Ukryta pod śniegową pierzyną, przywitała nas bramą gościnnie otwartą na oścież i ciepłym, domowym obiadem. Któż taki? - Akademia Łucznica mieszcząca się w XIX-wiecznym dworku koło Pilawy, na terenie Mazowieckiego Parku Krajobrazowego.
Długo szukałam wytłumaczenia pochodzenia nazwy wsi. Początkowo sądziłam, że może była to osada służebna, jednak końcówka -ica sugerowała nazwę patronimiczną, ale też nie do końca. Ostatecznie, szperając po internetowych zasobach, znalazłam wyjaśnienie, że nazwa wsi pochodzi od jej łukowatego kształtu, ewentualnie od "ługu", czyli bagna, mokradła. Jej istnienie zostało odnotowane już w połowie XVI wieku. W gminnej ewidencji zabytków, oprócz dworu z parkiem i oficyny, znalazłam 15 stanowisk archeologicznych, od średniowiecza po czasy nowożytne, jednak wszystkie te miejsca znajdują się na terenach prywatnych i są w złym stanie. Niewiele wiadomo o wczesnych dziejach miejscowości, prócz tego, że była wsią królewską, w wyniku rozbiorów przeszła do skarbu państwa zaborcy. W XVIII w. we wsi istniała huta szkła oraz liczne smolarnie zajmujące się m.in. wypalaniem potażu. W latach 1863-64 i 1943-44, okoliczne lasy stanowiły schronienie dla oddziałów partyzanckich.
Władze Księstwa Warszawskiego w 1808 r. podarowały starostwo osieckie księciu Józefowi Poniatowskiemu, jako nagrodę za jego wojenne zasługi. Jednak książę nagrodę swoją spieniężył odsprzedając ziemie rodzinie Potockich. Potoccy w 1840 r. wybudowali w Łucznicy dwór myśliwski dla służby leśnej klucza osieckiego. Alfred Potocki, który nie miał dzieci, przekazał przed wojną majątek na cele społeczne. Po wojnie znajdowała się w nim szkoła. Nie remontowany stopniowo popadał w ruinę, aż zajęła się nim pani Zofia Bisiak, realizując w Łucznicy swoje marzenie o plenerach dla artystów.
Jest to budynek murowany, z cegły, kryty czterospadowym łamanym dachem, tzw. polskim. Fronton od strony północnej ozdobiony jest czterema kolumnami, a od południowej - ganek z balkonem. Układ wewnętrzny jest dwutraktowy z korytarzem na przestrzał, na osi znajduje się sień z klatką schodową. Piwnice sklepione kolebkowo z lunetami - niestety, nie udało mi się ich obejrzeć.
Do dworu prowadzi szeroka aleja akacjowa, natomiast od strony północnej aleja dębów, w parku rośnie okazała sosna wejmutka - liczący 300 lat pomnik przyrody oraz jeszcze starszy, bo liczący aż 400 lat dąb. Rozłożyste drzewo robi wrażenie swoim majestatem.
Obecnie dworek wydzierżawiony jest przez
Stowarzyszenie "Akademia Łucznica". Gości ludzi z całej Polski i z zagranicy,
proponując kursy, warsztaty, spotkania rodzinne i plenerowe, zielone szkoły. Najlepsi w swoich dziedzinach fachowcy uczą m.in. takich dziedzin rzemiosła, jak stolarstwo, ceramika, wikliniarstwo, batik, wyrób witraży, chroniąc je od zapomnienia. Czy wiecie, że w dwudziestoleciu międzywojennym polski batik zdobywał złote medale na światowych wystawach, a gdy w Łucznicy chciano poprowadzić pierwsze zajęcia, to nikt w Polsce tego nie potrafił?
