wtorek, 25 września 2012

Roztańczona, rozmodlona

Ostatnie posty bardzo kulinarne się zrobiły, ale ta pora roku faktycznie sprzyja takim tematom ze względu na obfite plony i czas robienia zapasów na zimę. Dzisiaj nie będzie jednak o gotowaniu, ale też o strawie, tyle że duchowej, którą się pasłam przez cały weekend tak, że teraz bokami ze mnie uchodzi i o spełnieniu. 
Cały weekend.... przetańczyłam :) A nawet jak nie tańczyłam dosłownie, to tańczyły moje myśli, uczucia, wirowała radość walczykiem: raz, dwa, trzy, raz dwa, trzy ... :) I pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu nic na to nie wskazywało. Ale żeby było wiadomo o co chodzi, to opowieść muszę zacząć od początku, bo od środka to tak jakoś nieskładnie.
Od wielu lat prześladowała mnie przypowieść o talentach i lęk, że ja swoje zakopałam. Rozpoczęły się więc poszukiwania odpowiedzi na pytania: co potrafię, co jest moim talentem, do czego zostałam stworzona. Były testy, warsztaty, kolejne studia, mozolne zaglądanie pod własną podszewkę. Stopniowo zaczął się wyłaniać jakiś zarys, dzięki czemu bardziej polubiłam siebie, zaakceptowałam. Zdałam sobie sprawę, że niektóre cechy i umiejętności, które w dzisiejszym świecie uważałam za mankament, wcale nim nie są, a nawet przeciwnie - to moja mocna strona. Co za ulga! Jednak nawet wtedy, gdy samoświadomość wzrastała, to nadal nie znajdowałam przełożenia na życie codzienne, na pracę - co to powinno być? Niestety, albo "stety", umiejętności i zainteresowań mam sporo i to dość odległych od siebie, nie jestem typem genialnego muzyka, który od dziecka wie, co będzie w życiu robił. Dostałam różnych talentów po trochu. Jednym z nich i miłością "od zawsze" był taniec, ale ... z różnych przyczyn nie rozwijany. Nie raz zadawałam sobie pytanie, po co mi Pan Bóg wpoił w serce takie zamiłowanie (i jeszcze do kilku innych rzeczy), skoro pomimo chęci, życie nie dało mi możliwości, aby je wykorzystać i rozwinąć?
I teraz nastał ten czas, gdy powolutku pewne fragmenty odpowiedzi na moje poszukiwania , zaczynają się wyłaniać z mroku. Ku mojemu zaskoczeniu - ale jakże cudownemu - znalazłam się we wspólnocie, w której zaczęliśmy tańczyć tańce modlitewne, a w miniony weekend mogłam wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi dziewczynami uczyć tej formy modlitwy niemal 200-osobową grupę uczestników II Krajowego Kongresu Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. 


Byłam bardzo stremowana, ale tylko do czasu, gdy postawiliśmy pierwsze kroki, a potem to już tylko uczucie wszechogarniającego szczęścia. Nawet nie wiem, jak to opisać. Ktoś postronny może nie widzieć w tym niczego niezwykłego, jednak ja czuję, że to jest ważne. Czuję, że wreszcie wszystko zacznie się układać w jakąś całość. I nie o tańczenie tylko chodzi. Zaczyna być dla mnie zrozumiałe, dlaczego ja, niezwykle nieśmiałe dziecko, nigdy nie miałam problemu, by wyjść na środek sali i zacząć tańczyć, dlaczego pisałam pracę magisterską z historii tańca, dlaczego tak bardzo to lubię,  dlaczego los dwukrotnie zawracał mnie z drogi i kazał być nauczycielem (chociaż od tego uciekałam). Między innymi (bo wierzę, że to dopiero początek) po to, by teraz móc wziąć mikrofon do ręki i przed liczną publicznością nie spalić się ze wstydu i strachu, lecz znaleźć w tym radość i spełnienie. 



