O tej porze roku często słyszę z wielu stron narzekania, że buro, że ponuro, że be... A ja widzę inaczej, lubię ten czas :)
To fakt, że ogród zrobił się buro-zielony, ale i on, zwłaszcza gdy nadejdzie jaśniejszy dzień, pokazuje jeszcze swoje piękno. Zasypia, otulony opadłymi liśćmi i zrobionymi przeze mnie kopczykami kompostu. Sięgające wysoko ku niebu gałęzie magnolii, obsypane w tym roku wyjątkowo gęsto pąkami, cieszą obietnicą obfitego białego kwitnienia, gdy nadejdzie maj.
Gdy się dobrze przyjrzeć, to można tu i ówdzie wśród szarzyzny dostrzec jeszcze ostatnie odrobiny żywszych barw. Wydają się mówić: do zobaczenia za kilka miesięcy! I w tym także jest nadzieja :)
Zdarza się, że łagodne słoneczne promienie zaglądają przez okno do domu. Rozweselają wówczas swoją pozłotą wnętrze wypełnione spokojnymi kolorami zasypiającej przyrody. Robi się wówczas jaśniej także w mojej duszy - słoneczne światło ma moc wypędzania smutków, zauważyłyście? :)
Lubię te tygodnie, gdy ogród mnie już nie potrzebuje, gdy chłód i wilgoć nakłaniają do pozostania w ciepłym domku. Zaniedbany przez cały ogrodniczy sezon, a teraz już wysprzątany, dom otworzył ponownie swoje podwoje dla gości.
Nastał czas cieszenia się jego ciepłem, przytulnością, niespiesznym porządkowaniem kątów szufladka po szufladzie, pieczenia szarlotek i pierników, których zapach wypełnia całą przestrzeń i ucieka na klatkę schodową drażniąc kubki smakowe sąsiadów ;) Czas rozgrzewania się aromatyczną herbatą z kapką miodu i kieliszkiem domowej nalewki. Czas zatapiania się w ciekawych lekturach i dumania. Czas marzeń, planów, towarzyskich spotkań, długich rozmów i szczerego śmiechu rozbrzmiewającego wśród ścian. I pomimo wielu zadań i poganiających obowiązków, o tej porze roku mam wrażenie, że życie ciutkę spowolniło, uspokoiło się, nabrało głębi.
Dom był dla mnie zawsze azylem, ostoją bezpieczeństwa. Jego cztery ściany odgradzały od całego zła otaczającego świata, stając się twierdzą, w której mogłam się schronić, ale i miejscem, z którego wychodziłam w ten świat silniejsza. Był, jest i będzie ważny. I chociaż od wiosny do jesieni, to ogród jest centrum mojej "domowości", a mieszkanie staje się raczej pokojem hotelowym, to jednak przez te wszystkie minione miesiące tęskniłam za otulającym ciepłem domu. Teraz to mam. Mam większą świadomość tu i teraz - przeszłość poszła, przyszłość nie przyszła, jest teraźniejszość wypełniona drobnymi, zwyczajnymi radościami. Jestem wdzięczna za ten spokojny czas i staram się wycisnąć z niego jak najwięcej przyjemności zanim przez próg wtargnie przedświąteczny chaos ;)
A Wy co lubicie w listopadzie? Co lubicie w swoich domach?
Posyłam Wam, moi drodzy i wierni Odwiedzający, serdeczne pozdrowienia spowite w złote światło lampki z kącika czytelniczego wraz z ostatnim w tym sezonie bukiecikiem róż. Ech, najchętniej bym tego kąta wcale nie opuszczała ;)
Doranma
Pierwsza:) Przepiękne zdjęcia, smakowity tekst, coś wspaniałego na zimny poranek. Uwielbiam w listopadzie w zasadzie to samo - że dom staje się azylem przed chłodem, przygarnia nas do siebie. Są śmiechy, granie w planszówki, pieczenie słodkości, gorące zupy, kot na kolanach, ustawianie różnych bibelocików, wyciąganie koców, ksiażek... za to lubię listopad! I za ogień w kominku:)
OdpowiedzUsuńWitaj, Skowronku :) Ach, kot! Kiedyś był, ulubiony, cieplutki i mruczący. I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie, i będzie kominek, i bujany fotel i ja na fotelu z drutami, a kot na kolanach - ech, rozmarzyłam się :) Pozdrawiam bardzo serdecznie :)
UsuńW listopadzie zdecydowanie wolę wnętrze domu. Chociaż lubię też wszystkie prace ogrodnicze, przy których się nie marznie. Kopanie warzywnika w listopadzie to sama przyjemność.
OdpowiedzUsuńCiepło Twojego domu zachwyca! Tylko książki, książki, książki i jakoś do marca przetrwamy!
Masz rację, taki suchy listopad sprzyja kopaniu. Ale ja już bym wolała nosa z domu nie wychylać i w ciepełku przeczekać do wiosny :)
UsuńTrochę mnie przekonałaś... ale brak słońca jest dojmujący...
OdpowiedzUsuńDlatego trzeba zapalać świeczki, duuużo świeczek i lamp :)
UsuńTak. Przyznaję nie lubię jesieni ani zimy. Dlaczego? ponieważ bardzo brakuje mi słonecznego światła... Kiedy słońce pojawia się na niebie jestem "then I'm happy"
OdpowiedzUsuńOgród przed Świętem Zmarłych został przygotowany do snu zimowego. Cóż można robić w takim czasie? Oczywiście, można wiele.
Niemal codziennie chociaż przez małą chwilę podziwiamy zlatujące się do karmników różnego rodzaju ptaszki a potem... nadciąga zmrok. Po obiedzie oboje z Erykiem z kubkiem herbaty albo filiżanką czekolady siadamy wygodnie w fotelach i gadamy, gadamy...
Mam w "świetlicy" ulubiony kącik gdzie zaszywam się z książką. Niestety, to błogie leniuchowanie jest zakłócane. Muszę podejść do kuchni by sprawdzić gotujący się obiad na następny dzień... A tak jak dzisiaj godzinka, dwie przy komputerze. Czasem jest wcześniej innym razem później...
A od niedzieli zaczyna się wyjątkowy czas... Czas radosny, oczekiwany a wtedy nasze popołudniowe życie wygląda inaczej.
Życzę Ci miłego weekendu.
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Masz rację, ptaszki - u mnie też przychodzą codziennie do karmnika, o poranku dają znać o swojej obecności głośnym stukaniem w pestki słonecznika. Bardzo lubię ich towarzystwo :) W tym roku jakoś wyjątkowo cieszę się na Adwent, chciałabym go przeżyć inaczej niż dotąd, bardziej świadomie. Ciekawa jestem Twoich adwentowych wieczorów :) Pozdrawiam :)
Usuń