Okres wakacji stał się dla mnie zupełną niespodzianką. Trudne doświadczenia, choroby, troska o najbliższych, lęk i niepewność rozgrywające się w niewyobrażalnych dla mnie okolicznościach przyrody - temperatury powyżej 30 stopni w domu i na zewnątrz, brak deszczu od wielu tygodni, rekordowo niski poziom wód w największej polskiej rzece. Nie było wyjazdów na działkę, nie było urlopowego odpoczynku, nie było spotkań ze znajomymi, ani relaksujących wieczorów w kinie czy przy grillu. Jest za to życiowa szkoła wiary i zaufania. Śmieję się w duchu, że przeżywam nieplanowane dwumiesięczne rekolekcje ;) Bo wśród doświadczeń wydających się ponad siły, odnalazłam dużo Obecności, Bożej Obecności, tej nienamacalnej, przeczuwanej sercem, jak i pomocy bardzo konkretnej: patrzyłam jak rozwiązują się problemy oddane Jemu w poczuciu mojej totalnej bezradności, cieszyłam się realnym wsparciem i dobrym słowem zaprzyjaźnionych osób, czerpałam siły ze wspólnotowej modlitwy. Uczepiłam się słów "Jezu, ufam Tobie", jak ostatniej deski ratunku i wielokrotnie doświadczyłam, jak ona działa. I zupełnie nie wiem, jak w obliczu życiowych kataklizmów radzą sobie osoby niewierzące. Bez wiary... nie wiem, gdzie bym była.
Ufność w Opiekę daje mi siły do tego, by się nie poddawać, walczyć ze zniechęceniem, bólem i strachem, by się przeciwstawiać czarnym myślom. Wreszcie, by dostrzegać wokół siebie okruchy piękna, którym jest wypełniony świat i na przekór wszystkiemu cieszyć drobnymi przyjemnościami. Gdy tylko mogłam, wyrywałam się, by popatrzeć przynajmniej na miejską zieleń. W pobliskim parku znalazłam kwiatki z wiejskich ogródków, a w cieniu drzew plan filmowy nowego serialu.
Susza zbierała plon już na początku lipca:
Można tutaj znaleźć miejsca dla ciała i dla ducha. Ta część Parku Moczydło z figurą Jezusa Miłosiernego nazywana jest warszawskimi Łagiewnikami.
A tu już ekipa filmowa przy pracy.
Na drodze moich letnich obowiązków znalazła się także okazja do krótkiego spaceru uliczkami miasteczka, które darzę wielkim sentymentem. Do Ciechocinka przyjeżdżałam z rodzicami jako dziecko. Gdy pytali mnie, dokąd w nadchodzące wakacje chcę jechać, zawsze słyszeli, że do Polanicy lub Ciechocinka ;) Kiedy w tegoroczne lipcowe południe wysiadłam w znanym mi sprzed lat miejscu, wspomnienia wróciły falą. Z radością przebiegłam park i ciechocińskie uliczki poszukując obrazów zatrzymanych w dziecięcej pamięci. Jednak nie odnalazłam przepychu dawnych kwiatowych dywanów, ani ulubionej fontanny z Jasiem i Małgosią. Natomiast niezmieniony pozostał "Grzybek" i deptak wzdłuż tężni.
Kwiatowy zegar słoneczny - charakterystyczny punkt miasta.
Pachnący świeżością tynków Ormuz i obok Wiarus w rozsypce - pamiątka upadłej przeszłości.
Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Ciechocinku, a obok niego kamień upamiętniający śp. prezydencką parę i pozostałe ofiary katastrofy smoleńskiej.
Ciechocińska cerkiew św. Michała Archanioła.
Zdradzę Wam jednak, że po przyjeździe pierwsze kroki skierowałam nie do parku ani pod tężnie, lecz do budynku dworca, w którym obecnie znajduje się wspaniała "Galeria staroci":) Duży metraż dawnej poczekalni oraz talent pozwalają właścicielom na piękne wyeksponowanie zbiorów. Niektóre stoły zastawione są tak, że można zasiadać czekając na wniesienie dań ;) Podobało mi się także tematyczne eksponowanie produktów, np. szukający wazonu idą do tego regału, dla szukających mleczników, czy cukiernic przeznaczone są inne półki. Miła obsługa i promocja w regale z dzbankami sprawiły, że nie wyszłam z pustymi rękami, przygarniając skorupki - pocieszacze ;)
Basiu i Pawle - to poniższe zdjęcie zrobiłam z myślą o Was ;)
W połowie lipca udało mi się wyrwać na kilka godzin na działkę, by zebrać część plonów. Zachwyciła mnie obfitością plonu i słodkością owoców różowa porzeczka o wdzięcznej nazwie "Ulubiona Lwowa". Jeżeli jesienią spotkam te krzewy w centrum ogrodniczym, na pewno dokupię.
