Na wielu blogach dużo przedświątecznych przygotowań, specjalnych dekoracji, a u mnie jakoś nie... No bo Wielkanoc wcale z dekorowaniem mi się nie kojarzy. W moim rodzinnym domu zawsze koncentrowaliśmy się na spotkaniach rodzinnych i przygotowaniach do nich. Gdzieś od liceum na stałe wpisały się w mój prywatny kalendarz obchody Triduum Paschalnego, czasami piątek o chlebie i wodzie. Było gotowanie, pieczenie, odświętne stroje, często nowe, mające swoją premierę w Niedzielę Wielkanocną, palmy, trochę pisanek, ale inne dekoracje nie. I chyba nadal nie odczuwam takiej potrzeby. Doszłam do takiego etapu, że przestałam też zwracać uwagę na to, czy mieszkanie będzie szczególnie wysprzątane - tylko tak, jak na to pozwalają mi akurat siły i okoliczności. Staram się energię zachować na to, co dla mnie najważniejsze - na przeżycie dobrych rekolekcji, na wielkotygodniowe uroczystości.
Bardzo sobie cenię składanie życzeń osobiście lub na kartach pocztowych. Z tymi ostatnimi mam trochę kłopot, bo oferta jest nieświąteczna moim zdaniem - kurczaczki i zajączki nie oddają istoty tych Świąt , a te, które nawiązują do Zmartwychwstania przeważnie nie są zbyt urodziwe. Jednak coś tam wybrałam, wypisałam i wysłałam. Przy okazji zajrzałam do pudełka z moimi rodzinnymi, pocztówkowymi pamiątkami i odnalazłam dwie karty przedwojenne: jedna z 1933r., druga nie jest datowana, ale prawdopodobnie z tego samego okresu. Lubię obcować z przedmiotami, które mogłyby opowiedzieć już niejedną historię :)
Świąteczna wersja rzeżuchy dziarsko rośnie - tym razem w formie "górki", bo tak zawsze u nas było, więc tę formę kontynuuję :) Zasiałam ją co prawda dopiero w niedzielę, ale ma jeszcze kilka dni, by się porządnie zazielenić, powinna więc zdążyć na czas. Górkę robi się bardzo prosto. Najpierw trzeba nasionka rzeżuchy wsypać do jakiegoś naczynka i zalać wodą, żeby napęczniały (wody tyle, by przykryła nasiona o ok. centymetr). Na talerzyku kładzie się do góry dnem jakąś miseczkę, opatula ją watą lub ligniną (przez lata używałam ligniny, ale w tym roku odkryłam, że wata jest dużo praktyczniejsza, oczywiście ta bawełniana) w taki sposób, by dotykała talerzyka. Gdy nasionka w wodzie nabiorą konsystencji kisielu, rozsmarowujemy je łyżeczką lub nożem równomiernie na całej górce - nie sprawia to żadnych trudności, nasiona dobrze przylegają do podłoża i można nimi zapełnić całą powierzchnię równo ziarnko przy ziarnku. Podlewamy wlewając wodę na talerzyk, a wata/lignina stopniowo nią nasiąknie. Powstanie z tego zielone wzgórze, na którym może rozgościć się jednak kurczak, albo i nie :)
Kulinarnym symbolem Wielkiej Nocy jest dla mnie mazurek kajmakowy. Po pierwsze dlatego, że jest pyszny (ale nie polecam go osobom, które nie lubią słodyczy, bo mogą uznać, że jest za słodki i wówczas niedoceniony kawałek się "zmarnuje", a mogłoby się nim cieszyć inne zachwycone podniebienie ;)), a po drugie z tej przyczyny, że piekę go od ćwierć wieku według przepisu, z którego korzystała moja prababcia, no i świadomość, że prawie to samo ciasto gościło na stole dziadków i pradziadków, a może i wcześniejszych pokoleń, podnosi w moich oczach jego wartość, jest dla mnie utożsamieniem rodzinnej tradycji. To moje ukochane ciasto spośród wszystkich ciast, ale piekę je tylko na Wielkanoc, żeby się nie znudziło i nie straciło nic ze swojej wyjątkowości. Napisałam, że to prawie to samo ciasto, co kiedyś. Dlaczego nie to samo? Ano, tak się domyślam, ponieważ nawet kajmak w moim wykonaniu, ten sprzed 20 lat i obecny, to dwie różne potrawy! Nie dlatego, że coś zmieniłam w przepisie, ale dlatego, że jakość składników się zmieniła i dają inny efekt. Kajmak, który pamiętam sprzed lat miał konsystencję puszystego kremu z zastygłą na wierzchu cieniutką skorupką. Obecnie, pomimo starań, przypomina on bardziej krówkę-ciągutkę :( A to nie to samo :( I dlatego pozwolę sobie zadać pytanie w wirtualną przestrzeń, z nadzieją, że nie pozostanie ono retoryczne - czy ktoś się orientuje, gdzie w Warszawie można kupić PRAWDZIWE mleko i masło??? Byłabym wdzięczna za jakieś namiary.
A póki co, podaję prababciny przepis, zdjęć dzisiaj nie będzie, bo kajmak robię zawsze w Wielką Sobotę - gdyby mi przyszło dłużej czekać na jego skosztowanie, to język by mi uciekł....
Mazurek kajmakowy prababci Franciszki
Ciasto: 30 dkg mąki, 10 dkg cukru pudru, 20 dkg masła, 1 żółtko, trochę śmietany.
Usiekać mąkę z tłuszczem, następnie z resztą składników zagnieść. Rozwałkować na prostokąt trochę większy od dna blachy. Upiec na złoty kolor.
Polewa: 20 dkg cukru, 1/2 litra mleka, 10 dkg masła, cukier waniliowy.
Gotować cukier z mlekiem na wolnym ogniu stale mieszając (trwa to minimum godzinę). Gdy masa zgęstnieje (do nitki), przestudzić. Następnie włożyć masło i mieszać łopatką, aż powiększy znacznie swoją objętość. Letni kajmak rozsmarować na ostudzonym cieście, wyrównując powierzchnię szerokim nożem maczanym w ciepłej wodzie. Udekorować.
Uwaga: próbowałam usprawnić sobie pracę gotując mleko skondensowane w puszce i kręcąc masę z masłem mikserem, ale w obu wypadkach uzyskana polewa nie jest tym kajmakiem o jaki chodzi!
Zamiast sprzątać, ukończyłam daaawno rozpoczętą robótkę szydełkową. Jakieś półtora roku temu rozpoczęłam robić chustę. Zraziłam się jednak bardzo szybko, bo okazało się, że włoski moherek, który miał być takiej dobrej jakości, farbuje niemiłosiernie - po każdym posiedzeniu miałam sine dłonie. Ale, że włóczka kupiona była sporo wcześniej i paragonu już nie miałam, więc o złożeniu reklamacji nie było co marzyć. Tak więc bez przekonania wreszcie dobrnęłam do końca i przerobiłam ostatnie oczko. W praniu woda była czarna. Namoczyłam więc na koniec w wodzie z octem, no i teraz trzeba by wypróbować, czy to pomogło, tylko jakoś tak nie mam odwagi... bo jak się okaże po kilku godzinach noszenia np. w pracy, że moja szyja przybrała wygląd... niemytej od miesiąca? Tak więc chyba najpierw wypróbuję chustę w domowym zaciszu, a że aura nie rozpieszcza, to ocieplacz jak znalazł.
Wbrew zimnu i szaremu niebu za oknem, ściągam do domu i na balkon kolejne kwiatki. Miło jest, gdy o poranku witają mnie m.in. uśmiechnięte oczka niezapominajek :)
Pozdrawiam i życzę owocnych przygotowań :)
D.
Też nie uznaję wielkiego sprzątania na święta. Staram się na co dzień, żeby było jako czysto. Dekoracji też zbyt wielu nie używam, ale rzeżuchę, pisanki i gałązki wierzby z powieszonym ozdobami mam. W zakupach nie pomogę, bo nie mieszkam w Warszawie. Z Twoich kwiatów domowo - balkonowych kwiatów największą przyjemność zrobiłaś mi niezapominajkami, bo je uwielbiam.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChyba jesteśmy na podobnych etapach. Może to chodzi o wiek?:-) Podobają mi się te wszystkie ozdoby co tu dziewczyny poczyniają, ale sama jakoś nie odczuwam potrzeby.Za to w kuchni sobie pozwalam poszaleć.Obiecuję rokrocznie ,że trochę się z tym ograniczę ale chyba tradycja zbyt mocno zakorzeniona. Z Triduum Paschalnego Wigilia Paschalna z Eucharystią Światła porusza mnie bardzo chociaż nie jestem osobą szczególnie mocno wierzącą w zmartwychwstanie (wolałabym wierzyć ale nie potrafię się przekonać)Pięknie Ci kwitną niezapominajki . Jeszcze w tym roku nie spotkałam.Przepis na mazurka odgapię za pozwoleniem, chociaż trochę postraszyłaś tą masą. Wypróbuję po świętach bo nie lubię jak mi na święta nie wychodzi.Kartki urocze. Ja w tym roku dostałam bardzo oryginalną od młodego kuzynostwa -jest to zdjęcie ich maluszków w rolach kurczaczka i zajączka. Bardzo sympatyczne.Przypomniałaś mi o rzeżusze .Najwyższa pora. Zawsze jestem pod wielkim wrażeniem takich dzierganek szydełkowych ale ja jakoś nie miałabym nerwów wysiedzieć. Lubię szybkie efekty. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na rzeżuchę :) muszę tak spróbować
OdpowiedzUsuńNiestety nie bardzo moge pomócx w sprawie mleka ale myslę, że na bazarze jest, choć ja go nie widziałam, ale też i nie szukałam, pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńj
Giga, taki mały kwiatek, a robi takie duże wrażenie, prawda? Znów potwierdza się powiedzenie, że małe i niebieskie jest piękne ;)
OdpowiedzUsuńMaszko, myślę, że z naszą wiarą jest trochę, jak z kwiatem w ogrodzie, trzeba o nią dbać, raz jest lepiej, raz gorzej, to wypadkowa naszej decyzji i łaski, o którą trzeba prosić. Same z siebie jej nie wykrzeszemy :)
Przepisem nie chciałam wystraszyć, ale wolę uczciwie uprzedzić, że jest czasochłonny, żeby nie było przykrych niespodzianek. Jeśli pokochasz kajmak tak samo, jak ja, to nie będzie Ci tego czasu szkoda :)
Dla mnie dzierganie, to właśnie jedna z tych prac, których efekty szybko widać, dlatego ją lubię.
Magmark, cieszę się, że Ciebie, wytrawną ogrodniczkę, zdołałam zainspirować zieleniną :)
Jadziu, pobuszuję jutro pod Halą Mirowską, może się uda.
Pozdrawiam Was ciepło, drogie Panie, i dziękuję pięknie za odwiedziny i dialog :)
Chyba coraz bardziej odchodzimy od takich gremialnych porządków, bo przecież cały rok się staramy, wiec skąd niby powód do takich wielkich prac. U mnie dekoracji też nie za wiele (chociaż lobię pooglądać), bo jakoś nie do końca pasują mi do treści tych Świąt. Mazurek pewnie pyszny, ale ja do pieczenia "nie mam ręki", wolę nie eksperymentować. Mam jednak nadzieję, że z tak piękna wiosną i Święta będą piękne, czego serdecznie Ci życzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Radosnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego Ci życzę, pełnych pokoju i dobra wszelkiego, rodzinnych i refleksyjnych:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńZdrowych ,Spokojnych ,Radosnych Świąt Wielkanocnych.
OdpowiedzUsuńSmacznego jajka , przyjemnych rodzinnych chwil przy wielkanocnym świętowaniu .
Buziaki świąteczne ślę.
Dziewczyny, dziękuję Wam za odwiedziny i ciepłe życzenia :)
OdpowiedzUsuń