Lubicie sobotę? Ja baaardzo! To mój ulubiony dzień tygodnia, a zwłaszcza sobotnie przedpołudnie. Jest to czas, kiedy chyba zawsze CHCE MI SIĘ działać :) Lubię sobotnie zakupy na pobliskich straganach lub Bio-Bazarze, lubię domową krzątaninę, świadomość, że cały dzień przede mną i ten optymizm, że tyle uda mi się zrobić :) I nie wiem jak to określić, ale chyba poczucie swobody, wolności. Taki stan: nic nie muszę, ale mam ochotę.
Miniony dzień był u nas pochmurny, jeszcze tu i tam biały, czuć że to jeszcze zima. Jednak chodząc między stoiskami wypełnionymi barwnymi główkami tulipanów, można by mieć wrażenie, że to jakiś chłodniejszy dzień maja :) Nie oparłam się pokusie, gdy zobaczyłam świeżutkie bazie w różnych odmianach - lubię zwłaszcza takie lekko różowe lub seledynowe, ale wszystkie są piękne i takie milusińskie :) No a do bazi musiało być chociaż symbolicznie kilka tulipanów :)
Lubię też tę chwilę sobotniej, okołopołudniowej przerwy, gdy bez wyrzutów sumienia zasiadam z kawą w fotelu i zatapiam się w ulubionej lekturze. Taki czas tylko dla przyjemności. Dzisiaj kawa żołędziówka owiana zapachem hiacynta i z nową lekturą o projektowaniu małych ogrodów. Nastrojona już jestem na wiosenne prace ogrodnicze na maksa :)
Jeden kwiatek, a tyle może. Jego zapach wypełnia całe mieszkanie. Czuć to wyraźnie zwłaszcza, gdy się wraca z dworu. Bardzo lubię ten moment przekraczania progu - zawsze wtedy przypomina mi się film "Jasminum" - piękny, prawda? Nie zapomnę, jak po obejrzeniu go w kinie wróciłam do domu i poczułam delikatny kwiatowy zapach. Stwierdziłam, że niedobrze ze mną, bo chyba jakieś omamy mnie dopadły ;) Okazało się, że akurat rozwinęły swoje kwiaty peonie w wazonie i zapach był rzeczywisty.
Od kilku dni napawam też oczy zdjęciami angielskiego ogrodu zamieszczonymi w ostatnim numerze "Werandy". Jest w nim kilka moich marzeń, które chciałabym zrealizować w swoim ogródku - kiedyś...
I to chyba jedyne co spodobało mi się w tym numerze. Od jakiegoś czasu zresztą snuję refleksję, że "Weranda" - od początku jej istnienia moja ulubiona - przestaje już być "moja" - nie ten klimat, prezentowane wnętrza zbyt nowoczesne, luksusowe, nieprzytulne. Ale pismo nadal kupuję, chociażby dla zdjęć takiego ogrodu, jak powyższy i chyba wciąż z nadzieją, że jeszcze będą piękne wnętrza, zgodne z moimi upodobaniami, które mnie zainspirują.
Kolejny ulubiony domowy zapach, który co jakiś czas wita mnie w drzwiach, to zapach domowego chleba - utrzymuje się przez kolejne dwa dni po pieczeniu. Kojarzy mi się z bezpieczeństwem i rodzinnym ciepłem. I chociażby dlatego warto go piec :) Na powyższych zdjęciach chleb z mąki orkiszowej - w rzeczywistości nie jest więc taki żółty, to oświetlenie zmieniło jego barwę. Jest w nim czarnuszka i drobniutkie kuleczki amarantusa. Pieczony według przepisu, który zamieściłam TUTAJ, z tą modyfikacją, że zaprzestałam dodawać do środka oliwę, chyba bez niej jest lżejszy. Z mąki orkiszowej piecze się go dużo łatwiej, niż z owsianej - dzięki zawartości glutenu ciasto jest kleiste, dobrze rośnie, a upieczone nie kruszy się i długo jest świeże.
Przetestowałam też dwie nowe praktyki, którymi chcę się podzielić z domowymi "piekarzami" :). Pierwsza, to mrożenie zakwasu - gdy go przetrzymywałam w lodówce 2-3 tygodnie, a bywało że dłużej, bo raz upieczona porcja wystarcza mi właśnie na taki czas, to często pleśniał. Mrożonemu nic się oczywiście nie stanie. Tak więc po odłożeniu zakwasu do słoiczka, odstawiam przykryty serwetką na kilka godzin, aby podrósł, następnie zakręcam słoik i wkładam do zamrażalnika. Dzień przed planowanym terminem kolejnego pieczenia wyjmuję zakwas, stawiam na wierzchu, aby się rozmroził, następnie dokarmiam, go, czyli dokładam łyżeczkę mąki orkiszowej i tyle ciepłej wody, mieszam i zostawiam w ciepłym miejscu. Po kilku godzinach można już przygotowywać chleb.