Tyczki i gałązki, które dałam wiosną jako podpórki dla groszku, nie utrzymały ciężaru roślin, zwłaszcza groszek cukrowy okazał się być wyjątkowo wysoki i plonował obficie. Niestety, przerośnięte ziarna z niezerwanych na czas strączków nie były już tak smaczne. Zaskoczył mnie w tym roku także bób - nigdy dotąd nie zebrałam go tak dużo, w dodatku był zupełnie zdrowy. Czyżby niewielkie opady i wysokie temperatury służyły tym roślinom?
Po raz pierwszy spróbowałam smaku świdośliwy - hmm... liczyłam na coś lepszego :( Bardziej odpowiada mi smak borówki wysokiej i kamczackiej, ale może trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Udomowiona podczas urlopu z pasją oddałam się przetwarzaniu wszelkiego owocowego i warzywnego dobra, które przywiozłam z własnego ogródka, jak i regularnie targałam z pobliskiego bazaru (przy okazji - czy słowo targać pochodzi od targu???) Wielką frajdę sprawia mi robienie przetworów na zimę, wypróbowywanie nowych przepisów i tych sprzed lat. To także sposób na to, by utrzymywać smutne myśli w ryzach i wprowadzać do codzienności pozór ładu, spokoju. Starając się coraz więcej owoców przetwarzać bez cukru lub z jego zamiennikami, natrafiłam na przepis na powidła czereśniowe - tylko owoce, bez żadnych dodatków i słodzideł. Wyszły rzeczywiście bardzo smaczne i słodkie, ciekawa jestem jak się przetrzymają do zimy, stoją bowiem od półtora miesiąca w temperaturze 30 stopni lub wyższej - uroki mieszkania w bloku :(
Nie było zbyt wielu okazji, by zachwycać się kwiatami na działce. Zerkałam na nie jedynie z ukosa, jednocześnie wkładając zrywane owoce do łubianki. A minione lato przyniosło wyjątkowo dobrą aurę dla lilii i liliowców - jeszcze nigdy dotąd nie kwitły tak pięknie, niestety o części wiem tylko z opowiadań sąsiadów, bo nie było mi dane zobaczyć ich w rozkwicie.
Nie udało mi się doliczyć, ile miała pąków. Wspaniała, szkoda tylko, że kolor taki "nie mój".
Ogród sobie radził bez opieki, bez koszenia, podlewania, plewienia, żyjąc własnym życiem. Może mu tak lepiej bez ludzkiej ingerencji ? Nie wiem jednak co zastanę po kolejnych trzech tygodniach suszy, bo liczę, że już niebawem pojadę ...
Nieobecność gospodyni oznacza nie tylko samowolkę w świecie fauny i flory, ale także samowolkę budowlaną ;) Dziwnego trafu trzeba, by po latach marzeń o nowym domku nie móc uzgodnić z budowniczym, jak on ma wyglądać, ani tej budowy nadzorować! Zamarzyła mi się mazowiecka chata w miniaturze, ale z różnymi detalami, które miały jej nadać bardziej romantyczny charakter. Wiem już jednak, że nie będzie bajkowo, będzie chata :( Pozostało mi więc tylko oddać sprawy w ręce św. Józefa, jako najlepszego cieśli na świecie i ufać, że coś sensownego ostatecznie z tego wyniknie.
A stuletnie zabytkowe chaty wschodniego Mazowsza wyglądają tak:
Umęczona codziennymi troskami i upałem, czekam na nią :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy jeszcze pamiętają.
Doranma
Pięknie swoje myśli ubrałaś w słowa. Dziękuję za inspirację:-)
OdpowiedzUsuńBardzo smakowity, długi post:) Ja bym z tej galerii ze starociami nie wyszła bez lalki porcelanowej, mam na nie pozytywnego bzika:) Nigdy nie byłam w tych stronach, ale wydają się takie urokliwe, gdy pokazujesz je swoimi oczyma. Życzę wytrwałości i pogody ducha w tych rozmaitych doświadczeniach, przytulić się do Bożego serca i ufac, jak ty to robisz, Doranmo, to najlepsze, co możemy, gdy jest cięzko czasem. Przytulam.
