piątek, 19 czerwca 2020

Wiosna nieradosna?

Kto by pomyślał, że tytuł mojego ostatniego, lutowego posta, okaże się niemal proroczy i oglądanie miasta przez szybę stanie się przez dłuższy czas elementem naszej codzienności? W ostatnich miesiącach życie dla wielu zwolniło, moje przyspieszyło jeszcze bardziej. Czas zaoszczędzony na dojazdach do pracy i wizytach lekarskich bardzo szybko zapełniły inne obowiązki. Żyjemy w cieniu wirusa, ale nie nim. Inne problemy okazały się dużo większe i trudniejsze do niesienia. Wielokrotnie w tym czasie miałam chęć, by usiąść do komputera, bo pojawiało się wiele tematów, którymi chciałam się podzielić, lecz nie było kiedy. Doba zbyt krótka. Albo nastrój nie taki. Albo po prostu nie wiedziałam od czego zacząć. Ale brakuje mi tego miejsca, kontaktu z Wami, a świadomość, że ktoś jeszcze czeka na posta, zmobilizowała mnie do działania. Dziś więc, zamiast pędzić do apteki pomiędzy kolejnymi burzami lub stać przy garach, postanowiłam zrobić sobie blogową godzinkę :) Od czego zacząć? Chyba najprościej od tego, co najbardziej kojące dla serca i umysłu - od ogrodowych wspomnień. A potem, mam nadzieję, jakoś poleci :)

Sezon zaczął się w tym roku bardzo, bardzo wcześnie. Praktycznie to ogrodowa przerwa trwała tylko kilka tygodni w styczniu. Wegetacja ruszyła nietypowo w okresie kalendarzowej zimy, więc już od połowy marca mogłam używać w kuchni pokrzywę - na początku małe ilości, więc głównie w koktajlach. Ach, pokrzywa! Znowu chciałabym poświęcić jej osobny wpis, bo odkryłam wiele jej zastosowań w kuchni :)




Czekając na zieleninę  z ogródka, rozpoczęłam po raz pierwszy w tym roku produkcję kiełków - spodobało mi się to bardzo, bo proste i przyjemne, więc zasilałam przedwiosenne menu tak uzyskanymi witaminami.


Pracując na domowej kanapie marzyłam, że uda się skończyć na czas po 8 godzinach i wówczas będę mogła zatopić się w lekturze reprintu o prowadzeniu polskiego ogrodu z końca XIX wieku. I tak co dzień marzyłam i marzyłam... w końcu w okolicach Świąt odłożyłam na półkę - musi poczekać na lepsze czasy.


Na działce przez całą zimę zieleniła się wstążka głównej ścieżki, nad której podniesieniem pracowałam przez ostatnie lata. Wiosną okazało się jednak, że trzeba ją jeszcze wyrównać i poszerzyć.


Na rabatach wyjątkowo wcześnie buchnęło kwieciem.




Wyjazdy na działkę były bardzo krótkie, na dwie godziny, na trzy, a czasami tylko na jedną. Nie było mi więc radośnie. Za każdym razem pojawiało się  w głowie pytanie: a może to ostatni już raz?


Trudno było jednak nie uśmiechnąć się do takich małych, ptasich towarzyszy :) A wiosna była wyjątkowo głośna, wyjątkowo wypełniona ptasimi, beztroskimi (?) trelami.




Uroczy raniuszek po kąpieli :)






Natomiast w warzywniku bardzo długo nic nie chciało ruszyć. Pomimo wczesnych, bo już marcowych, zasiewów, musiałam czekać kilka tygodni na pierwsze wschody. Było zbyt zimno dla warzyw.


Fenkuł dzielnie przetrwał zimę, lecz pomimo podlewania i nawożenia, zamiast zgrubieć, znów poszedł w kwiatostany :(


Ale niezmiennie cieszyła zupa szczawiowo-pokrzywowa. To jeden z moich tegorocznych patentów, jak przemycić zdrową zieleninę w diecie swojej i seniorów :)




W ogrodzie rozmnożyły się winniczki. Niestety lubią spać w trawie i muszę bardzo uważać, by nie pomylić ich z kamieniem pod stopami ;)



Wraz z początkiem maja pożegnaliśmy suszę, rozpoczęły się regularne opady.





Stara jabłoń Idared kwitła po latach przerwy jak szalona.


Wazony zapełniały się coraz to nowymi bukietami i bukiecikami.


A ja zamarzyłam sobie poznawać Słowo Boże z tej przeznaczonej specjalnie dla kobiet Księgi.






W kuchni coraz więcej zielonego. Uprawa jedzonka jest dla mnie niezwykle ekscytująca :)



I w ten miły sposób minęła moja blogowa godzinka, a nawet półtorej. Ale dołożę wszelkich starań, by ciąg dalszy niebawem nastąpił :)

A tymczasem pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich tych, którzy tutaj do mnie zaglądają!

Doranma

8 komentarzy:

  1. Jak miło cię czytać;) Ten biały ganeczek mnie zauroczył. I klematis, i kwitnąca jabłoń. My pokrzywę to głównie w zielonych szejkach, zupa pokrzywiowo szczawiowa jest inspirująca. Dużo zdrowia i serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Kalinko, miło mi Cię tutaj czytać :) U mnie pokrzywa w tym roku do czego się tylko da, ale o tym następnym razem. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Zaglądałam :). Cieszę się bardzo, że wróciłaś !
    Też zjadam różności rosnące swobodnie, szukam przepisów, pomysłów.
    Pięknie na Twojej działce :)!.
    U mnie już drugi miesiąc wciąż deszcz, deszcz i deszcz. Trochę marudzę ale wiem, że bardzo był potrzebny, bałam się suszy.
    Serdeczności dla Ciebie :).
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wkrótce postaram się podzielić większą ilością przepisów z pokrzywą :) Dziękuję za miłe słowa. Co do deszczu, to też już mam go dość - po dzisiejszych wielogodzinnych ulewach działka pewnie znalazła się pod wodą, wolałam gdy było sucho, ale ponieważ nie mam na pogodę najmniejszego wpływu, więc staram się nie zaprzątać nią sobie głowy :) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zaglądałam, czekałam i cieszę się, że Jesteś!
    Tak wiele wątków ujęłaś w jednym poście, ale chłonę z przyjemnością, bo wiele działo się w tym czasie. Jestem fanką zieleniny, więc zainspirowałaś mnie, by do swoich zestawów przemycić pokrzywę... Ogród i ptaszyna cudne, ale ślimaków mam aż nadto, bo rozpanoszyły się w mojej ulubionej sałacie :-))
    Pozdrawiam najserdeczniej w oczekiwaniu na kolejne posty.
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś wiedziała ile przyjemności sprawiłaś mi swoim wpisem! Wiele wątków? A ja miałam wrażenie, że to post "o niczym" ;)Zachęcam gorąco do pokrzywy, dziś zaczęłam pisać post na jej temat, mam nadzieję, że wkrótce opublikuję. Ślę serdeczności, Anitko :)

      Usuń
  4. Bardzo lubię Twój blog , zdjęcia śliczne , treść zawsze inspirująca do wiary , nadziei i miłości . Serdecznie pozdrawiam , wszystkiego dobrego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie słowa mobilizują mnie, by pisać nadal. Dziękuję :)

      Usuń