wtorek, 11 grudnia 2012

To i owo w adwentowy czas


Hurra! Dzięki pomocy Maszki znowu jestem, więc chociaż pora późna, to muszę wypróbować nowe możliwości techniczne i napisać przynajmniej króciutki post :)
Miesiąc minął, jak z bicza strzelił, obfitując w różne zdarzenia większe i mniejsze. Pomiędzy pracą, spotkaniami rodzinnymi, towarzyskimi i próbami prac domowych, starałam się na bieżąco zaglądać do Was, chociaż sama do pisania jakoś weny nie miałam. Napisać to by się jeszcze coś dało, ale zdjęcia... wychodząc z domu po ciemku, wracając po ciemku, w biegu - kompletnie nie umiem fotografować. A potem, gdy po przeczytaniu komentarza od Niezapominatki, zmobilizowałam siły i postanowiłam wczoraj napisać tego posta, to się okazało, że blogger odmówił mi współpracy. Ale już chyba wszystko jest ok :) Cieszę się tym bardziej, że z pocztowej skrzynki wysypały się koperty... a z nich... poznajecie? Nasionka !!!




Dziewczyny, czy wiecie jaką mi sprawiłyście ogromną radość? A co to się będzie działo wiosną i latem, gdy zaczniemy się wymieniać zdjęciami wschodzących roślinek, dzielić sukcesami i... nie, porażek nie będzie :) Bardzo, bardzo dziękuję, nie wiem już który raz, przede wszystkim Kasi za pomysł i wykonanie, ale tego wykonania nie było by bez Klubowiczów - dlatego, przyznacie sami, że wyróżnienie w poprzednim poście było jak najbardziej uzasadnione :) Dziękuję za wszystkie przesyłki!

Żeby jednak nie było, że ja taka monotematyczna się zrobiłam i tylko o nasionkach, to przyznam się, że u mnie, podobnie pewnie jak w większości Waszych domów, rozpoczęły się drobnymi kroczkami przedświąteczne porządki. Sobotni wieczór na przykład spędziłam pracując "na wysokościach", schodząc i wchodząc na drabinę, i znowu z niej schodząc... Przez ok. 3 godziny prasowałam i wieszałam firanki. I nie dlatego, że mam nie wiadomo ile okien - tylko 3 i do nich 15 metrów bieżących woalu do uprasowania i ułożenia. Bo ja już mam jakiś taki talent, by sobie życie utrudniać. Np. na studiach zawsze wybierałam sobie takie tematy pisanych prac, które mnie interesowały, a w konsekwencji okazywały się bardzo czasochłonne. Inni szli na łatwiznę, aby szybciej i by cel osiągnąć, czyli zaliczenie. A dla mnie to było nie do pomyślenia- miało być ciekawie, niepowtarzalnie,  a nie szybko i byle jak. Pocieszcie mnie, że Wy też tak czasami macie, że ambicje i własne "wizje" biorą górę nad rozsądkiem. Może chociaż jedna z Was... ? :)
I wracając do tematu firanek, to w tej dziedzinie mam podobnie :) Kupując kilka lat temu tkaninę miałam w głowie co najmniej kilka pomysłów na jej upięcie. Po przyjściu do domu zrealizowałam pierwszy, tak od niechcenia, a efekt tak bardzo mi się spodobał, że odtąd nie mam ochoty już nic zmieniać. Owszem, zdarza mi się czasami, z braku sił, zawiesić wersję "na leniuszka", czyli "zwis" podwiązany po bokach do ściany, ale generalnie raz na parę miesięcy poświęcam wieczór na układanie mozolne fałdka po fałdce... bo wiecie co, tylko za pierwszym razem udało mi się zrobić to szybko i bez wysiłku, teraz za każdym razem mam wrażenie, że jestem coraz dalej od pierwowzoru i muszę więcej poprawiać :) A podobno ćwiczenie czyni mistrza. Czyżbym za mało ćwiczyła? ;)
No a skoro już tyle na ten temat namarudziłam, to pokażę nad czym się tak długo trudzę :)



