Wiosną tego roku, szukając naturalnych metod leczenia żołądka, zakupiłam książkę pt.: "Program zdrowia św. Hildegardy z Bingen. Dawne lekarstwa na współczesne choroby" - przejrzałam, trochę poczytałam i odłożyłam, zapominając o niej wśród wielu innych lektur. Teraz temat do mnie wrócił wraz z wykładem poświęconym tejże świętej. Wiadomości podane w bardzo interesujący sposób zachwyciły mnie i sprawiły, że po powrocie do domu z niecierpliwością odszukałam książkę i zagłębiłam się w lekturze. Tutaj pragnę się podzielić się kilkoma najważniejszymi zaleceniami zaczerpniętymi ze wstępu:
2. W celu utrzymania i odzyskania zdrowia stosuj w pierwszej kolejności środki lecznicze pochodzenia naturalnego.
3. Zwracaj uwagę na naturalny sen na zmianę z wystarczającą ilością ruchu.
4. Zwracaj uwagę na rozsądną równowagę pomiędzy pracą a odpoczynkiem zgodnie z regułą Ora et labora - módl się i pracuj.
5. Oczyść ciało z toksyn poprzez kąpiele, saunę oraz zabiegi odtruwające, na przykład upust krwi, stawianie baniek, oczyszczanie jelit i masaż nerek.
6. Zmień własne psychiczno-społeczne wady w wielkoduszne i pełne życzliwości uczynki duchowej radości, witalności oraz wspólnoty z bliźnimi.
(podkreślenia moje, bo wydaje mi się, że z tymi prostymi zaleceniami współczesny człowiek ma wyjątkowo dużo kłopotu, a ja tak mam na pewno ; ))
Trudno się z tymi radami nie zgodzić. I pomyśleć tylko, że pisała o tym KOBIETA w XII WIEKU! Przecież nie mogła wówczas studiować, a nawet jeżeliby była wykształconym mężczyzną, to i tak wiedzy, którą ona przekazuje w ówczesnym społeczeństwie nie posiadano. Owszem, obecnie wiadomości zawarte w jej zapiskach znajdują naukowe potwierdzenie. Dlatego uważam, że wiedza, którą ona stosowała w leczeniu, pochodziła od Ducha Świętego, a to sprawia, że jej zalecenia są dla mnie wiarygodne. Sama tak pisała: "W całym stworzeniu, w drzewach, roślinach, zwierzętach, a nawet w kamieniach ukryte są tajemne siły, które nie są znane żadnemu człowiekowi, dopóki nie zostaną mu objawione przez Boga. (...) Wszystko, co napisałam, pochodzi wyłącznie z mojego niebiańskiego źródła wizji".
Powyższą lekturę polecam, gdyż jest nie tylko ciekawa, ale i wartościowa, a jeżeli ktoś chciałby także dostarczyć sobie estetycznych doznań muzycznych, to proszę poszukać kompozycji jej autorstwa (chciałabym umieścić któryś z jej utworów na blogu, ale na razie próby nie zakończyły się sukcesem niestety).
Jak na tamte czasy - kobieta genialna. I święta :)
Ponieważ, tak jak kiedyś pisałam, o poście marzyłam od dłuższego czasu, więc już latem rozpoczęłam do niego przygotowania - nie tylko robiłam kiszonki z przeróżnych warzyw, ale przygotowałam sobie własną owocową herbatkę z działkowych, a więc mam nadzieję, że i ekologicznych produktów. Podczas postu czarna herbata odpada, z zieloną nie można przesadzać, a pić trzeba dużo, więc warto mieć urozmaicenie. Z doświadczenia wiem, że na sklepowych półkach trudno jest znaleźć herbatę owocową pozbawioną sztucznych aromatów, tak więc postanowiłam być zapobiegliwa.
Najpierw stopniowo w słoju przybywały kolejne warstwy suszonych owoców: maliny, poziomki, jabłka, gruszki i aronia.
