poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Z wizytą na Zielonym Wzgórzu

Post poniższy powstał ponad miesiąc temu... Cóż, teraz mamy za oknem zupełnie inne realia, a temperatura niemal o 20 stopni poszła w dół. Poza tym jednak treść nie straciła nic na swojej aktualności, do zdjęć można by się tylko przyczepić, że nie sierpniowe. Cóż, z tego wniosek, że najwyższa pora go opublikować, tym bardziej, że kilka innych "niedoróbek" tez jeszcze czeka, aż wypuszczę je na światło dzienne. Lato jakoś nie sprzyja w moim przypadku blogowaniu, chociaż zdjęć z myślą o Was robię setki, ale do pisania usiąść ciężko, gdy długi dzień sprzyja spacerom :)

***
Kilka dni oddechu w domowej przystani sprawia mi ogromną przyjemność. Bo i upał niemiłosierny za oknem, więc lepiej się chłodzić lodami na kanapie, czy popijać kawę mrożoną w balkonowym leżaku. Poza tym dla mnie zawsze taki czas spędzony w domu to ogromna frajda - rzadko się zdarza, więc może dlatego tak go lubię? Przeważnie biorę się wówczas z zapałem za prace domowe i pod koniec dnia patrzę na swoje dzieła z satysfakcją, bo pranie, sprzątanie, gotowanie, to jednak takie zajęcia, których efekty widać od razu, a ja tak pracować lubię. Jednak tym razem jest inaczej, zgodnie z zaleceniem odpoczywam na całego i tylko od czasu do czasu pokręcę się po kuchni, by zaopatrzyć się w coś smakowitego :) 
Sięgnęłam więc po zaległe, nieprzeczytane numery ulubionych miesięczników wnętrzarskich i ogrodowych, pozaglądałam na Wasze blogi, aż przyszła pora na książki. Potrzebę jednak miałam taką, by przeczytać coś baaardzo lekkiego, relaksującego, od dawna odkładanego na lepsze czasy... Najpierw więc był "Tajemniczy ogród" - zupełnie inaczej smakuje taka lektura po latach, pochłonęłam ją szybciutko, zwalniając jedynie na opisach ogrodu... 

"Jeśliście nigdy takiego ogrodu nie widzieli, to nie zdołacie tego zrozumieć; jeśliście zaś widzieli taki ogród, to zrozumiecie, że trzeba by napisać grube tomisko, aby opowiedzieć, co się tam działo. Najpierw zdawało się, że nie będzie końca kiełkowaniu i ukazywaniu się coraz to nowych roślinek w ziemi, w trawie, w klombach, nawet w zagłębieniach muru. Potem owe zielone roślinki zaczęły okrywać się pączkami, pączki zaczęły się rozwijać i ukazywać kolory - wszystkie odcienie błękitu, wszystkie odcienie purpury, karmazynu i fioletu. W owych szczęśliwych dniach sadzono troskliwie kwiaty w każdym kąciku, w każdym wolnym miejscu. Ben Weatherstaff przyglądał się, a sam spomiędzy cegieł w murze wydrapywał wapno i wypełniał ziemią zagłębienia, w które sadzał śliczne roślinki. Irysy i białe lilie można było zbierać snopami, zielone zaś klomby zaludniły się całą armią białych, niebieskich i żółtych ostróżek, dzwonków, mieczyków."


Ta książka, to chyba moje pierwsze zetknięcie się z angielskimi ogrodami w wieku kilku lat. Ale wówczas bardziej poruszyły moją wyobraźnię wrzosowiska i pozostało we mnie marzenie, by je kiedyś zobaczyć... Z kart tej książki wywodzi się pewnie marzenie o własnym tajemniczym ogrodzie, bo takie lubię najbardziej. A może to pragnienie wpisane w kobiecą duszę, tęsknota za utraconym Rajem? Pewnie i twórcy takich ogrodów przez wieki nosili taką tęsknotę w swoich sercach, a sprzyjający klimat dopomógł im do wyczarowania najpiękniejszego, moim zdaniem, stylu ogrodowego w Europie.


Gdy już przekręciłam ostatnią kartę dziejów Mary, Colina i ich ogrodu, zapragnęłam powrócić do ukochanej książki mojego dzieciństwa, czyli do "Ani z Zielonego Wzgórza". Myślę, że nikogo nie dziwi, że właśnie ten tytuł wymieniłam :))) Cóż, nie miałam tej serii pod ręką, została u Rodziców, a z powodu upału nie chciałam Mamy fatygować, by mi ją przywoziła. Przypomniałam sobie jednak, że kilka lat temu zakupiłam książkę kucharską z potrawami z Zielonego Wzgórza. Dotychczas tylko ją przeglądałam, teraz nadszedł dobry czas, by ją przeczytać od deski do deski. Zaopatrzona więc w to i owo dla podniebienia, rozsiadłam się wygodnie z nową lekturą.