Dodam jeszcze, że bardzo lubię, gdy tkanina swobodnie spada na podłogę tworząc malownicze fałdy. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że taki zwyczaj wieszania zbyt długich zasłon panował w XIX-wiecznych domach mieszczańskich i że arystokracja pokpiwała sobie z tego braku gustu niższego stanu. Cóż, w takim razie jestem mieszczańskim bezguściem, ale nie zamierzam tego zmieniać :)


Po pracy, albo i w trakcie pracy, warto troszkę odpocząć. Najlepiej w miłym towarzystwie lub z książką, ale w obu przypadkach także z filiżanką aromatycznej herbaty. W tym roku pokusiłam się o wykonanie swoich własnych mieszanek. Pierwsza jest typowo zimowa, rozgrzewająca, gdyż oprócz czarnej herbaty tworzą ją: imbir (sproszkowany z torebki lub samodzielnie suszony), skórka pomarańczowa (wykorzystałam kandyzowaną, ale wcześniej podsuszyłam ją trochę), cynamon, kolendra i tłuczone goździki. 
Pychotka :)


Druga wersja jest delikatniejsza, taka bardziej poranna lub okołopołudniowa: zieloną cytrynową herbatę zmieszałam z płatkami róży (zwykłej rabatowej, bo dzika jeszcze nie kwitła, przed ususzeniem obcięłam jej na wszelki wypadek białe końcówki), nagietków i dodałam kawałek pokruszonej laski wanilii i anyżku, który uwielbiam. Obie wersje lubię osłodzone miodem, co już zaczyna być widać po ubraniach...
A czy Wy macie swoje ulubione domowe mieszanki? Podzielicie się pomysłami?




Oczywiście, ze względu na fusy,  lepiej ją zaparzać w czajniczku.


O tym co do herbatki, to już napiszę następnym razem. Teraz jeszcze dodam, że...


Za oknem zima trzyma, miasto spowiła mgła, Pałac Kultury zniknął z horyzontu. Pięknie jest :)


Dobrej nocy :)))

20 komentarzy:

  1. Haha! Dorotko, jak pod górkę, to tylko ze mną ;)Gdybyś mnie znała ... Specjalnie założyłam blog o zielonym, bo gdybym miała pisać o życiu, decyzjach, to bym się nie opędziła od komentarzy ;) Zresztą, ktoś kto naprawdę lubi i ceni pracę w zielonym chyba musi mieć coś takiego w sobie. Szczególnie w dzisiejszych czasach. Ziemia, zieleń działają nie tylko wyciszająco i odtruwająco ;)
    A tak z innej beczki, masz podobną lampę do mojej. Tę z sopelkami :)Pozdrawiam i miłej środy życzę!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się zieloność i pracę w niej lubi, to się to chyba tak już ma niezależnie od czasów - ja sobie nie wyobrażam życia bez grzebania w ziemi :) A że lampy mamy podobne, to ja zauważyłam :)))

      Usuń
  2. Witaj!
    Widzę, że znalazłam bratnią, ambitną duszę, lubiącą zadania "na wyrost". Ja tez zawsze robię wiecej niz bym mogła, przez co wciąż mam za mało czasu, ale za to nigdy się nie nudzę:))
    Co do herbatki to podziwiam taką umiejętność komponowania smaków! Nie robiłam tego nigdy i chyba muszę spróbować:)
    pozdrawiam cieplutko
    m.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z Twoich odwiedzin. Po to się prowadzi bloga, by znajdować bratnie dusze, prawda? Pisząc tego posta doszłam do wniosku, że nie powinnam się dziwić, że nie mam czasu spać - przecież to na własne życzenie, bo przecież muszę sama wszystko zrobić :) Polecam zabawę z herbatkami i czekam na relację z efektów. POzdrawiam :)

