Kilka lat temu odkryłam czar kobiecych spotkań. Któż, jak nie druga kobieta, okaże tyle zrozumienia, akceptacji, pomoże zrozumieć siebie samą? Fakt - spotkania w towarzystwie mieszanym mają inną dynamikę, swoistą "temperaturę" i są po prostu konieczne :) Jednak uważam, że nie warto się do nich ograniczać, bo każdej z nas obecność innych kobiet jest bardzo w życiu potrzebna - oczywiście kobiet przyjaźnie nastawionych, życzliwych i otwartych na drugiego człowieka, kobiet mądrych. Choć tak różne, jednak w swej konstrukcji psychicznej jesteśmy do siebie podobne i dla mnie jest to wspaniałą przygodą móc odkrywać te podobieństwa, przekonywać się, że nie tylko ja "tak mam" :) Dobrze jest wiedzieć, że każda kobieca dusza tęskni za romansem, przygodą i byciem piękną, jak pisali John i Stasi Eldredge w "Urzekającej".
Mam to szczęście, że Bóg postawił na mojej drodze grono urzekających kobiet, które wpadły na pomysł comiesięcznych babskich spotkań. Cenię sobie bardzo te nasze wieczory, gdy stół ugina się od przyniesionych przez każdą pyszności, mieszkanie rozbrzmiewa śmiechem, a rozmowy i wymiana przemyśleń ze spotkania na spotkanie są coraz głębsze, dotykają coraz ważniejszych tematów, których może nigdzie indziej i z nikim innym nie poruszamy? Dziękuję Wam, Dziewczyny :)
Dzisiejszego poranka dzień powitałam z uśmiechem spoglądając na nieposprzątane filiżanki na stole i wracając myślą do minionego wieczora. Z lodówki wygrzebałam resztki wczorajszego menu. Oj, to prawdziwe wyzwanie po tylu spotkaniach wymyślić jakieś nowe danie, którym można zaskoczyć :) Dzięki temu moja osobista poprzeczka w kształtowaniu umiejętności kulinarnych powędrowała znacznie w górę. I to też jest fajne, bo motywuje do działania, do szukania nowych smaków, dzielenia się udanymi odkryciami i dokonaniami w kuchni.
Wczoraj jedna z sałatek zadziwiła mnie swoją prostotą i nadspodziewanym efektem smakowym :) Tylko kilka składników - makaron, wiórki kokosowe, rodzynki i ananas - i mamy wyśmienity deser.
Ale ja obiecałam się podzielić raz jeszcze przepisem na zapiekankę z kaszy kukurydzianej i jabłek - wydawać by się mogło, że to danie prosto z menu dziecięcego, tymczasem bardzo przypadło do gustu także dużym dziewczynkom :) Poza tym lekkostrawne i zdrowe.
Kasza kukurydziana zapiekana z jabłkami
Składniki:
15 dkg kaszy kukurydzianej (następnym razem planuję ją zastąpić kaszą jaglaną ze względu na coraz gorszą opinię o kukurydzy w związku z uprawami GMO)
2,5 szkl. mleka
3 dkg masła (najlepsze klarowane)
2 łyżki cukru do kaszy (proponuję zastąpić miodem, syropem z agawy, fruktozą lub ksylitolem - preferuję ten ostatni)
1 - 1,5 łyżki cukru do jabłek (j.w.)
30-40 dkg jabłek (antonówki, renety)
łyżeczka cukru waniliowego
starta skórka z cytryny (ja wolę dodać sok)
łyżka smażonej skórki pomarańczowej (można więcej; tym razem skórkę zastąpiłam rodzynkami i zapachem pomarańczowym, świetnie by pasowały orzechy)
oliwa i bułka tarta do formy
Kaszę rozprowadzić częścią zimnego mleka, pozostałe mleko zagotować z cukrem, wlać do niego kaszę mieszając, ugotować. Do kaszy dodać cukier waniliowy i wymieszać. Formę lub naczynie żaroodporne wysmarować oliwą i posypać bułką. Jabłka zetrzeć na tarce, wymieszać z cukrem, sokiem cytrynowym (ilość soku z umiarem!) i skórką pomarańczową. Kaszę i jabłka wyłożyć warstwami do formy, na każdą warstwę położyć wiórki masła. Wstawić do nagrzanego piekarnika (ok.180 stopni) i zapiec.
Smacznego :)
D.
Klimat niczym z "Ani z Zielonego Wzgórza" :)
OdpowiedzUsuń