Być może wyobrażasz sobie Mnie jako głównego menedżera świata - pospiesznie wysyłającego aniołów, podtrzymującego gwiazdy w biegu, wstrzymującego powodzie. Chcę, abyś zmieniła swoje wyobrażenie o Mnie z menedżera w garniturze na tatę, który cieszy się, że może siedzieć z tobą w domu w dżinsach i koszulce.
Jestem tu, aby dzielić twoje smutki i radości, świętować twoje sukcesy i smucić się porażkami. Nigdy nie jestem tak bardzo zajęty, abym nie mógł cię wysłuchać i pomóc w problemach. Kocham twoje dzieci nawet bardziej niż ty sama. Chcę, aby twoje małżeństwo było szczęśliwe, nawet bardziej niż ty tego chcesz. Przynieś do Mnie, swojego Taty, który cię kocha, wszystko co dobre i złe. Swobodnie otwórz przede Mną swoje serce. Nigdy nie jestem tak bardzo zajęty, abym nie mógł cię słuchać i nie był z tobą.
Twój Tata,
Bóg."
(C. Cloninger, E-mail od Pana Boga do kobiet)
***
Zaokienny termometr wskazuje tylko kilka kresek na minusie, jednak od kilku dni mamy ogromny ziąb. A to za sprawą dość silnego, mroźnego wiatru, który przenika wszystkie warstwy ubrań na grzbiecie i wnika w każdą szczelinkę pchając się bezczelnie do domu. Wszystkie kaloryfery rozkręcone, jak nigdy, na full. W kubku dymi gorąca herbata jedna za drugą. A ja okutana w ciepłą chustę, w ciepłych skarpetach, skulona, zimnymi palcami stukam w klawiaturę ;) O czym można napisać w taką pogodę? Sądzę, że najlepiej będzie zastosować barwną terapię i wrócić myślami do ciepłych sierpniowych dni.
Jak niejednokrotnie pisałam, unikam w ogrodzie koloru żółtego. Są jednak rośliny, z którymi, pomimo barwy ich kwiatów, nie mogę się rozstać. Do nich należy ten łan rudbekii osłaniających mnie latem przed wzrokiem sąsiadów. Śliczne żółte pomponiki ich kwiatów traktuję bardzo sentymentalnie, przypominają mi bowiem o drogich sercu rodzinnych opowieściach.
Zdjęcia robione w upalne, letnie południe, były pretekstem do podzielenia się z Wami książką, która wówczas przewinęła się przez moje ręce. Niestety, post o niej musiał odczekać swoje i "nabrać mocy sprawczej" ;) "Dietę bez pszenicy" Williama Davisa polecam nie tylko osobom mającym problemy z celiakią, czy nietolerującym glutenu, ale wszystkim, którzy chcą na co dzień czuć się zdrowo. Zamiast streszczenia zawartości książki, podzielę się kilkoma cytatami, które moim zdaniem są bardzo wymowne i pokazują na co można liczyć zagłębiając się w tę lekturę.
"Dlaczego więc ta, wydawałoby się dobroczynna roślina, która zapewniała byt całym pokoleniom ludzi, nagle zwróciła się przeciwko nam? Po pierwsze, to nie jest to samo zboże, z którego nasi przodkowie wypiekali swój chleb powszedni. Prze wiele stuleci pszenica ewoluowała w naturalny sposób, zmieniając się w umiarkowanym stopniu. lecz w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat przeszła radykalną przemianę dzięki naukowcom zajmującym się rolnictwem. Jej odmiany były hybrydyzowane, krzyżowane i poddawane introgresji w celu stworzenia zboża odpornego na warunki środowiska, takie jak susza oraz na patogeny, na przykład grzyby. Przede wszystkim jednak dokonywano genetycznych zmian zmierzających do powiększenia plonów z hektara. Przeciętny zbiór na północnoamerykańskiej farmie jest dziś ponad dziesięć razy większy, niż sto lat temu. Ten ogromny postęp wymagał drastycznych zmian w kodzie genetycznym". (str. 27)
"Współczesna komercyjna produkcja pszenicy nastawiona jest na uzyskanie takich jej cech, jak większa wydajność, niższe koszty uprawy i masowe wytwarzanie towaru o jednolitych parametrach. A przy tym praktycznie nikt nie pyta o to, czy te cechy sprzyjają ludzkiemu zdrowiu". (str. 31)
"Są to działania o tak ogromnych skutkach dla ludzkiego zdrowia, że powtórzę jeszcze raz: współczesna pszenica, poddana genetycznym zmianom mającym ulepszyć setki, jeśli nie tysiące cech określanych przez geny, trafiła do światowych zasobów żywnościowych ludzkości bez stwierdzenia przez kogokolwiek czy nadaje się do spożycia przez człowieka". (str.44)
Pomimo mojego sporego oczytania w tej dziedzinie, książka zrobiła na mnie wrażenie. Przytaczane przez autora argumenty przekonują mnie, a własne doświadczenie zdrowotne potwierdzają jego tezy. Ciekawa jestem jednak Waszych przemyśleń w tej dziedzinie? Czy w swojej kuchni staracie się unikać pszenicy a także zbóż zawierających gluten?
