czwartek, 3 maja 2018

Post, ale jaki?



Z zaciekawieniem obserwuję, że mimo, iż nie było mnie tutaj przez kilka miesięcy, to blog i tak żyje swoim życiem. 3/4 wejść na stronę podyktowane są poszukiwaniami informacji dotyczących Postu Daniela. A przecież od dawna na ten temat nie piszę. Poświęciłam temu tematowi tylko 5% moich dotychczasowych postów. I to one okazały się najważniejsze, najpotrzebniejsze. Cieszy, że post, czy też dieta dr Dąbrowskiej zrobiły się w ostatnich latach tak popularne i modne. Słyszę o nim w pracy, w tramwaju, w kolejce po chleb ... Kierowani modą, czy innymi pobudkami, myślę, że wszyscy odkrywają dobro wypływające z tej praktyki. Czuję się więc winna krótkiej "spowiedzi" z mojego poszczenia w ostatnich latach.


Minęło już niemal 10 lat, kiedy po raz pierwszy podjęłam post warzywno-owocowy. Trwał wówczas 5 tygodni - nigdy później nie udało mi się go powtórzyć w takim wymiarze czasowym, chociaż co roku podejmuję kilkakrotnie post w różnej formie. Poza postem Daniela praktykowałam też post św. Hildegardy oraz dietę oczyszczającą - jaglany detoks wg Marka Zaremby. Odpowiada mi też bardzo praktyka jednodniowych postów o chlebie i napojach (napary ziołowe, herbata), podejmowanych w konkretnej intencji, czasami to takie moje modlitewne "last minute" ;) Bardzo zmotywowała mnie do częstszego kontynuowania tej formy poszczenia lektura najnowszej pozycji autorstwa Marka Zaremby "Boży skalpel" - książka bardzo osobista, polecam. Na moich półkach zresztą pojawił się szereg książek o tej tematyce, z których korzystam na co dzień, nie tylko podczas postu.


Jakie są moje subiektywne odczucia po tych kilku latach? Przede wszystkim WARTO podejmować ten wysiłek :) Dla mnie osobiście jest to po prostu sposób na pogłębioną modlitwę. Bardzo skuteczną zresztą :) Towarzyszy mi więc zawsze jakaś intencja, w której prowadzę post. Kolejna zasada - nigdy nie planuję, ile ten post będzie trwał. Każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem i każdego dnia na nowo proszę Boga o siły i dyscyplinę, by wytrwać i nie ulec pokusom, nie poddać się. Każdy kolejny dzień jest więc swoistym zwycięstwem osiągniętym dzięki łasce. Po trzecie - szczerze przyznaję przed sobą i Bogiem, że post traktuję także jako oczyszczanie organizmu, służące podtrzymaniu zdrowia i zrzuceniu kilku kilogramów, co zawsze cieszy.
Przekonałam się, że post Daniela jest najefektywniejszy, gdy chcę szybko poczuć się zdrowiej, szczuplej, lżej. Jednak jest dla mnie bardzo wyziębiający, więc wolę podejmować go latem - wówczas mam dodatkowy bonusik - łatwiej podczas postu przetrwać upały :)
W chłodniejszych porach roku preferuję post według św. Hildegardy - jest mniej wymagający (a przecież chodzę do pracy i wypełniam wszystkie normalne obowiązki!), przyjaźniejszy dla kubków smakowych, mniej czasochłonny, utrzymujący miłe ciepło w ciele, jednak nie daje w krótkim czasie spektakularnych efektów zdrowotnych. Natomiast zalecenia dietetyczne Hildegardy stały się dla mnie najważniejszym wyznacznikiem w codziennym odżywianiu poza okresami postnymi. Hildegardowemu gotowaniu towarzyszą jednak przepisy pana Marka Zaremby - bardzo mi odpowiada sposób, w jaki komponuje on składniki poszczególnych potraw, bardzo mi smakują. Dorzucam do nich jednak coś od Hildzi :) - zioła i orkisz zamiast jaglanki (nie zawsze). Tak więc po tych kilku latach nauczyłam się godzić ze sobą często sprzeczne zasady zdrowego odżywiania - dr Dąbrowskiej, św. Hildegardy i pana Zaremby - tworząc własny mix. Przyznaję, że w kwestiach sprzecznych raczej oddaję pierwszeństwo słowom Świętej, pamiętając, że to czego nauczała w swoich pismach było wiedzą Jej objawioną, wyprzedzającą wiedzę współczesnego Jej świata.
Reasumując - post za każdym razem jest dla mnie trudny, za każdym razem muszę się przełamywać, by go rozpocząć. Prawdziwa walka duchowa! I za każdym razem jestem szczęśliwa, że wytwałam z Bożą pomocą :)



A kto akurat nie pości, a chciałby sobie dodać nieco energii lub poprawić nastrój, to niech wypróbuje przepis na prezentowane na zdjęciach ciasteczka z Hildegardowej kuchni. Są delikatnie słodkie, ale bardzo korzenne niczym pierniczki,  i naprawdę dodają skrzydeł :)





Przepis poniżej :



I jeszcze jedna myśl na koniec: pamiętajmy, by nie dać się "sfiksować" na punkcie jedzenia, co wolno, a czego nie, by ani jedzenie, ani poszczenie nie stało się kolejnym "bożkiem". Mi pomaga utrzymywać równowagę słowo Pisma Świętego: "Nie zioła ich uleczyły, ani nie okłady, lecz Słowo Twe, Panie, które wszystko leczy" !

Miłej końcówki pięknego majowego tygodnia!
Doranma

1 komentarz:

  1. Dobrze że blog jednak żyje:) Sama nie mam doświadczeń z postem (z wyjątkiem tych przymusowych np. po operacji lub w związku z badaniami) ale lubię poczytać o doświadczeniach innych

    OdpowiedzUsuń