wtorek, 20 marca 2012

Nowy sezon ogródkowy uważam za otwarty :)


Wiosna przywitała nas dzisiaj zimnym wiatrem, słońce walczyło z chmurami o pierwszeństwo na nieboskłonie i przegrało, ale jeśli zaufać temu, co mówią meteorolodzy, to nie na długo! 
Jednak miniony weekend był tak piękny, wiosenny, pełen słońca, że z niedowierzaniem spoglądałam w kalendarz i na termometr - lubię takie dni, gdy jeszcze nie jest gorąco, słońce nie praży, ptaki śpiewają, a ziemia zaczyna pachnieć :) W sobotę udało mi się dotrzeć na działkę - po raz pierwszy po zimowej przerwie. Co prawda po drodze dwukrotnie zamykałam oczy przejeżdżając przez błoto, nie chcąc chyba patrzeć jak będę w nim grzęzła... Właściwie, to nie rozumiem tej potrzeby zamykania oczu w takich sytuacjach - też tak macie? ;) Dojechałam jednak szczęśliwie, zrobiłam przegląd w "obejściu" - wszak pańskie oko konia tuczy - i ochoczo zabrałam się do roboty. Strat po zimie jeszcze nie widać, jeżeli nie liczyć np. pnia mirabelki zrytego od góry do dołu przez pracowitego dzięcioła - wnioskuję z tego, nie wiem czy słusznie, że z drzewa raczej nic nie będzie. Już w ubiegłym roku wyglądało na utopione, co prawda usiłowało jeszcze w maju puszczać na końcach gałązek listki, ale potem przyszła druga, prawie 3-miesięczna fala wody, więc... Ale nie będę uprzedzać faktów, czekam cierpliwie, za kilka tygodni okaże się czy trzeba któreś z drzew typować do ścięcia. Oby jak najmniej. 
O porządkach na rabatkach na razie nie było mowy, bo grunt się jeszcze ugina pod stopami, tu i ówdzie kałuże, główna ścieżka przypomina stojący strumień, a w miejscu po pryzmie kompostowej, z której jesienią wybrałam ziemię, mam... wymarzone oczko wodne na 30 cm głębokie i teraz dla odmiany marzę, żeby woda z niego jak najszybciej opadła - i jak tu dogodzić kobiecie? Generalnie zieleni jeszcze jak na lekarstwo, raczej jesienny szum uschniętych traw dominuje, lecz tu i ówdzie jakieś niewielkie oznaki wiosennego ruchu widać: zakwitły przebiśniegi, krokusy i część żonkili mozolnie wychyla główki z błota, no ale gdzie się podziały tulipany??? Pocieszam się, że może jakieś późniejsze odmiany kupiłam, i że za tydzień lub dwa i one dadzą o sobie znać...  



Hmm... jeden krokusik zakwitł, ale jest tak mikroskopijny, że mój aparat nie mógł na nim złapać ostrości, więc musicie uwierzyć mi na słowo, że to przedstawiciel gatunku...


Cóż było robić - pobieliłam jeszcze raz pnie drzew, a następnie złapałam za sekator, piłę typu lisi ogon i postanowiłam przetrzebić jabłonie. Drzewa owocowe mam stare, ponad 20-letnie, od ok. 10 lat nie były porządnie cięte, no i minionej zimy w domowym zaciszu wymyśliłam sobie, że może po podtopieniach z ubiegłych lat życie im uratuję podcinając porządnie. Przydało by się obniżyć je o ok.1/3, przerzedzić gałęzie, uregulować kształt korony. Pąki na gałązkach są, więc to dobry znak. Drabiny nie dało się przystawić, bo zbyt mokro i pod moim ciężarem mogłaby się niebezpiecznie zapaść w grunt i przechylić, postanowiłam więc działać  "z parteru", korzystając z sekatora z teleskopowymi rączkami. Uporządkowałam więc, jak umiałam, najniżej położone gałęzie, ale po rozprawieniu się z 5 jabłoniami, a właściwie tylko z ich pierwszym, ew. kawałkiem drugiego piętra, miałam serdecznie dosyć - ręce bolą mnie do dziś... Największą zagadką jest dla mnie to, jak ciąć Idarety - z ich konarów wyrasta we wszystkich kierunkach mnóstwo krótkopędów, postarałam się więc jedynie, by było ich mniej. Pozostały jeszcze 2 grusze i 4 śliwy - te to dopiero wyzwanie, bo wysokie! Popatrzyłam na to swoje "dzieło" smutnym wzrokiem, bo efektu prawie nie widać, mimo, że niemal 2-metrowa sterta gałęzi się uzbierała, no i nie mam niestety pomysłu jak się dobrać do tej góry. Czy będę się musiała poddać, przyznając, że to jednak praca dla silnego i zwinnego faceta, a nie dla delikatnej kobitki? Przymierzałam się do kupna pilarki, żeby sobie pracę uprościć, ale gdy wzięłam taką najmniejszą do ręki w markecie i wyobraziłam sobie siebie na drabinowych wysokościach z nią - ciężką i warczącą - to szybko odłożyłam z powrotem na półkę... Może jeszcze coś wymyślę... A może któraś z Was mi coś podpowie?
Na zakończenie pracowitego dnia przycięłam powojnik i przetrzebiłam aronię - do nich przynajmniej nie trzeba się wspinać :) Po czym spakowałam przywiezione krzewy z powrotem do samochodu, bo nie miałam serca wtykać ich w tę ciężką, błotnistą breję (mam nadzieję, że korzenie owinięte w folię wytrzymają jeszcze tydzień lub dwa), po czym wróciłam do domu by rozciągnąć na kanapie swoje obolałe, nie przyzwyczajone jeszcze po zimie do ciężkiej pracy fizycznej ciało i oddać się znów planowaniu i rozmyślaniu, czego to wielkiego nie dokonam za tydzień, bo pogoda szykuje nam się na sobotę, że ho, ho - 17 stopni :) 
A tymczasem jeszcze kilka fotek balkonowych. Bratki to dla mnie symbol rozpoczęcia wiosennego sezonu :) Uwielbiam ich wesołe kolory - wspaniale rozświetlają szarość otoczenia, warto mieć chociaż 1-2 roślinki, jeżeli nie ma miejsca na więcej :) 