Podczas niedawnej wizyty w księgarni wpadła mi w oko pozycja, oparta na powyższej książce, a mianowicie "Kuchnia polska bez pszenicy" autorstwa Marty Szloser i Wandy Gąsiorowskiej. Pierwsza moja myśl to, że ktoś zgrabnie wykorzystuje obecną modę na zdrowe odżywianie i autentyczną potrzebę wielu osób, aby nauczyć się na nowo gotować ze względów zdrowotnych. Po krótkim przekartkowaniu tej książki kucharskiej, szybko zdecydowałam się na włożenie jej do koszyka. Spodobał mi się zwłaszcza wstęp, w którym autorki dzielą się swoją praktyczną wiedzą nt. robienia zakupów spożywczych: na co zwracać uwagę czytając etykiety, których z producentów żywności można obdarzyć zaufaniem (zastrzeżenie autorek o tym, że fakt iż raz kupiony produkt miał dobry skład, nie zwalnia nas z czytania etykiet na nim w przyszłości, uspokoił moje podejrzenie, iż jest to czysta reklama) oraz czym zastępować produkty, które musimy lub powinniśmy wykluczyć ze swojego jadłospisu. Druga część książki, znacznie obszerniejsza, to przydatne przepisy, zwłaszcza dla tych którzy rozpoczynają swoją drogę z dietą bezglutenową i bezpszeniczną.
Przyznać się muszę, że pomimo kilkuletniej już diety, wprost od tej książki pobiegłam wprost do lodówki, by przeczytać, co wchodzi w skład mleka roślinnego, które piję. Cóż, od tamtego dnia więcej tego mleka już nie kupiłam, a za chwileczkę, jak tylko pożegnam się z Wami, pójdę przyrządzać swoje własne, domowe ;) Przepis na mleko owsiane podawałam kiedyś TUTAJ, obecnie mam zamiar w podobny sposób zrobić jaglane.
Wiele przepisów można znaleźć na blogu pani Marty Szloser, który być może już znacie: nakuchennymprogu.pl/
Pozdrawiam serdecznie,
Doranma
Przeczytałam z ciekawością i rzeczywiście temat wart zgłębienia. Właściwie to nic nie wiem na temat pszenicy. Staram się odżywiać zdrowo ale jak widać pozory często mylą.
OdpowiedzUsuńZdjęcia śliczne Aniu, jak miło powspominać! U nas też mroźno i wietrznie. Byle do wiosny.
Cieplutko pozdrawiam.
Na pewno warto wiedzieć więcej i świadomie wybierać sposób odżywiania - to przynosi dobre skutki, np. u mnie w tym roku jak dotąd ani jednego dnia zwolnienia :) Pozdrawiam :)
UsuńPolecam moje tegoroczne "odkrycie": termos na gorące napoje plus filiżanka, herbata w kubku stygnie w zimie zbyt szybko... :))
OdpowiedzUsuńMasz rację! Już się nieraz zastanawiałam nad zabraniem termosu do pracy, bo kubek termiczny, chociaż wygodny, nie daje jednak tej przyjemności picia herbaty, co cienka porcelana :)
UsuńOd czasu gdy oglądam "Wiem co jem" staram się czytać skład na etykietach. Straszne co tam można wyczytać a nie da się samemu zrobić wielu rzeczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Nie da się wszystkiego zrobić i nie da się wszystkiego złego wyeliminować, ale jestem przekonana, że warto się starać, bo nawet gdy ograniczamy dawki powszechnych trucizn z żywności, organizm ma łatwiejsze życie :)
UsuńStaramy się zdrowo odżywiać. Czy jest to jednak możliwe?
OdpowiedzUsuńNawet mięso kupowane na wsi nie gwarantuje, że zwierzęta hodowane były ekologicznie.
Jednak z takiego robimy sobie wędliny i przetwory.
Przestrzegamy aby nasze warzywa i owoce były ekologiczne. Nie używamy w ogrodzie żadnej chemii. Czy to jednak wszystko?
Zazdroszczę Ci rudbekii nagiej. Przepadła mi. Miałam do niej szczególny sentyment bo pochodziła z ogrodu mojej Babci.
Na wiosnę muszę poszukać w internecie.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ja już drugi rok doświadczam, że jeżeli nie jem mięsa, to jestem zdrowsza. Jednak jako typowa kiełbasiara i paszteciara czasami pojadam moje ulubione smakołyki ;) Potem cierpię i wracam do diety. Ale na Święta na pewno prawdziwy pasztet zrobię!
UsuńCo do rudbekii, to z przyjemnością podzielę się z Tobą na wiosnę :)