sobota, 18 lutego 2012

Sobota gospodarcza i ogrodowe marzenia

To jeden z takich wieczorów, kiedy potrzebowałabym słowa zachęty, pomocnej dłoni, zainteresowania, zadecydowania za mnie, powiedzenia: wstawaj, nie leń się, idziemy! Żebym poczuła, że komuś zależy... Ale tak się nie stało, więc chandra dogadała się z moim domatorstwem i razem nie wypuściły mnie za próg mieszkania, mimo, że to ostatki i można by teraz tańczyć... Resztą rozsądku i wolnej woli postanowiłam się im sprzeciwić i przynajmniej w domowych kątach nie gnuśnieć. Włączyłam więc "Muzyczną receptę" na cały - dopuszczalny względami sąsiedzkimi - "zycher"  i zabrałam się do roboty - nie ma to jak praca fizyczna, gdy psyche siada :)



A robić jest co, bo cały tydzień, nie dość, że szczególnie zmęczył mnie pracą zawodową i długimi dojazdami, wydłużonymi jeszcze poprzez zaskoczoną opadami śniegu komunikację, to wieczory spędzałam dla relaksu, zamiast w łóżku, to z nosem przed komputerem, lampiąc się do późna na blogowe zdjęcia ogrodów i ogródków, ale o tym więcej za chwilę. Zabrałam się więc dziś do nadrabiania domowych zaległości: piorę, sprzątam, wbijam gwoździe, szykuję ciasto, a co jakiś czas łapię aparat lub doskakuję do komputera, by zapisać jakąś myśl. Taka zimowa autoterapia :)


Poranek rozpoczęłam od szukania odpowiedniego miejsca dla ostatnio otrzymanych prezentów. Zanim jednak postawiłam w wybrane miejsce, to napawałam się ich urodą ciepło myśląc o darczyńcach. No i z tego oglądania niektórym krótka sesja zdjęciowa się przytrafiła w bardzo amatorskim wydaniu ;)


Czy się to komuś podoba, czy nie - lubię sprzątać. A jeszcze bardziej lubię mieć posprzątane :) Jednak pomimo tego zamiłowania do prac domowych, rzadko kiedy mogę powiedzieć, że jest tak, jak być powinno :( Bo talent do bałaganienia też niestety mam... Tak więc sobota, zwłaszcza w okresie zimowym, to czas domowych porządków. Od rana ruszam z wielkim zapałem, który w miarę mijania kolejnych godzin nieco się wyczerpuje. W sprzątaniu podoba mi się najbardziej to, że od razu widzę efekty, a to daje satysfakcję :) Podobnie jest też z pracami ogrodowymi - trudno nie zauważyć wypielonej grządki, czy skoszonego trawnika :) A że moja praca zawodowa jest obliczona na efekty dłuuugofalowe, których może nawet nigdy nie będzie mi dane zobaczyć, więc chyba tym bardziej w czasie wolnym dla równowagi lubię zrobić coś, co pozwala szybko osiągnąć widoczny cel.


Wracając do ogrodów - miłość do grzebania się w ziemi, obserwowania rozwoju roślin, komponowania kwiatowych i warzywnych grządek zaszczepiła mi moja Babcia. To ona wytyczała mi odkąd pamiętam moją małą grządkę do uprawy, pozwalała uczestniczyć w pracach na działce i w przydomowym ogrodzie. Może przyczyniła się do tego także moja patronka, która również patronuje ogrodnikom? :) Tak, czy inaczej, nie wyobrażam sobie życia bez doniczek w mieszkaniu, bez skrzynek na balkonie i bez tego kawałka ziemi, który z zapałem - a nieraz to i z poświęceniem - od ponad 20 lat staram się uprawiać.


