanie się treścią naszego życia, nigdy nie zrealizujemy prawdziwych zamiarów, jakie ma wobec nas Bóg, ani nie zaspokoimy naszych najgłębszych tęsknot. Nigdy nie dojdziemy do końca naszej listy rzeczy do zrobienia. Świat nie zwolni nas z żadnego zadania czy obowiązku. Nigdy nie przejdziemy do rzeczy naprawdę ważnych, jeśli świadomie nie zarezerwujemy dla nich czasu."
"Kiedy zapominamy kim naprawdę jesteśmy, omija nas to, co w życiu najważniejsze: radość, spokój, a nawet miłość."


Jakie więc antidotum zaleca autorka? W większości są to rzeczy znane i wielokrotnie powtarzane. Przede wszystkim ustawienie Boga na pierwszym miejscu. Proponuje m.in. rozpoczynanie dnia od prowadzenia swoistego dziennika, w którym będziemy regularnie zapisywali i codziennie odczytywali rożne prawdy o Bogu i o nas, o Jego Miłości i Obecności.
"Daremnym jest dla was wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna - dla was, którzy jecie
chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje." (Psalm 127)


Kolejne zalecenia to konieczność dbania o ciało, które otrzymaliśmy od Boga, o ruch, właściwe odżywianie, relaks. Demaskuje metody, jakimi współczesny człowiek często maltretuje sam siebie, np. funkcjonując bez dostatecznej ilości snu. Następnie proponuje przejść się po domu i sukcesywnie redukować ilość przedmiotów, które nagromadziliśmy (gra w ewakuację), by odzyskać czas, który nam zabiera konieczność dbania o nie: "wyobraźmy sobie, jak powinien wyglądać nasz dom. Wyobraźmy sobie każde pomieszczenie jako czyste, piękne i funkcjonalne, w którym wszystkie nasze ulubione rzeczy są tak rozlokowane, że możemy się nimi cieszyć"


"Czy to, że mamy zagracony dom, rzeczywiście robi Bogu różnicę? Tak! Jeśli my się martwimy, to On też."
"Rzeczy, które posiadamy, powinny nas uskrzydlać, powinny poprawiać nasze życie, dawać nam zadowolenie, pobudzać w nas miłość i kreatywność. Nie powinny nas pętać i niewolić. Powinniśmy się otaczać pięknem, tym, co nam przypomina, że jesteśmy dziećmi Bożymi."


Kolejna ważna rzecz, to planowanie, ale realistyczne - by się nie oszukiwać, że zrobimy x rzeczy, a potem kończymy dzień z poczuciem porażki. Ale planowanie nie oznacza robienia listy spraw do załatwienia! Planowanie, to rozkładanie celu głównego na drobne elementy, przewidywanie co i w jakim czasie powinniśmy zrobić, by ten cel osiągnąć. Autorka proponuje, aby nie planować więcej, niż trzy rzeczy do zrobienia dziennie z listy naszych zaległości.