Rozpisałam się o historii tego miejsca, bo bezpośrednie obcowanie z kulturą materialną minionych pokoleń zawsze porusza we mnie jakieś głęboko ukryte struny... Dlatego wzruszona przekraczałam tydzień temu próg tego dworu, wiedząc że spędzę w nim kilka urlopowych dni. Wzruszona i podwójnie zaciekawiona przygodą, która mnie czekała. Po pierwsze decyzję o tym, by wziąć udział w Kursie Wikliny podjęłam bardzo spontanicznie i bez zastanowienia. Po drugie miałam go odbyć w doborowym towarzystwie kobiet, które dotychczas znałam tylko z blogowego świata :) W Łucznicy splotły się drogi siedmiu bloggerek :) Były tam: organizatorka całego zamieszania - Aga z Zielonej Ekspansji wraz z Mamą, Aga z Zielonej Pasji Agnieszki, Asia z Green Canoe, Kasia Bellingham, Monika i Bramasole, niestety nie dołączyła do nas Maszka :( To pierwsze takie moje spotkanie i przyznać muszę, że bardzo sympatyczne. Spędziłyśmy ze sobą pięć dni stojąc ramię w ramię przy warsztatowych stołach, przeplatając mniej lub bardziej oporne witki, opowiadając, słuchając, śmiejąc i przyglądając się sobie wzajemnie z dużą życzliwością. Od pierwszej chwili miałam wrażenie, że nie jesteśmy sobie obce :)
Ta mała próbka wikliniarstwa okazała się dla mnie bardzo fajną odskocznią od codzienności, przyniosła relaks i przyjemność tworzenia. Przy każdej kolejnej formie byłam mile zaskoczona, że w krótkim czasie i dzięki kilku ruchom ręki powstaje coś, co przypomina sklepowe koszyki ;) Co za frajda! Każda z nas wracała do domu obładowana własnoręcznymi wyrobami, z dyplomem i chyba satysfakcją :) Oto wystawa naszych prac w ostatni wieczór.
Moje koszyki na razie stoją w pokoju, bym mogła nimi cieszyć oczy, chociaż mam jeszcze w planach malowanie ich i szycie wyściółek, ale to za jakiś czas. Póki co - pochwalę się :)
Gdy wracałam z tym całym asortymentem do domu, sąsiad w windzie na widok "stożka" zapytał mnie, cóż to takiego - musiałam mu wyjaśnić, że to konstrukcja, po której latem będzie się piął pachnący groszek lub fasolka. Acha - odrzekł - teraz sobie wyobrażam :)
Dziękuję Wam, Dziewczyny, a także Gospodarzom, za ten wspólny czas, za uśmiech, dobrą atmosferę i współpracę, możliwość poznania się i ... za prezenciki :) Dobrego tygodnia życzę i do następnego razu :)
I ja tam byłam ... ;))) Miło było, to prawda. Czas tak szybko przeleciał!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia Dorotko! :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego tygodnia! :)))
Dojechaliście szczęśliwie? Dziękuję i wzajemnie/nawzajem - wiesz, o co chodzi ;)
UsuńDojechaliśmy na planowaną godzinę i zdążyliśmy się wyspać :)))
UsuńTak, pamiętam moją rozterkę! ;))) Pa!
Czytałam o tym kursie wikliny. Widzę, że warto było pojechać. Oprócz nauki, były z pewnością miłe rozmowy, a ponadto bardzo ciekawe miejsce. Byłaś bardzo docielkiwa w poszukiwaniu historii tej miejscowości i dworku. Było to bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, chociaż nie ma tam luksusu, jednak polecam to miejsce bardzo serdecznie. Pozdrowienia :)
UsuńHej dziewczyny - nasz wiklinowy tydzień upłynął mi świetnie. Ale ile teraz wiklinowych cudeniek mam w domu i ogrodzie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Kasia
Ale naplotłaś i to w takim towarzystwie :) Piękne miejsce, musi tam być ładnie latem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Wspaniale tak móc osobiście poznać blogowe koleżanki. A wiklinowe dzieła robią ogromne wrażenie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńIle plecionek wiklinowych i takie ładne, nie wiedziałam, że z pierwszego podejścia można tyle zrobić, podziwiam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
W tydzień narobiłaś aż tyle wiklinowych plecionek?
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana tym co zrobiłyście.
Serdecznie pozdrawiam:)
Po przeczytaniu Twojego posta mam wrażenie ,że jednak tam byłam. Tylko niestety wiklinowych cudeniek mi brak. Taka piramidka na groszek to świetna sprawa. Żałuję ,że nie potrafię tego zrobić. Niestety życie czasem płata figle. Moja zaliczka została na następny kurs :-)
OdpowiedzUsuńBeautiful wicker baskets
OdpowiedzUsuń