OdpowiedzUsuńWidzę, że i w Tobie drzemie mała dziewczynka :) Ja sama przechowuję ulubioną lalkę z dzieciństwa, to też już zabytek ;) Dziękuję Ci za ciepłe słowa i zrozumienie - tak, przytulenia bardzo mi teraz potrzeba. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńByłam. Czytałam Twój post bardzo emocjonalnie. Wyciszona, jutro wrócę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)*
Lusiu, dziękuję że jesteś :)
UsuńWitam Cię bardzo, bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuńJeszcze wczoraj przeczytałam kolejny raz Twój post. Może nie uwierzysz ale czułam, że u Ciebie dzieje się coś niemiłego. Kilka razy w wieczornej modlitwie prosiłam Ojca Pio o opiekę nad Tobą i Twoimi Bliskimi. Przyznaję, że i ja czerpię siły z modlitwy. Potem odgoniłam od siebie złe myśli. A może to Ojciec Pio sprawił, że uspokoiłam się i przestałam panikować?
Masz rację. To prawda. Dzisiaj mogę to potwierdzić, że wiara i modlitwa mogą zdziałać cuda. Sama tego doświadczyłam. Znam Ciebie od dłuższego czasu i wiem, że Jesteś blisko Pana Boga.
Moje oczy cieszą się na widok wspaniałych lilii. Są bardzo piękne. Nie nacieszyłam się swoimi kwiatami,. W tym czasie kiedy kwitły byłam w Norwegii. W tym roku porzeczki obrodziły. Sporo ich przetworzyłam. Robiłam galaretkę i konfiturę. Wspaniałe przetwory.
Z głębi serca życzę by opuściły Cię wszystkie troski, kłopoty i zmartwienia.
Przytulam:)
O, Lusiu! Twoje słowa są dla mnie tak miłym zaskoczeniem i doświadczeniem, że Pan Bóg przytula przez ludzi - nawet tych, których się nigdy w życiu nie widziało :) Bardzo Ci dziękuję, zwłaszcza za modlitwę. Twoje przeczucie Cię nie myliło. To bardzo trudny czas, jeszcze bez światełek w tunelu. Nigdy nie modliłam się za wstawiennictwem Ojca Pio, ale może pójdę za Twoim przykładem? Z serca Ci dziękuję!
UsuńNie umiem robić dobrych przetworów z porzeczek, przeważnie przeznaczam je na kompoty, z których zimą powstają pyszne kisiele. Chętnie więc skorzystam z Twoich przepisów w przyszłym sezonie.
Ściskam bardzo mocno z wdzięcznym sercem!
Wydaje mi się, że czasem, po trudach życia, taki post bywa odskocznią.
OdpowiedzUsuńTrzeba szukać różnych sposobów, by nie dać się złamać :)
UsuńWitaj Doranmo
OdpowiedzUsuńPisałam na Twoim blogu może dwa razy, ale czytuję go regularnie. Zastanawiałam się więc gdzie się podziałaś na te dwa miesiące milczenia na blogu. Myślałam, że to po prostu wakacje. Teraz wiem, że pewnie musiałaś przeprowadzać inne ważne i trudne rozmowy- może z bliskimi, może tylko z samą sobą i Bogiem. Cieszę się, że już jesteś i choć jak piszesz"światełka w tunelu jeszcze nie widać" to nie trać wiary, że ono się kiedyś pojawi. Życzę wiary, nadziei i miłości na wszystkie trudy.
Pozdrawiam serdecznie
Ela
Elu, jestem Ci bardzo wdzięczna za wspierające słowa, tym bardziej że nawet nie wiem kim jesteś, a mimo to pocieszasz mnie dobrym słowem - Bóg zapłać! Dziś zaczynam doświadczać "samoistnego" rozwiązywania się pierwszych trudności, bez mojego udziału, a wszystko - w co głęboko wierzę - dzięki modlitwie "Jezu, troszcz się Ty". Pozdrawiam gorąco!
UsuńPrzykro mi bardzo z powodu tych trudnych doświadczeń, a zarazem cieszę się z Twojej wiary i ufności bo przecież "KTÓŻ JAK BÓG!"
OdpowiedzUsuńPrzytulam ciepło i serdecznie pozdrawiam !
Iza
Dziękuję, Izuniu :) Tej wiary i ufności uczę się m.in. od takich osób, jak Ty :)
Usuń