sobota, 2 września 2017

A na wystawie było tak ...

To moja piąta lub szósta wystawa "Zieleń to Życie". Odkąd zaczęłam na niej bywać, co roku już w styczniu lub lutym sprawdzam jej termin, by wpisać do kalendarza. A potem czekam ... I chyba już po tych kilku latach nie ma tylu zachwytów, ochów i achów, ale zawsze jest niesamowita, "zielona" atmosfera, więc wracam tam i będę wracać.


W tym roku było szybciutko. Bo zwaliło się na tę pierwszą, zimną i mżystą sobotę września wiele planów, które chciałam jakoś ze sobą pogodzić, zsynchronizować, niczego nie pogubić. Udało się, ale z tym skutkiem ubocznym, że nie było czasu na smakowanie wystawowej atmosfery. Wszelkie niedosyty wynagrodziła mi jednak Kasia Bellingham. Goniłam "co koń wyskoczy", by zdążyć na jej wykład w samo południe. Nie zawiodłam się :) Kasia, jak zwykle piękna, uśmiechnięta i swobodna. Wykład pełen pasji, prostoty i życia - tak jak Ona. Nie, nie dowiedziałam się niczego nowego, bo bloga Kasi czytam od samego początku jego powstania. Miałyśmy się też kiedyś okazję poznać i spędzić w jednym pokoju kilka dni, dlatego z przyjemnością patrzyłam dziś na Kasię, której rosnąca popularność i kariera nie popsuły, nadal jest świetną Dziewczyną :) A zdjęcia nowych rabat z Jej ogrodu, oglądane tym razem na dużym ekranie, zapierały dech! Przez te lata, gdy bywam na organizowanych podczas wystawy wykładach, nie widziałam też tak wypełnionej szczelnie sali, słuchacze byli także na korytarzu przy otwartych drzwiach - brawo, Kasiu!

Niestety, zdjęcie pięknie uśmiechniętej Kasi wyszło mi nieostre, niech będzie więc takie...

Kasi spojrzenie na ogród bardzo mi odpowiada - ogród jako ekosystem, którego jesteśmy użytkownikami na równych prawach z pierwotnymi mieszkańcami, uprawiany naturalnie, bez chemii. To dzięki Niej m.in. pojawił się w moim ogródku żywokost i ściółka pod pomidorami. Hmmm... trudno mi tylko dać się przekonać do tolerowania ze spokojną miną nornic i innych myszowatych ... I jeszcze jednego nie praktykuję w swoim amatorskim ogródku - sadzenia nielicznej, wybranej ilości gatunków roślin. Wiem, że takie ogrody są eleganckie, ale na szczęście piękno ma różne oblicza :) Po pierwsze: zbyt dużo roślin mi się podoba i mam w związku z tym mnóstwo "chciejstw" (dowodem na to kolejne roślinki przywiezione dziś z kiermaszu). Po drugie: nie wiem, której roślinie będzie dobrze w moim subklimacie (opisy w książkach nie zawsze się sprawdzają), więc kupuję pojedyncze egzemplarze, sadzę, obserwuję - jeżeli roślina się zadomowi, to sama się zacznie rozrastać, a ja mam wkrótce szansę na zrobienie sadzonek i docelowo, mam nadzieję, za kilka lat powstanie ogródek mniej pstrokaty, ale za to wypełniony roślinami, które same "powiedziały", że chcą w nim żyć. Po trzecie: nie jestem projektantką, nie mam ogrodu pokazowego, więc mogę mieć jak chcę :)

Ale wracajmy już do wystawy. Ogród pokazowy wydał mi się zupełnie nieciekawy, więc go nie fotografowałam. Oto widoczki, które w tym roku przykuły moją uwagę.
Nagrodzeni w konkursie:


Tawułka Color Flash, która była też moją faworytką ze względu na kolor ulistnienia. Chętnie ją przygarnę, gdy spotkam w sprzedaży :)


Radośnie zielony, ale w formie "płaczący" cyprysik Karaca. Przyznaję, że oglądając wcześniej jego zdjęcia, zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi, w naturze okazał się dużo ciekawszym okazem.


Podobnie mało fotogeniczny wydaje się być clematis Tajga, tym bardziej, że nie przepadam za powojnikami o pełnych kwiatach. Widząc go jednak z bliska, przystanęłam na dłużej, by przyjrzeć się z podziwem kulistej konstrukcji jego kwiatostanów, które zaczynały dopiero się rozchylać.

Hol zdobił "obraz" - herb miasta - ułożony z różnokolorowych gerber. Nie jest to moja ulubiona forma dekorowania kwiatami, ale podziwiam kunszt wykonawców i sam pomysł :)


Pora na spacer wśród stoisk wystawców :)


Ech, zdecydowanie marzy mi się nowy aparat ...



Kwiatostany tej rośliny przykuły moją uwagę - leicesteria jest nowością, która nie tylko oryginalnie kwitnie, przyciąga pszczoły i motyle, to jeszcze podobno ma jadalne owoce o smaku czekolady. Na szczęście dla mnie, nie jest mrozoodporna, wymaga okrywania na zimę i przepuszczalnej gleby, może więc się na nią nie skuszę resztkami rozsądku, przynajmniej na razie ;)


Zestawienie perowskii i ice dance wypadło blado ...