Pięknie jest móc robić to, co się kocha ze świadomością, że jest to dobre, że jest to zamierzone dla mnie przez Boga, że ma sens. Oddawać chwałę Bogu w tańcu? - niedawno nie wiedziałam, że tak można, a okazało się, że tak! Świadomość spójności i bycia na właściwej DRODZE daje mi uczucie błogiego spokoju. Nie dlatego, że będzie z górki i bez problemów, bo one zawsze będą, trudności i cierpienie nie omijają nikogo, ale mam poczucie, że Pan Bóg wziął sprawy w swoje ręce i nie pozwoli mi przespać reszty życia :) 



Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze dlatego, że czuję taki wewnętrzny impuls. Chce mi się skakać, tańczyć, śpiewać, unosić w pląsach gdzieś pod sufitem, a najlepiej, to żeby wcale sufitu nie było ;)  Mam wrażenie, że energia rozsadzi mnie od środka, jeżeli nie dam jej spustu :) Po drugie piszę te słowa, jako świadectwo i zachętę dla innych, że warto szukać swojego powołania, że nie można wątpić i ustawać, odpowiedź przyjdzie w odpowiednim czasie. A po trzecie ku pamięci dla siebie samej, aby nie wątpić i nie ustawać :) Bo ja nadal nie znam odpowiedzi na pytanie po co tutaj jestem, ani co będę robiła za rok, czy dziesięć lat. Ale już sama świadomość, że zagadka zaczyna się rozwiązywać jest wspaniała. Chwała Panu!
Miniony Kongres, to oczywiście nie tylko wrażenia taneczne. Dwie rzeczy najbardziej utkwiły mi w pamięci. Prezentacja nowej internetowej szkoły wiary, do której link zamieszczę na blogu, gdy tylko ta strona wystartuje. Czekam na nią z niecierpliwością, bo nawet ta krótka prezentacja rozbudziła moją ciekawość, potrzebę poznawania i spowodowała, że z przyjemnością powróciłam do lektury Psalmów. A najważniejsza dla mnie nauka, którą mam nadzieję na długo zachować w pamięci i wcielić ją w życie, zmieściła się w jednym króciutkim i niezwykle celnym zdaniu ks. generała Jacoba Nampudakama: potrzeba "nauczyć się tracić czas dla Boga". 


To spotkanie kongresowe było też niezwykłym doświadczeniem ciepła, dobra, otwartości człowieka na człowieka. Czasami mam wrażenie, gdy słucham różnych wypowiedzi medialnych, czy przesłań na szkoleniach, w których uczestniczę, że otaczają mnie ufoludki a świat się do góry nogami wywraca. Nie można się dać takiemu myśleniu! Było mi dane obserwować i rozmawiać z tak wspaniałą, wartościową i normalną młodzieżą, że serce rosło w podziwie i wdzięczności  za nich.
I nie rozumiem tylko, dlaczego jedno krzywe spojrzenie, brak zainteresowania i zrozumienia ze strony bliskiej osoby, potrafi tę radość zakłócić :(

Spokojnej nocy Wam życzę, dziękuję za wszystkie przesympatyczne komentarze. Wasza obecność, to co robicie, czym się dzielicie, to też dowód dla mnie, że świat wcale nie jest taki zły, jakim się go przedstawia. Do następnego razu :)

P.S, A miały być tylko trzy zdania...

11 komentarzy:

  1. Wiem o czym mówisz. czuć ,że jest się na właściwej drodze- to jest cudne uczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? w takich chwilach czuję, że jestem cząstką całości, bardzo potrzebną cząstką :)

      Usuń
  2. fantastyczne uczucie wiedzieć, co się kocha robić:)) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAk :)) i chciałabym aby zostało ze mną na dłużej, czego i Tobie życzę :)

      Usuń
  3. Najważniejsze, żeby odnaleźć własny cel w życiu, bez oglądania się co inni na to powiedzą. Cieszę się, że Ty się cieszysz:)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, trzeba się liczyć z innymi, ale nie oglądać na nich, jeżeli to cofa nas z właściwej drogi :)

      Usuń
  4. Z tak niewielu prostych rzeczy potrafią się cieszyć współcześni...
    Spełnienia w poszukiwaniach!

    OdpowiedzUsuń
  5. Skomentuję Twoją wypowiedź tylko jednym zdaniem: Bo jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu wszystko inne jest na właściwym:)
    Zazdroszczę niesamowitych przeżyć i ciesze się razem z Tobą:)
    pozdrowienia,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że myślimy podobnie i patrzymy w tym samym kierunku :)

      Usuń
  6. Nie ma nic piękniejszego jak zaakceptować samą siebie i swoje wady.

    OdpowiedzUsuń