A co z resztą spraw? I tu dochodzimy do tematu, który przekonał mnie najmocniej i od którego zaczęłam po tej lekturze zmiany w moim życiu. Nie, nie będzie żadnych fajerwerków. Kolejna oczywista rzecz, ale przekazana w sposób świeży, w kontekście przyczyn życiowego bałaganu, dotarła do mnie na nowo. Susan przypomina po prostu, że obowiązkiem każdego chrześcijanina jest świętowanie szabatu, czyli  dla nas niedzieli: Bóg zaprasza "byśmy przez jeden dzień w tygodniu wszystko odpuścili."
"Jednak ci, którzy oddają Bogu dziesięcinę (dziesięć procent dochodów), wiedzą, że ich pieniądze dziwnie się wtedy rozciągają, a ich sytuacja finansowa jest lepsza niż wcześniej. Podobnie jest z szabatem - rozciąga czas, tak jak dziesięcina rozciąga dochody. Porządek każdego dnia staje się luźniejszy, to, co ważne, jest zrobione na  czas, uczymy się relaksować. Jak Bóg to robi?"
Nie wiem, jak Bóg to robi, ale że rzeczywiście tak się dzieje, sama tego doświadczam. Odkąd dwa lata temu postanowiłam oddawać dziesięcinę ze swoich dochodów, mimo, że rzadko mi się udaje zrealizować postanowienie w całości, to jednak widzę, że Bóg w sposób szczególny od tamtej pory błogosławi mi w finansach. Ja nie zrobiłam ze swojej strony nic, by więcej zarabiać, a mimo to pieniądze zaczęły niespodzianie wpływać różnymi kanałami - tylko, albo aż tyle, ile było potrzebne. Dowodem na to jest budowa domku na działce, na którą zdecydowałam się nie mając na ten cel ani grosza, a dziś domek stoi. Bóg wynagrodził moje starania, nie przeliczając skrupulatnie czy było 10 procent, czy nie! Skoro więc i w kwestii ilości czasu ma zadziałać ta sama zasada, to ja w to wchodzę :)
No i tak z początkiem adwentu rozpoczęła się moja nauka prawdziwego świętowania niedzieli. I ku mojemu zaskoczeniu wcale nie jest to zadanie łatwe! Bo co prawda pewne kwestie zawszy były dla mnie oczywiste, że w ten dzień nie podejmuję ciężkich prac, zwłaszcza zarobkowych, nie chodzę na zakupy itp., ale jednak na różne drobne czynności porządkowe w domu pozwalałam sobie. I gdy teraz postanowiłam robić tylko to, co przyjemne, co służy mojemu relaksowi oraz budowaniu relacji z Bogiem i bliskimi, okazało się, że co i rusz muszę się powstrzymywać od tego czy tamtego ;)


 Najważniejszy bowiem wniosek z książki płynie dla mnie taki, że muszę się nauczyć UFAĆ także w kwestii mojego życiowego i domowego bałaganu. Ufać, że "na dziś pracy wystarczy, a inne obowiązki mogą poczekać. Ufamy, że Bóg nie oczekuje od nas więcej, niż leży w zasięgu naszych możliwości - nawet jeśli tego oczekuje od nas reszta świata (...) Jeśli wszystko nas przytłacza, to nie jest to wina Boga - albo sami bierzemy na siebie zbyt wiele, albo inni zbyt wiele od nas oczekują."


Gdy dotarł do mnie wyraźnie sens tego przesłania, spadł mi ciężar z serca. Bo kolejny raz okazuje się, że w każdej dziedzinie życia, jeśli Bogu tylko na to pozwolimy, weźmie On na siebie część swojej odpowiedzialności. Moim zadaniem jest z Bogiem współpracować, robić to co mogę i co do mnie należy, ale resztę zostawiać Jemu. Prosić Go o pomoc. I się nie zamartwiać, co będzie jutro! Ale zawsze praktykować wdzięczność :)


Myślę, że każdy kto uważa, że życie upływa nie w jego rytmie i pomimo ciągłego wysiłku i przyspieszania, zaległości mu przybywa i chce się tej tendencji przeciwstawić we współpracy z Panem Bogiem, znajdzie dla siebie w tej książce wiele inspirujących myśli i zachęty do (nie)działania. Przytoczyłam tutaj przykłady, które mi najbardziej zapadły w pamięć, jednak jestem pewna, że do książki wrócę jeszcze nie raz. Bo jak pisze autorka, w tej przemianie nie można się spieszyć, trzeba wybierać jedną dziedzinę, którą chcemy się zająć i nad nią pracować przez dłuższy czas, aż nabierzemy nowych nawyków i dostrzeżemy zmiany.


Pamiętajmy, że nie wszystko musimy dźwigać sami, zwłaszcza w ten szczególnie wypełniony przygotowaniami przedświąteczny czas - "Bóg bowiem nie jest Bogiem zamieszania, lecz pokoju" :)

Doranma