Niestety, na działce spędzam tylko ok. 20 - 25 dni w roku :( To bardzo mało :( Ale i tak działka ma duże zasługi - dostarcza ćwiczeń fizycznych, własnych kolorowych bukietów, owoców, warzyw, świeżego powietrza i mnóstwa satysfakcji. Myślę, że ratowała mnie w najtrudniejszych życiowych doświadczeniach, pozwalała wrócić do formy i równowagi po różnych ciosach. Tak więc i teraz, gdy tylko miesiąc do wiosny pozostał, zaczynam tęsknić, czytać, oglądać zdjęcia, kupować nasiona i planować, co w tym roku zrobię :)


Dwa ostatnie lata były dla mojej działki zabójcze - teren był zalany przez większość miesięcy, przez całe lato chodziło się w kaloszach, w wielu miejscach po kostki w wodzie i dopiero miniona sucha jesień sprawiła, że wilgotność gleby wróciła do normy. W nierównej walce z wodą zginęła większość kwiatów, poobumierały krzewy ozdobne, drzewa przedwcześnie straciły liście, nie wiem tak naprawdę które z nich przetrwały i rozpoczną wegetację wiosną. Tylko zielsko miało się dobrze! Generalnie nastawiam się na to, że większość terenu trzeba będzie zagospodarować od nowa, a to oznacza mnóstwo bardzo ciężkiej pracy. Dlatego przede wszystkim szukam inspiracji, ciekawych pomysłów, jak prostym sposobem, w krótkim czasie i przy pomocy dwóch babskich rąk osiągnąć wymarzony efekt tajemniczego, angielskiego ogrodu, będącego jednocześnie stołówką dla ptaków, owadów i dla mnie (bo gryzoni nie zapraszam, same włażą!)


Cieszę się, że w blogowym świecie odkryłam ogrodowe maniaczki, które dzielą się wiedzą i zdjęciami  ze swoich rajskich ogródków. Spośród wielu pięknych, najbardziej bliskie są mi ogrody Elisse i Green Canoe - jakieś takie swojskie, przytulne, piękne po prostu :) Oj, czasami gdy już wejdę na ich blogi i zatopię się w ogrodowej atmosferze, to trudno mi się od tego oglądania odczepić o rozsądnej godzinie :) Dziękuję Wam, wiele już się od Was nauczyłam i zrelizowałam, a teraz planuję ciąg dalszy :)


Póki co, znoszę do domu wiosenne  kwiaty, kolejne nasiona, czytam, rozrysowuję plany i nie mogę się doczekać, kiedy zacznę siać paprykę, pomidory... Przekonałam się, że dobrze jest o tej porze kupować nasiona, bo jest większy wybór i można spotkać różne ciekawostki do amatorskich upraw.


Swoją tęsknotę za wiosną postanowiłam nieco ukoić wysiewając rzeżuchę. Zrobiłam jej mini szklarenkę na świeżo zakupionej paterze i proszę bardzo - wczoraj wieczorem posiana, a już ma kiełki i za parę dni będę mogła dodawać ją do sałatek :)

Do wody powędrowała też cebulka na szczypiorek. I tak się zastanawiam, czy by nie posiać bazylii. Nie ma to, jak nowalijki z własnego parapetu :)



Na dobranoc dzielę się zaproszeniem, które sama przed kilkoma minutami dostałam. Myślę, że rzecz godna uwagi. Ja już się zapisałam :)



Pozdrawiam!
D.

2 komentarze:

  1. no nie widziałam tylu pięknych przedmiotów zgromadzonych razem:))) Patera przecudna! A kłopoty ogrodowe dzielę z Tobą na pół, bo też mam działkę, na której bywam, nie tak często, jak bym chciała. Pozdrawiam.
    P.S. Jak usuniesz identyfikację obrazkową, komentowanie będzie duzo prostrze :)) Niektóre obrazki są tak nieczytelne, ze po trzech próbach rezygnuję z wpisu i myślę, ze nie ja jedna. Pa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! to mi dałaś zadanie... ale obiecuję, że zgłębię dzisiaj temat o co chodzi z tą identyfikacją i postaram się kłopotom zaradzić, bo nie chcę się pozbawiać frajdy czytania takich miłych komentarzy :)
    Dziękuję serdecznie za odwiedziny :) Pomimo trudności dobrze jest wiedzieć, że nie my sami takie mamy...

    OdpowiedzUsuń