      Usuń
  3. Zacznę od końca. Widoki masz piękne chociaż wielkomiejskie. Herbatkę tez mieszam i dodaję różności. Udało mi się zasuszyć trochę owoców poziomek oraz miąższ malinowy, pozostały po przecieraniu syropu.Zimą lubię mieszanki z czarną herbata a latem to zielona przeważnie z miętą. Moje nasionka wysłałam wczoraj dopiero więc może jutro dotrą.Fajnie tak w środku białej zimy ( chociaż kalendarzowo to jeszcze jej nie ma),czuć już wiosnę rozpakowując te torebki nasionkowe. Fajna zabawa.Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, widok zaokienny to najlepsza część mojego mieszkania :) Moje koperty na nasionka wycięły się, teraz się kleją, opisują, a wkrótce zaczną się pakować :) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. A firanki? Jestem pod wrażeniem. Ja jeśli już robię to jest to prosty zwis podwieszony po bokach i opadający w nadmiarze na podłogę. A teraz mam puste okna i nawet się już przyzwyczaiłam. Poluje na coś fajnego tzn.mam taki zamiar. Ale jeśli chodzi o zadania to zupełnie miałam bardzo podobnie. Nigdy nie szłam na łatwiznę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwis też jest malowniczy, ale tę wersję bardziej lubię, bo u nikogo tak nie widziałam, a poza tym okna są odsłonięte, wpada dużo światła, no i ten widok - nic go nie zakłóca :)

      Usuń
    2. też lubię widoki z okien ,co chyba widać na moich fotkach:-). Takie upinanie to niezła gimnastyka zwłaszcza dla rąk

      Usuń
  5. no cóż, w takim razie i ja mam mieszczański gust :)) a Twoje wielogodzinne upinanie rozumiem, sama tak robię:) pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak mi miło, że nie jestem sama :) I pod względem gustu i umiejętności dodawania sobie pracy. Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Herbatki wyglądają smakowicie. Ja takie mieszanki lubię zaparzyć sobie bez czajniczka, od razu do filiżanki. A jak się trafi kawałek skórki od pomarańczy, płatek róży, goździk czy inna smakowitość tym lepiej, od razu wyjadam. Prasowanie to dla mnie koszmar, idę na łatwiznę i firanek nie prasuję:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam zawsze problem, by się zabrać do prasowania, ale tych firanek bez żelazka się niestety nie da, cały efekt by znikł, więc się zmuszam :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Herbatki ciekawe, nigdy sama tego nie robiłam , chyba dlatego, że nie przyszło mi to do głowy hihi
    Z firankami to jakoś ciekawiej, chociaż lubię okna bez, ale w tym lubieniu jestem osamotniona więc muszę się podporządkować. Jestem właśnie na etapie zmiany czegoś na oknach, już kupiłam bo na fotce wyglądały ciekawie, zobaczę jak będzie w realu. Jeżeli do "przełknięcia" to może też pokażę:)
    Nasionek troszkę zazdroszczę, nie przystąpiłam do wymianki bo nie miałam czego wymieniać, jeżeli Kasia w przyszłym roku też będzie nas tak samo bawić, to się postaram:)
    Pozdrawiam sedecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki wspaniałym koleżankom będziesz miała co siać w ogródku. Firanka tak ułożona wygląda ślicznie. Nie jestem smakoszem herbat, więc nic nie podpowiem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyczny pomysł na ułożenie firanki!
    Bardzo mi się podoba.
    Tyle wspaniałych kwiatowych nasion? Część z nich przypuszczam, że wysiejesz do skrzyneczek w marcu.
    A co do herbat? Piję zieloną, yerba matę, goji...
    Nie robię mieszanek.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, moje nasionkatez juz popakowane a w poniedziałek wysyłka, i super, że tyle otrzymałaś, bedzie pieknie na wiosnę
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  11. Metry takiego woalu leżą u mnie na strychu. Wyzwoliłam się z fałdek, które nigdy nie były ułożone perfekcyjnie. Tak mi się wydawało i wykańczało. Znam temat.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnie zdjęcie jest prześliczne:) Uwielbiam Warszawę:) Wyobrażam sobie ten widok latem. U nas w Krakowie często jest taka mgła. Wtedy nie ma czym oddychać... Żadnego wiaterku, tylko to ciężkie powietrze, jakby mleko wylał...
    Kochana, nie mogę znaleźć Twojego maila na stronie, ciapa ze mnie, więc mi podeślij, to podrzucę Ci wzory gwiazdeczek szydełkowych. No chyba, że już znalazłaś cosik w sieci:) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń