czwartek, 31 maja 2012

Majówka na lubelszczyźnie

Lubię wypady za miasto, najchętniej takie jednodniowe, ale czasami i na dłuższy daję się skusić. Spacery, zwiedzanie, rozmowy przy dobrym jedzonku i słodkiej kawie - to tygryski lubią bardzo :) Tym razem, pomimo piętrzących się przeszkód, zawiało mnie na lubelszczyznę - ziemię piękną i bliską sercu, bo gdzieś tamtędy wiodły życiowe drogi moich przodków. Najpierw Lublin - niewidziany od dawna, dawna... odkrywany na nowo w doborowym, wesołym towarzystwie. Popatrzcie, jaki jest piękny :)

Najpierw otwarły się wrota ;)


A za nimi zaczarowany świat minionych lat ...





Najpiękniejszy i najcenniejszy zabytek Lublina, to zamkowa kaplica przyozdobiona średniowiecznymi freskami oraz ... wyrytymi na ścianach "świadectwami" obecności przez odwiedzających ją wiernych, którzy w ten sposób pozostawiali po sobie ślad dla potomnych i skracali dłużący się im czas nabożeństw. Zachowanie typowe dla rodzaju ludzkiego od Pompejów po czasy współczesne - co człowieka w tak odległych czasach i różnych szerokościach geograficznych fascynuje w pisaniu po murach? Może jakiś socjolog się wypowie :)


 Cudne widoki nad głową i za oknem - niemal niezmienione przez kilkaset lat.


 A tu już bryła zamku na tle nieba. Patrząc na jego dziedziniec miałam wrażenie, że znajduję się na warszawskim zamku - dużo w nich podobieństwa.


Tyle zostało z lubelskiej fary - fundamenty i makieta.


Spacer po uliczkach Starówki - wiele odnowionych kamienic przyciąga oko, ale i te zapomniane, obdrapane budzą ciepłe uczucia - może konserwator miasta przywróci im blask.


Ciekawa jestem kto wystawał na tym balkoniku i czyje oczy wyglądały ukochanego z poniższego okna? Kto przysięgał  w tym kościele "że Cię nie opuszczę..." i czy był szczęśliwy?


 Jak brzmiała muzyka grana na tych wspaniałych organach sto lat temu? Kto się nią wzruszał?


A gdy pytań bez odpowiedzi uzbierało się już dość, przyszła pora, aby nacieszyć nie tylko wzrok, ale i smak...


Masz ochotę na chwileczkę zapomnienia? :)



Chyba świat nie byłby aż taki piękny, gdyby nie zawód cukiernika ;)

Następnego dnia zmiana dekoracji - poznajecie?




Zawsze, gdy jestem w Kazimierzu, wzruszenie łapie mnie za gardło - wyobrażam sobie małą dziewczynkę z długim warkoczem pędzącą do szkoły, czy zjeżdżającą zimą z gór aż na rynek na sankach.... To moja Mamusia :) Ach, chciałabym ją poznać taką jaką wówczas była... Też tak macie?





Żadna wycieczka nie może się obejść bez przystanku na kawę i kawałek tortu, więc i tym razem...



Jeszcze jedno tęskne spojrzenie na odchodnym i wracamy do Warszawy...


I zanim się obejrzałam, a znów mamy koniec kolejnego tygodnia. Piątek puka już do drzwi. Co nam przyniesie kolejny weekend? Oby dużo słońca i radości, czego sobie i Wam serdecznie życzę :)
D.

6 komentarzy:

  1. Piękna wycieczka, jeszcze nie byłam w tamtych stronach, chyba trzeba będzie wybrać się z rodzinką:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W obu miastach bywałam, ale z tego co widzę ze zdjęć do wyładniały. Dzięki za ich ponowne zobaczenie . Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i właśnie bedzie niestety zimno, aby nie padało, bo impreza przed nami, pozdrawiam i miłego zyczę
    j

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne miejsca :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki bardzo. Tyle wspomnień z Lublina, miasta Rodziców. Wakacje u Dziadków, najpiękniejsze na świecie, spacery do Ogrodu Saskiego, na Starówkę. Tak bym chciała tam być, zobaczyć tak dawno nie widziane miejsca. I Kazimierz i Nałęczów i...,ech, same wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gaja, nie wiem co stoi na przeszkodzie, ale życzę Ci by tęsknota za Lublinem nie tylko została jak najszybciej zaspokojona :)
    DZiękuję bardzo wszystkim za komentarze!

    OdpowiedzUsuń