wtorek, 31 grudnia 2019

Żegnam Stary Rok

Dzień jak co dzień. Niemal. Cały spędzony w pracy. Ostatnia wyszłam z biura, gdy było już ciemno, ulice puste, w kawiarence kilka pojedynczych dziewcząt siedziało przy laptopach. Przemknęło mi przez głowę zdziwienie, że nie szykują się na Sylwestra? Przecież są takie młode i piękne ... A ja? Nie, nie szykuję się. Od lat. Bo już nie młoda i nie piękna ;) Wkrótce odebrałam sms-a od Przyjaznej Duszyczki z zapytaniem, czy nie jest mi smutno, że dziś nie świętuję? Zastanowiłam się. Bardzo głęboko się zastanowiłam ... Co tak naprawdę czuję? Że oglądam ten dzisiejszy barwny świat trochę zza szyby. I już się nie łudzę, że wszyscy dziś się bawią, że wszyscy świętują, że wszystkim radośnie. Wiem, że nie. Ale czy jest mi smutno? Trochę żal. Ale tylko tego, że nie jest mi dane, by przetańczyć tę noc. Tak, przetańczyć! Bo to zawsze był dla mnie wyznacznik udanej imprezy - tyle tańca, by nogi bolały :)

W mojej głowie zrobiło się refleksyjnie. Zaczęłam zadawać sobie kolejne pytania o to, jaki był dla mnie miniony rok? Dobry. Intensywny. Pełen trudnych doświadczeń, wysiłku, znoju. I pełen łaski. Po prostu dobry :)

Zaczął się od ...śniegu :) Od wspominkowej przejażdżki kolejką WKD. Widok tego dworca towarzyszył mi od zawsze. Jednak odkąd zmarły Babcia i Ciocia, korzystam z niego tylko sporadycznie.




Na stacji docelowej czekał ciepły dom i przyjaźni ludzie.



A potem przez długie, długie miesiące nie było żadnych spotkań, nie było życia towarzyskiego. Wszystko zdominowała postępująca choroba Rodziców. Moje życie zachorowało ...


Ale nawet wśród morza utrapień Stwórca nie zapomina o swoim Stworzeniu. Były więc przeróżne pocieszenia, także te materialne. Bardzo trafione. Wszak On zna mnie przecież najlepiej :)

Między innymi powiększyła się moja kolekcja filiżanek. Tym razem o wyroby sygnowane, z ok. 100-letnią historią, dekorowane pączkami róż. 
Ale najpierw zobaczyłam wielkie pudło ... A dopiero po wygrzebaniu z niego masy papierów i folii bąbelkowej, wyłoniły się one - cacuszka :)




Były też wylosowane na nowy rok cytaty. Mądre.


W lutym pojawili się imieninowi goście. Jak dobrze, że są zdjęcia, bo zupełnie bym o tym wieczorku zapomniała. Przyjęcie było tym razem skromne, z racji ograniczonego czasu, ale najważniejsza jest atmosfera i sama możliwość spotkania się, porozmawiania, serdecznego uścisku.


Pierwszy raz robione ciasto szpinakowe - o nim też zapomniałam tak, jakby to było wieki temu ...

W Wielkim Poście, zamiast tańców uwielbienia, prowadziliśmy ze wspólnotą adorację krzyża w Konstancinie. Ach, tańce ... od pół roku niestety zawieszone. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane zatańczyć ...



Sezon ogrodowy był w tym roku rekordowo długi. Rozpoczęłam go bowiem już 16 lutego, a zakończyłam ... 21 grudnia! I przyznam, że sezon nie został jakoś definitywnie zamknięty, bo jeżeli zima będzie nas nadal raczyć dodatnimi temperaturami, to pewnie będę wpadać do ogrodu raz na jakiś czas :) 


 To był sezon bez większych inwestycji. Ale pełen podziwu dla siły przyrody. Pomimo suszy ogród cały czas zachwycał bujnością, koił nerwy, karmił duszę i ciało. Był bardzo różany i bardzo pomidorowy. Ale nie tylko :) A oto prezentowana porcelana w docelowym miejscu :)


 



Rosną i dojrzewają plony :)




Po raz pierwszy wyhodowałam takiego dziwoląga - maleńki ogórek meksykański. Smakuje jak cytrynowy ogórek, ale ma dość twardą skórkę i dużo pestek, więc najlepiej sprawdza się jako orzeźwiający dodatek do sałatek.