"Kuchnia z Zielonego Wzgórza" autorstwa Elaine i Kelly Crawford, to rodzinne wspomnienia, zdjęcia, przepisy - nie mogłam trafić lepiej. Bardzo lubię takie książki, bo pozwalają poznać atmosferę otaczającą autorów podczas "stwarzania" moich ulubionych bohaterów.




Mam nadzieję, że te kilka zdjęć i poniższych przepisów zachęci Was do tego, by poszukać książki i zatopić się w smakowitej lekturze :) Oj, smakowitej, bo pomimo upału postanowiłam dwa przepisy od razu wypróbować. A oto one:


Galaretkę ogórkową robiłam już dwukrotnie. Faktycznie kapka majonezu bardzo podnosi jej smak. Pięknie i zaskakująco wygląda na stole pośród innych przystawek.


Tortu Maryli nie odważyłam się jeszcze przygotować, ale za to wybrałam przepis na ciasteczka, które dzięki dodatkowi gałki muszkatałowej są bardzo podobne w smaku do naszych pierniczków.


Upieczenie ciasteczek stało się pretekstem do wyjęcia z kredensu ulubionych filiżanek i podania herbaty :)







W trakcie robienia zdjęć zaświeciło mocniej słońce, więc zaczęłam "uwieczniać" słoneczne plamy na podłodze, których widok - zwłaszcza wiosną i latem - sprawia mi ogromną radość przywołując w pamięci obrazy z dzieciństwa :)

A na zakończenie chcę Was zaprosić do ogrodu, nie mojego, ale do najpiękniejszego według mnie, jaki udało mi się odkryć w blogowej przestrzeni. Obserwuję go od co najmniej 2 lat. Jest niemal doskonały, może tylko nieco zbyt mało tajemniczy ;) Mieści się w miejscu niezwykłym, na Wyspie Księcia Edwarda, czyli w miejscu, w którym "narodziła się" moja ulubiona "Ania z Zielonego Wzgórza". Nareszcie wiem, jak wygląda to miejsce, które dotąd tylko sobie wyobrażałam!
Na blogu Carolyn mogę spędzać duuużo czasu, czasami wręcz za dużo :) Staram się podglądać i uczyć od niej ogrodnictwa, jej rabaty są dla mnie wzorem angielskiego stylu. Zauważyłam na przykład - nie wiem, czy taki był zamiar co prawda, ale zamierzam to wykorzystać - że na brzegach rabat posadzone są funkie, przywrotniki lub liliowce, które dzięki swojemu gęstemu ulistnieniu nie dają szans żadnemu zielsku, a więc trawa nie "wpycha się" na rabatki. Polecam gorąco tę stronę wszystkim miłośniczkom romantycznych ogrodów - zajrzyjcie na przykład tutaj, by obejrzeć aktualne zdjęcia ogrodu i jego plan:
http://warrengrovegarden.blogspot.com/2012/08/the-making-of-our-garden.html
Jeżeli chcecie spotkać Anię, to zapraszam w to miejsce:
http://warrengrovegarden.blogspot.com/2012/07/anne-of-green-gables-tea.html
Kto nie był, na pewno spędzi tam miłe chwile.

Pozdrawiam bardzo serdecznie. Dobranoc :)


6 komentarzy:

  1. Jednym słowem miło spędzasz czas przy lekturze wspaniałych książek i pysznych , z pewnością ciasteczkach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. książkę kupię jeżeli znajde a na stronę zapowiadanego ogrodu idę juz natychmiast pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielka przyjemność tak spędzać wolny czas, a do ogródka zajrzałam - ciekawy:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam obie książki:)) aranżacja herbaciana cudna

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudownie po prostu. Zachecilas mnie do wszystkiego. Po pierwsze tajemniczy ogrod. Rzeczywiscie pora do niego wrocic.Po drugie, musze znalezc te ksiazke kucharska, po trzecie zaprosic przyjaciolki na herbatke i koniecznie odwiedzic ogrod Ani. Dzieki za pomysly na spedzenie najblizszego czasu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli udało mi się zachęcić Was do zrobienia czegoś przyjemnego i dobrego, to cieszę się niezmiernie - to najlepsza nagroda za pracę wkładaną w tworzenie tej stronki. Życzę dziś miłego świętowania :)

    OdpowiedzUsuń