Druga sprawdzona przeze mnie rzecz, to przechowywanie chleba bez użycia folii - zawijam w złożoną podwójnie bawełnianą ściereczkę (taką do naczyń) i wkładam do wiklinowego chlebaka. Chleb jest długo świeży i nie obsycha, czyli sposoby naszych prababć wcale nie były takie złe.
Pisałam Wam ostatnio o mięcie - dziwolągu, która od kilku miesięcy stoi bez wody i żyje. Ostatnio sadzonki owej mięty trafiły do wody, aby puściły korzenie - skoro ona taka wytrzymała, to mam już wobec niej pewnie plan :) Dziś natomiast chcę Wam pokazać inne przyrodnicze zjawisko, które mnie zadziwiło. Powyżej zdjęcia pomidorów, które minionego lata uprawiałam na balkonie, jak widać owocowały, więc polecam ten sposób wszystkim tym, którzy nie mają swojego ogródka - z balkonowej hodowli też będą plony :)
A poniżej zdjęcia dwóch pomidorków (odmiana Yellow Pearshaped), ostatnich, które zerwałam w połowie listopada, czyli już po pierwszym zeszłorocznym śniegu. Były zupełnie zielone, położyłam je więc na spodeczku w kuchni bez większej nadziei, że dojrzeją. Po jakimś czasie zrobiły się żółciutkie i nie ruszane przeleżały tak, aż do zeszłego tygodnia, kiedy to zlitowałam się nad nimi i postanowiłam zjeść. W smaku były pomidorowe :)
Nie wiem, jak to się stało, że się nie popsuły. Może zakonserwowała je ta warstwa kurzu, która na nich osiadła ;) Może zaszedł proces adekwatny do tego, jak u nasion różnych roślin - podczas długiego przechowywania pokrywają się warstewką tłuszczu, który chroni i przedłuża ich żywotność. Dlatego podobno większe nasiona, które trzymamy przez kilka lat, przed wysiewem należy przetrzeć piaskiem, aby pozbawić je tej ochronnej warstwy, a wówczas wzejdą.
Na zakończenie jeszcze jeden zapach, który uwielbiam - to zapach wietrzonej pościeli i suszonego na dworze prania. Dlatego dziś już piszę dobranoc i idę przytulić nos do wywietrzonej świeżo podusi :)
Bo czerwone imieninowe róże już tylko na zdjęciu i nie da się ich powąchać ...
Dorotka! Wszystkiego najlepszego!:) Spełnienia marzeń! :)))
OdpowiedzUsuńJak tak czytam o tych pomidorach, to naprawdę, wierzyć się nie chce! ;) A jak z tą miętką? Rozkminiłaś ją ? I chyba już posadzona, co???
Ojej, muszę zrobić zakwas, bo już się stęskniłam za własnym chlebkiem! :)))
Acha, ja swego czasu kupowałam Werandę Country, bardziej mi odpowiadała. Teraz jenak rzadko kupuję czasopisma i gazety ;/ Internet zrobił swoje! Książek jednak nie mogę sobie odmówić ;))
Miłej niedzieli!
Dzięki, kochana :) Nadal nie wiem, jak nazywa się ta odmiana mięty, ale powolutku puszcza korzonki, sadzenie pewnie dopiero za dwa tygodnie. Country u mnie też jest numerem jeden :) Kupuję, chociaż to nieekonomicznie, ale lubię szelest kartek i jakoś internet nie może mi tego zastąpić :)
UsuńJutro miło odpoczywaj, lecz od poniedziałku pomyśl poważnie o zakwasie :))
Obie Werandy wyraźnie się popsuły, niestety. Książki ogrodnicze u mnie stale na podorędziu i mimo że 100x przeglądane, zawsze coś nowego. Marzenia o wiośnie przybliżają zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona, że to nie tylko moje odczucie co do jakości Werandy, czyli coś w tym musi być. Masz rację, przeglądanie Country też już mnie tak nie ekscytuje jak w przypadku pierwszych numerów, pełnych inspiracji, do których co jakiś czas wracam. Nie da się policzyć, ile razy przeglądałam moje książki ogrodnicze, większość zdjęć znam na pamięć :) Pozdrawiam :)
UsuńPamiętam jak mieszkałam w Poznaniu i co drugi/trzeci dzień chodziłam na rynek. Uwielbiałam te wycieczki. Świeże kolorowe warzywa i owoce, starsze panie sprzedające tylko po parę wiązanek koperku, szczypiorku, czy kwiatki z własnego ogródka. Miałam ulubionych sprzedawców (u tego są najlepsze pomidory, u tej pani sałata, a tam kupowałam jajka...) Bardzo brakuje mi tego miejsca...
OdpowiedzUsuńCo do zakurzonych pomidorów to rzeczywiście ciekawa sprawa! :) A może skoro mięta przetrwała tyle bez wody to ty masz specyficzny klimat, że wszystko zachowuje długo świeżość :)
Mam tez pytanie w sprawie uprawy pomidorów? Czy pryskasz czymś krzaczki? Uwielbiam te warzywa (a właściwie owoce ;)) ale w ubiegłym roku 3/4 zbiorów z mojego ogródka było do wyrzucenia :( jakaś okropna zgnilizna i plamistość liści je zaatakowała :( Wolałabym ich nie pryskać, ale jeśli mam znowu takie ilości zmarnować to może warto zastosować jakiś środek ?