Po półtora roku prac udało mi się dokończyć projekt "podwyższanie ścieżki". Czy się powiódł, to dopiero czas pokaże, gdy cały zielony materiał użyty do podwyższenia przekompostuje się dokładnie i gdy przyjdą większe deszcze - dopiero wówczas będę mogła zobaczyć, czy uda się przejść suchą nogą, czy jeszcze jest zbyt nisko. Na razie jednak jestem z siebie zadowolona, bo ścieżka przestała straszyć :)


Chyba zaraziłam moją ulubioną sąsiadkę miłością do ładnej porcelany, bo podczas urlopowych spotkań popijałyśmy kawę z tak zacnych naczynek :)


Jesień była bardzo długa i ciepła. Dopiero miniony tydzień przyniósł dwa dni, podczas których temperatura w ciągu dnia spadła nieco poniżej zera. Widziałam też płatki pierwszego śniegu padające przez ... 5 minut ;)






Była też chwileczka dziecięcej radości w króliczym wydaniu ;)



Ogród pożegnał mnie pióropuszami traw i niespodzianie - kwiatami ciemiernika, który zakwitł po raz pierwszy! :)


Cały Adwent było mi dane przeżyć w pokoju i radości. Życiowe burze przycichły. Mogłam się więc skupić na domu, poczuć jego otulające ciepło. Dlatego niemal w ostatniej chwili zdecydowałam się na tradycyjne "pierniczkowanie" w gronie Urzekających kobiet :) Pierniczki jak co roku urzekły mnie też swoimi swawolnymi kolorami, nie mogłam więc nie zrobić im sesji zdjęciowej. Przy okazji odwiedził nas Mikołaj :)






Przez cały rok towarzyszyły mi oczywiście także książki. Nie o jednej chciałam Wam napisać, ale nie udało mi się na to wygospodarować czasu. Może jeszcze kiedyś. Teraz pokażę tylko jedną, otrzymaną w prezencie, która wraz obejrzanym francuskim filmem, zrobiła rewolucję w moim myśleniu o śmieciach. Trafiła w moje ręce w momencie, gdy rozmyślałam, gdzie ulokować w mojej maleńkiej kuchni dodatkowe kosze na pięć frakcji śmieci. Od tamtej pory nie poszukuję już najdogodniejszego modelu kosza, lecz zastanawiam się, jak zmniejszyć ilość rzeczy, które wyrzucam. Ale zanosi się, że to będzie bardzo długa przygoda ...


Zrobiłam też w tym roku bardzo dobrą rzecz - wzięłam 5 dni urlopu przed Świętami. Dzięki temu, pomimo przeziębienia i innych niedomagań, mogłam się cieszyć powolnym szykowaniem domu na Boże Narodzenie. Jak zwykle nie zdążyłam :) Ale to nic, bo i tak miałam dużo przyjemności podczas tego zwolnionego czasu oczekiwania.













W grudniu uznałam, że rok wyczerpujący w pracy i domu ilością obowiązków, należy zakończyć prezentami :) Pozwoliłam więc sobie m.in. na mały luksus w postaci wymarzonego ekspresu. Cieszy mnie podwójnie - zarówno swoim retro wyglądem, jak smakiem porannej kawy, zarówno tej naturalnej, jak i zdrowszej, zbożowej :) A o innych prezentach innym razem!




I tak to bardzo chaotycznie podsumowanie roku mi wyszło, ale nie szkodzi.

To już ostatnie minuty 2019 roku. Za oknem robi się coraz głośniej - niecierpliwi wypuszczają w niebo kolorowe race. Życzę więc Wam (i sobie też), by nowy rok, który stoi już u naszych drzwi, przyniósł ze sobą dużo darów, których wartość będziemy umieli docenić, by był pełen pokoju, radości i sensu.
Z Panem Bogiem!


Doranma

7 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe podsumowanie roku:))i piękne życzenia:)))Dziękuje również dobrego roku życzę:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne podsumowanie roku.
    Zaciekawił mnie maleńki ogórek meksykański. Od razu zaczęłam szukać w internecie informacji o tej roślinie.
    Droga Dorotko! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, powinnam gdzieś jeszcze mieć jego nasionka, daj znać to chętnie poszukam i wyślę ☺

      Usuń
    2. Dorotko, bardzo dziękuję.
      Kupiłam nasionka ogórka meksykańskiego.

      Dorotko, to nie jest święta Dorota.
      Ten obraz namalował Paolo Veronese - Pomona (bogini).
      W Muzeum Czartoryskich jest piękny obraz świętej Katarzyny Aleksandryjskiej, który namalował Hans Suess von Kulmbach. Niestety, zabrakło go w moim poście.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Mądrze, refleksyjnie i z nadzieją...
    Życzę wszelkiego dobra, spokoju, życzliwych ludzi wokół oraz powodów do radości na cały 2020 rok.
    Ciepło pozdrawiam.
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie u Ciebie Dorotko.:) Życzę Ci dużo zdrówka, spokoju, obfitych łask Bożych i opieki Mateczki.

    OdpowiedzUsuń