Ale dereń z hortensją już ciekawie.
'



Co roku jakaś szkółka zadaje sobie trud, by zaaranżować coś nietypowego, zaskakującego - szkoda, że tak mało jest tych "smaczków".




Fajnie zagrało zestawienie zebrinusa z żółto kwitnącą trytomą, choć zdjęcie dobrze tego nie oddaje. No nie wiem, co mi się w tym roku porobiło, że żółte kwiaty zaczęły przyciągać moją uwagę, nawet powojnika tanguckiego kupiłam ;)


Zielone dachy wciąż robią na mnie nieodparte wrażenie.


Piękne zestawienie traw z hortensją, eleganckie właśnie. Ale jednocześnie bardzo statyczne, przez wiele tygodni wygląda w ogrodzie niemal tak samo, a to mnie nudzi ...


Wolę, gdy się dzieje, gdy nie można od razu objąć wzrokiem.


Jesienna pogoda, jesienne kwiaty ...


Zielonym bloggerom najbardziej spodobały się sukulenty, nagrodzili więc.


A to jedno z moich ulubionych co roku stoisk: bardzo bylinowe, niezwykle kwiatowe i nie bije po oczach ;)



Jeżówki o buraczkowych kwiatach powtarzały się na wielu stoiskach, były też zgłoszone do konkursu. Wyglądały bardzo apetycznie :)


A tę odmianę dąbrówki Black Scallop chętnie posadziłabym u siebie - bardzo gęsta, "mięsista".


Nie żałuję, że byłam. Żałuję, że krótko :)

Bo po wystawie przeniosłam się szybciutko w inny rejon Warszawy, na pl. Grzybowski, gdzie dziś miały się odbyć warsztaty tańca pod gołym niebem, lecz pogoda wystraszyła organizatorów, postanowili zrezygnować z tańców, a tylko grać - wystarczyło, by przybyli warszawiacy wzięli sprawy w swoje ręce i bawili się radośnie przy izraelskiej muzyce - taka nasza "deszczowa piosenka" ;) Zdjęć nie zrobiłam bo tańczyłam :)


Ale, że pl. Grzybowski bardzo lubię m.in. za jego piękne nasadzenia bylinowe, to kilka deszczowych fotek mam :)



Ciekawy pomysł na wodę w mieście.


Mam nadzieję, że jutro wyjrzy już słoneczko i rozweseli zielony świat, czego sobie i Wam życzę. Dobrej niedzieli, moi mili :)
Doranma

7 komentarzy:

  1. Dzięki za fotorelacje. Spodobało mi się, zwłaszcza spotkanie z Kasią. Też lubię jej bloga:-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa relacja :) Perowskia wspaniale wygląda z białymi kulami czosnku. Połączenie z turzycą faktycznie im nie wyszło :(

    OdpowiedzUsuń
  3. W takich chwilach zazdroszczę mieszkania w Warszawie lub w pobliżu... Podobno wrocławskie targi ogrodnicze są z roku na rok coraz mniej ciekawe, a to, co tu pokazałaś wygląda bardzo zachęcająco. Dziękuję za relację, skoro nie mogłam być osobiście, chociaż na zdjęcia popatrzę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorotko, cieszę się z tego postu. Dzięki Tobie chociaż fragmentarycznie mogłam zobaczyć tę wystawę. Zachwyciły mnie jeżówki i stoisko bylinowe.
    W swoim ogrodzie nie stosuję żadnej chemii, przynajmniej od wiosny jem w miarę zdrowe i niezwykle smaczne warzywa i owoce. Mam ogromny problem z nornicami i jestem mocno zaskoczona, że można się przekonać do tolerowania ich ze spokojną miną. Nie pomagają żadne elektroniczne dźwięki, puszki na prętach wbite w glebę, szprotki, skóry z makreli wkładane w w dziury, wywary z wrotycza. Prawdopodobnie skuteczne jest wpuszczanie gazu z butli oraz sypanie trucizny na szczury. Te dwie metody u mnie nigdy nie będą zastosowane. Nie skażę sobie gleby. Od czasu do czasu w moim ogrodzie pojawiają się koty i gdyby zjadły taką zatrutą nornicę... Nawet nie chcę o tym myśleć.
    Życzę Ci dobrego tygodnia. Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo serdecznie - jestem pod ogromnym wrażeniem tak ciepłego przyjęcia mojego wykładu przez gości wystawy. To dodaje energii i chęci działania, kiedy przychodzą jesienno-zimowe dni. Tak więc będę działać też w związku z obiecana książką. Raz jeszcze dziękuję z całego serca za support :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja także jestem stałą bywalczynią targów warszawskich, chociaż mam o nich coraz gorsze zdanie. Ładnie uchwyciłaś urodę bylinowego stoiska Dąbrowskich.
    Aż wstyd przyznać, że nigdy nie oglądałam ogródka na Pl. Grzybowskim, a moi rodzice mieszkają tak blisko, muszę to koniecznie nadrobić.

    OdpowiedzUsuń