Oddzielnie ususzyłam liście jeżyn, malin i poziomek (powinny być odmiany leśne, ja jednak wykorzystałam ogrodowe). Następnie liście rozdrobniłam pokruszyłam w dłoniach i wymieszałam wraz z owocowym suszem.
A na zakończenie chcę się podzielić przepisem na sałatkę - zestaw składników zaskakujący - sama bym na to nie wpadła :) - ale efekt bardzo smaczny, na pewno będę do niej wracała nie tylko w poście. Myślę, że dobrze będzie się także komponowała po przerobieniu na sałatkę śledziową.
Składniki:
- gotowane buraki, pokrojone w plasterki (ugotowałam na parze),
- kiszone ogórki pokrojone w plasterki,
- cebulka,
- tarte jabłko,
- zielenina (najlepiej natka z pietruszki),
- sok z cytryny lub ocet jabłkowy do smaku,
- sól, pieprz,
i jeżeli nie jest to sałatka postna, to trochę oliwy i łyżeczka majonezu.
Wymieszana sałatka musi trochę postać, najlepiej założyć, że zjemy ją dopiero następnego dnia.
Pozdrawiam :)
D.
Mmmniam, buraczki to to co lubię! :) Jadłam już tą sałatkę. Właśnie tak sobie pomyślałam, że może ją zrobię na święta Bożego Narodzenia :)
OdpowiedzUsuńO poście Daniela i Pani Dąbrowskiej (chyba nie pomyliłam nazwiska?)wiem z relacji koleżanek. Lepiej go chyba przeprowadzać w okresie obfitości "zielonego",jest wówczas taniej i zdrowiej. Przynajmniej, jak ma się jeszcze rodzinę, która nie pości, a też chce jeść ;)Tak przynajmniej wyliczyły moje drogie Koleżanki ;)
Jeśli chodzi o mnie, o to poszczę raczej systematycznie, ale krótko (doba) i poza tym nie przejadam się. Ja z natury jestem szczupła, słabo wchłania mój organizm i jeszcze potrafię zapomnieć o posiłku, gdy jestem czymś zajęta ;P Dopiero po przejściu na "Hildegardę" odzyskałam apetyt i ciut przybrałam na wadze. Oczywiście lepiej się czuję. Podobnie z moją Rodzinką. To dość ciekawe, bo wcześniej chciałam jeść po prostu zdrowo i prosto, a nie stosować jakąś dietę wybraną spośród miliona. Może to palec Boży? Pamiętam w jakich okolicznościach zetknęłam się z Hildegardą. Ja mam słabość do mistyczek ;)))
Pozdrawiam ciepło!
Witam :) Cieszę się, że znalazłem Twój blog. Interesuję się trochę naturalnymi produktami. Kiedyś szukałem przepisów na domową herbatkę owocową, ale szybko o nich zapomniałem. W tym roku na pewno przygotuję kilka mieszanek.
OdpowiedzUsuńOstatnio przeglądałem przepisy św. Hildegardy, ale nie podobały mi się. Produkty z kosmosu, bardzo trudno osiągalne w naszym kraju. Ale chyba skuszę się na lekturę "Programu zdrowia...".
Pozdrawiam :)
Bartek (librimagistri.blogspot.com)
Może i post już jest stary, skoro jednak na niego trafiłem to może warto zwrócić uwagę, że u św. Hildegardy truskawka jest na liście trucizn spożywczych. Z ciekawości szukałem dlaczego tak jest lecz zamiast tej odpowiedzi znalazłem coś zupełnie innego tzn. w czasach Hildegardy truskawka nie była znana a to co podaje święta dotyczy poziomki. Dokładnie truskawka powstałą kilka stuleci później z skrzyżowania dwóch gatunków poziomki.
OdpowiedzUsuńPoziomka to kolejny przykład owocu obecnie uważanego za wartościowy. Pociesza mnie fakt, że nie jem ich garściami :)
Usuń