Klimat może i specyficzny, ale inne rzeczy jakoś tej świeżości nie pokazują ;) Niezapominatko, ja też mam z pomidorami kłopot. Przez wiele lat wcale ich nie uprawiałam. Od trzech sezonów próbuję i z moich obserwacji wynika, że najlepiej mają się te, które rosną wśród innych roślin, pojedyncze krzaczki na rabatach kwiatowych, koło winogron, na balkonie itp. Podlewam je tylko gnojówką z pokrzyw. W minionym sezonie posadziłam ponad 40 krzaków w warzywniku i zaczęłam pryskać - wodą z mlekiem i wyciągiem ze skrzypu, ale tylko dopóki nie pojawiły się owoce. Jednak zachorowały - posadziłam je chyba zbyt gęsto i nie było przewiewu. Poza tym trzeba szukać odmian odpornych na choroby, np. odmiana "Bawole serce" nie dała mi ani jednego zdrowego owocu, nawet krzak pozostawiony na balkonie. Natomiast pomidorki koktajlowe owocowały najlepiej, zarówno czerwone odmiany jak i żółte. W tym roku będę dalej eksperymentować, więc podzielę się na bieżąco doświadczeniami :)
UsuńNo i oczywiście Wszystkiego najlepszego na imieninki!!! Przede wszystkim zdrówka, siły na ogrodowe działania :) i wspaniałych plonów w nowym sezonie!
OdpowiedzUsuńChociaż "znamy się" już od dawna ;) to przy okazji Twojego (minionego;)) święta chciałabym podziękować, że jesteś, że piszesz, fotografujesz. Bardzo lubię zaglądać do Twojego świata, podziwiać i wynosić wiele istotnych porad ! Dziękuje :)
Ściskam!
Ale miodzio... :)) Kochana jesteś :) Tyle ciepłych słów, że uśmiech mam od ucha do ucha, dosłownie - dziękuję i ja :)
UsuńPrzesyłam spóźnione, ale bardzo serdeczne życzenia imieninowe Dorotko:))
OdpowiedzUsuńCo do gazet to masz rację, to tak jak z Ogrodami - zastąpiła je Magnolia i to już nie to samo - szkoda:(( Też chce mi się już wiosny, przeglądam w internecie roślinki, które chciałabym już kupić i posadzić, ale za oknem wiosny wcale nie widać. Jak patrzę na Twoje zdjęcia, to mam wrażenie, że czuję zapach i kwiatów i chlebka - to bardzo przyjemne zapachy:))
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję serdecznie za życzenia i cieszę się, że mamy podobne spojrzenie, że się rozumiemy :)
UsuńNa szczęście "Działkowiec" trzyma fason i jest co raz ciekawszy :)
Usuńpozdrawiam serdecznie z przyjemnościa przeczytałam, wiosna na horyzoncie widzę
OdpowiedzUsuńj
Dziękuję Ci bardzo za odwiedzinki! mam identyczne odczucia co do soboty !!! Uwielbiam soboty! Robie to co chcę a nie to co musze. To jest piękne!Zakupy,sprzątanko,kawka...narzekam na te domowe roboty ale mimo wszystko daje mi to dużo satysfakcji!
OdpowiedzUsuńNajpierw wypróbuję przepis na chlebek siostry a pożniej skorzystam z Twoich rad..I dobry pomysł z zamrażaniem.Bedę o tym pamiętała.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Widzę, że u Ciebie też już wiosennie jest :) Dołączam się do imieninowych życzeń, niech Ci się darzy w domu i w ogrodzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Też uwielbiam sobotnie poranki. Przede mną tyle wolnego czasu i to lubię. Pomidorki na balkonie w skrzynkach mam już od kilku lat i lubię zjeść takiego ciplutkiego, ogrzanego słońcem. Zapach kwiatów w domu i prania suszącego się na powietrzu to rozkosz. *** Wszystkiego najlepszego z okazji Imienin :)))
OdpowiedzUsuńŚliczna opowieść i wspaniałe zdjęcia. Te tulipany...Ja sadzę w donice pomidorki koktajlowe i rozdaję całej rodzinie. Są niezniszczalne i pięknie owocują nawet na balkonie u rodziców. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA masz swoją sprawdzoną odmianę pomidorków koktajlowych? podpowiesz jaką? Pozdrawiam ciepło :)
Usuńjej, Dorotko, jakie to piękne... Też już nie mogę doczekać się wiosny :) Dziś będę eksperymentować z kwasem buraczanym, może to niezbyt wiosenne menu, ale w zdrowym oczekiwaniu na :) Serdeczności! Chacia
OdpowiedzUsuńI love your tulips! And the light of spring in the pictures :)
OdpowiedzUsuń