środa, 16 kwietnia 2014

Co do warzywnika na ciężkiej glebie?

Sprzyjająca wiosenna pogoda umożliwiła mi już dokonanie pierwszych zasiewów w warzywniku. Moje mikre poletko podobnie, jak w ostatnich latach, zamieniło się w "zebrę" za sprawą grządek pod zasiew uzupełnianych ciemną, dobrą ziemią do kwiatów domowych kupowaną w kwiaciarni. Nie wiem, czy to słuszne działanie, ale według mnie sprawdza się - wąskie strużki pozbawionej nasion chwastów ziemi umożliwiają młodziutkim siewkom lepszy start,  bo nie muszą walczyć w pierwszych tygodniach życia z różnorakim zielskiem o przestrzeń. Ci, którzy śledzą moje wpisy, wiedzą, że glebę mam w ogródku raczej trudną - ciężką, długo nagrzewającą się wiosną i czasami zalewaną. W takich warunkach udaje mi się jednak doczekać się całkiem przyjemnych plonów niektórych warzyw. Sieję więc obowiązkowo różne odmiany fasolki, bo jest niewymagająca i pięknie plonuje, marchewkę karotkę, bo jej okrągłe korzenie spichrzowe dają sobie radę w twardym i okresowo mokrym podłożu, łatwą w uprawie boćwinę i bardziej wymagające buraczki, cukinię, która rośnie, że ho ho :), sadzę ogórki i pomidory, bo zbieranie dojrzewających owoców przynosi mi wiele frajdy. Są też zioła, szalotka i szczypiorek, kolorowe sałaty i rzodkiewka.



Dzisiaj jednak będzie dłużej o pomarańczowej, opasłej piękności, czyli o dyni. Chcę ją zarekomendować do uprawy w Waszych ogródkach, jeżeli się jeszcze na nią nie zdecydowałyście. Dlaczego? Powodów jest kilka.


Po pierwsze: łatwość w uprawie. Wystarczy jej pryzma kompostowa lub szpadel naturalnego nawozu, by rosła pięknie i niemal bezobsługowo. Moje - w ubiegłym roku Hokkaido i Green Hokkaido, których nasiona otrzymałam dzięki Klubowi Pożądanego Nasionka - posadzone na pryzmie kompostowej, potrzebowały jedynie, aby czasami wlać im konewkę wody i przyciąć co nieco, by nie rozpanoszyły się nadmiernie w tej części ogrodu. Mimo to, jedna z nich pozwoliła sobie wdrapać się na okalające krzewy jeżyn, a potem na świerk sąsiadów - do jakiej wysokości, trudno powiedzieć, bo znikła wśród gęstych gałęzi ;)



Po drugie: uroda. Od połowy sierpnia jej nieduże, około kilogramowe owoce najpierw dekorowały działkę a potem wzbogaciły jesienną kompozycję na balkonie. Mocny pomarańczowy kolor ociepla atmosferę, gdy dni stają się coraz krótsze.


Po trzecie: walory zdrowotne, o których napisali mądrzejsi ode mnie.

Po czwarte: możliwość baaardzo długiego przechowywania (ostatnią zjadłam w lutym).

Po piąte: możliwość wyczarowania z niej zdrowych, smacznych i różnorodnych potraw według coraz to nowszych przepisów, od których pęka internet.


A wiosną? Czy teraz można jeszcze mieć pożytek z własnej dyni? Owszem tak, pod warunkiem, że nie schrupaliśmy dotąd wszystkich pestek :) Otóż kilka tygodni temu trafiłam w sieci na przepis na pasztet z pestek z dyni, który od razu wydał mi się na tyle smakowity, że po drobnych modyfikacjach odważyłam się przygotować go bez wcześniejszej próby generalnej na spotkanie towarzyskie, a potem jeszcze na kolejne. Pasztet posmakował wielu osobom, więc zamieszczam go z myślą o nich, ale także o wszystkich czytelnikach poszukujących smacznych dań z kuchni jarskiej. Może nawet ktoś postanowi zaserwować go na świątecznym stole? Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie na tej potrawie, a kto może to po świętach wysieje pestki dyni do doniczki, by w drugiej połowie maja posadzić ją w ogrodzie :)

Bezglutenowy pasztet z pestek dyni i kaszy jaglanej

Składniki:
szklanka pestek dyni (wykorzystałam takie o ciemno zielonej skórce, żeby nadać bardziej apetyczny kolor potrawie)
1,5 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej (sądzę, że można dać jeszcze więcej)
2 cebule
2 ząbki czosnku
ok. 50 ml dobrej oliwy
2 łyżki mąki kukurydzianej
sól, pieprz, ulubione przyprawy (u mnie: czubrica zielona,kurkuma, koperek)

Pestki dyni zalewamy gorącą wodą tak, aby były tylko przykryte, odstawiamy. W tym czasie gotujemy kaszę, natomiast cebulę i czosnek podsmażamy na patelni. Następnie wszystkie składniki miksujemy razem (łącznie z wodą, w której moczyły się pestki)na niezupełnie gładką masę, dodajemy mąkę i przyprawy do smaku. Masę przekładamy do foremki (wygodnie będzie wyłożyć ją papierem do pieczenia) i pieczemy w 200 stopniach do godziny. Smacznego :)


P.S. Zdjęcie nie oddaje apetycznego zielono-żółtego kolorku pasztetu!

6 komentarzy:

  1. Pasztet pewnie zagosci na swiatecznym stole, dziekuje za przepis.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ogromną fanką dyni, a ostatnią ze swoich zapasów zjadłam w marcu:) Tylko, że moje zapasy, niestety, sklepowe były... Domowe warzywniaki podziwiam i bardzo ludziom zazdroszczę tej pasji, żałuję, że u mnie wystąpiła:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Za przepis na pasztet dziękuję zapiałam, a dynię posadzę, chyba musze obornik skombinować, koniecznie na końskim można?
    j

    OdpowiedzUsuń
  4. Pyszne warzywko, ale u mnie miejsca brak, chociaż coraz większa ochota mnie bierze na jakiś kawałeczek, żeby było z niego co pochrupać :))
    Pozdrawiam, życzę pogody w ogródku i radości w nadchodzące Święta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę Tobie i Twoim najbliższym , aby ten nadchodzący świąteczny czas wypełniony był radością, rodzinną atmosferą, pozytywnymi myślami i wzajemną życzliwością.
    Wesołego Alleluja!

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie dziękuję za życzenia! Nie do wszystkich zdołałam dotrzeć na blogi, by złożyć moje życzenia dla Was, lecz zapewniam, że jesteście w moich myślach. Wesołego Alleluja!

    OdpowiedzUsuń