W drugiej skrzyneczce natomiast pierwiosnki - wśród nich jeden różyczkowy - kupiłam, bo jeszcze takich nie widziałam, ale coś czuję, że pozostanę wierna tym tradycyjnym, śmiejącym się żółtym środeczkiem.




Gdy przekwitną wędrują na działkę, nie wszystkie się przyjmują, ale poniżej przykład egzemplarza, który rośnie w gruncie co najmniej 10 lat, "okrojony" na skutek kolejnych powodzi, ale trwa i właśnie szykuje się do kwitnienia. Pozdrawiam słonecznie :))



10 komentarzy:

  1. Też posadziłam bratki w ilościach ... ech pokażę i hiacynty wychylaja się i tulipany oczar kwitnie od dwóch tygodni a rododendrony dwa wypadły a czy z azali coś będzie? nie wiem zobaczymy, moze, ale watpliwe
    j

    OdpowiedzUsuń
  2. Rododendrony i azalie - jeżeli to nie były świeżo posadzone rośliny - powinny poradzić sobie dobrze i nie spodziewam się, by nie zakwitły. A co do bratków - czekam na Twoje zdjęcia :) Dziękuję pięknie za odwiedziny i wszystkie Twoje komentarze - jest mi bardzo, bardzo miło :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyta się Twojego posta jak dobrą literaturę. Widzę , że mam trochę zaległości bo chciałabym bardzo od początku.O mirabelkę nie powinnaś się martwić bo to dość odporne drzewa.Ja mam taką chyba conajmniej półwiekową.Z cięciem owocowych też mam problem jak z niczym innym bo oprócz wiedzy jak ciąć, którą teoretycznie opanowałam to jeszcze trzeba wyczucia i zdolności akrobatycznych . Tego ostatniego odczuwam braki.Jest taka piła firmy bosch( nie wiem czy powinnam pisać nazwę firmy ).Jest to właśnie tzw. Lisi ogon i ma akumulatorek. Waży ok.1,5 kg czyli niezbyt dużo. Jedyna wada to ograniczona grubość ciętych gałęzi no i cena.Natomiast fajne ma to ,że ma taki chwytak, który trzyma przyciętą gałąź i ta nie spada sama. Bratki cudne. Uwielbiam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję serdecznie za odwiedziny i ciepłe słowa :) Rada co do piły - bezcenna, zaraz zacznę jej szukać, bo to może w dużej części rozwiązać moje kłopoty. Pozdrawiam i do następnego razu :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety rododendrony były dwa lata temu przesadzane i teraz mają jakby przemarzniete liście takie brązowe a i zawiązki kwaitów jakieś nie takie, a azalie też są brązowe ale może sie uratują, dałam im ziemi i podlewam. Mam dzisiaj kłopot z moim serwerem miałam dać wpis, który się powiesił ale niestety zdjęcia juakoś nie daja się ujawnić, więc czekam do jutra aby się z technikami porozumieć, pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze jest marzec, więc myślę, że trzeba trochę poczekać, aż roślinki ruszą i wówczas okaże się, czy dały sobie radę. Liczę na to, że się odrodzą i będą pięknie rosły. U mojej sąsiadki rododendron był przesadzany jesienią i na razie miewa się dobrze. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak czytam Twoją opowieść o cięciu drzew owocowych, to gratuluję sobie w duszy, że dałam sobie spokój z sadownictwem i poszłam w uprawy typowo leśne:))) Jedynie wiśnie zostawiłam, ale są dość niskie i daję radę:) Ciepłych dni życzę:))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja już tak mam, że "lubię" sobie życie utrudniać ;) Ale nie żałuję, gdy zatapiam zęby w jabłku zerwanym prosto z drzewa, albo gdy częstuję gości kompotem z własnych owoców i słyszę "wow" :)) Dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim niespełnionym marzeniem jest posiadanie sadu pełnego dorodnych jabłoni. Niestety mam tylko namiastkę kilku drzewek :-)
    Piękny i kolorowy jest twój ogród.
    A w kwestii koloru farby w moim salonie nie podpowiem. Niestety nie pamiętam numeru. To kolor Tikurilli z wzornika. Pamiętam, że szukałam takiego koloru, aby przypominał kolor jesiennego mchu. To dosyć ciemna farba.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Fantastyczne kolorowe i bratki i pierwiosnki!.
    Ja też trafiłam na podwójne prymulki i mam białą i fioletową. Zobaczymy jak im będzie w ogrodzie.
    Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń