niedziela, 22 maja 2016

Majowa zieleń i owadzi świat

Kto z nas, czułych  na piękno przyrody, nie zachwyca się majową zielonością ? Z prawdziwą radością przyglądam się przez drzewom pyszniącym się swoją wiosenną szatą, rozciągniętą po horyzont widoczny z mojego domowego okna. Przyglądam się odcieniom i fakturom liści oglądanych z autobusu czy na spacerze. Ale największą przyjemność sprawia mi przebywanie wśród roślin sadzonych własną ręką, które zmieniają się, dorośleją z roku na rok, z tygodnia na tydzień. Nie dziwcie się więc, że kolejny post, to także zaproszenie do wspólnego spaceru po moich włościach :) Minęły dwa tygodnie i niby wszystko takie same, ale wśród tych samych roślin jest coraz więcej życia. Im bardziej ogródek robi się przytulny i zapełniony roślinami, tym więcej w nim różnorakiej, zwłaszcza drobnej fauny. Z przyjemnością poznaję jej kolejnych przedstawicieli, z których najbogaciej reprezentowany jest owadzi świat. I dopóki nie ma w nim nadmiaru komarów, boleśnie kłujących bąków i niebezpiecznych szerszeni (w tym roku z powodzeniem wyłapuję samice szukające miejsca do założenia gniazda w proste pułapki - butelki z sokiem zawieszone na drzewie) - jest pięknie!


To chyba dobry rok dla trzmieli - jest ich wyjątkowo dużo. Uwijają się od wczesnej wiosny pracowicie i jeżeli im człowiek nie przeszkadza, to są zupełnie niegroźne. Przy tym tak zajęte swoją pracą, że stanowią wdzięczny obiekt do fotografowania.


Tegoroczna wiosna jest także wyjątkowo lilakowa, zarówno w mieście, jak i za miastem :) Suche lato odpowiadało im, wytworzyły dużo pąków kwiatowych, a chłodny maj pozwala kwiatom utrzymywać się wyjątkowo długo na krzewach. Do wazonu bardziej nadają się odmiany szlachetne - stoją nawet 5 dni.




Moje małe storczykowo z bliska i z daleka - odrobinę je widać :)




W książkach piszą, że konwalie należy przesadzać w październiku... Moje były przesadzane na początku lipca, bo taka była konieczność chwili. Potem niedoglądane i nie podlewane, pomimo upałów. Nie dość, że przetrwały, to i kwitną jakgdyby nigdy nic :)


Wśród dominującej obecnie zieleni, bieli i fioletów, pojawiają się czasami plamki innych kolorów, jak chociażby tych maczków, które przez lata nie kwitły, ledwo wegetowały, a w tym roku - proszę :)





Za tą rusałką (kratkowiec?) musiałam się nieźle nabiegać. Jest rzadkim gościem w moim ogrodzie, chociaż pokrzyw po kątach nie brakuje. Płochliwa i ruchliwa, nie dawała się łatwo sfotografować. Dopiero po kilku niewyraźnych zdjęciach, złapałam ją jako tako na tawule.





Piękno młodziutkich liści rodgersji urzeka mnie.


Orliki w tym roku słabsze - susza to zrobiła. Ale za to czosnki są z takiego stanu rzeczy zadowolone, kolejne zaczynają kwitnienie.


Na razie można się bez przeszkód rozkoszować przebywaniem w ogrodzie - nic nie gryzie. Ale to nie potrwa prawdopodobnie długo. W czerwcu spodziewam się znowu ataku bąków, przed którymi nie umiem się chronić, a ich ugryzienia nie dość że bolesne, to jeszcze mogą skutkować zakażeniami chorobami i pasożytami. Budzi moją nadzieję fakt, że z roku na rok, gdy drzewa i krzewy większe, klimat mojego ogródka staje się mniej atrakcyjny dla tych krwiopijców, bo nie lubią cienia. Ale może ktoś z Was zna jakiś sposób, jak się chronić przed ugryzieniami tej tzw. muchy końskiej?
Co do komarów zaś, to przeczytałam ostatnio ciekawą informację, że to człowiek jest winny ich nadmiernemu rozwojowi. Porzucane w lasach puszki, butelki są po deszczach świetnym miejscem do składania jaj i rozwoju larw. "W takich warunkach, pozbawione niemal naturalnych wrogów, ich larwy przeżywają prawie w stu procentach. Oprócz tego komarzyca ma naturalny instynkt niepozwalający jej złożyć wszystkich jaj w jednym miejscu. Składa je partiami, co sprawia, że część jej potomstwa przeżywa, nawet gdy woda w jednej starej oponie całkiem wyschnie. Jak obliczono podczas badań nad komarami przeprowadzonych w USA, gdy w Nowym Jorku pojawiła się śmiertelna choroba zwana gorączką zachodniego Nilu, którą przenoszą właśnie komary, w jednej porzuconej w lesie puszcze po piwie może w sezonie wylęgnąć się nawet do 300 komarów!" (Jerzy Wożniak, Ekologiczny ogród)
Kto by pomyślał! To pokazuje, że żadna działalność człowieka nie pozostaje bez wpływu na otaczającą przyrodę i warto mieć to w pamięci.

Dobrego majowego czasu, kochani :)
Doranma

6 komentarzy:

  1. Piękne czosnki :-) z resztą twój ogród piękny, zazdroszczę lilakow nie chca u nas rosnąć, może kiedyś :-) Szlachetne odmiany najpiękniejsze :-)
    Udanych majowych dni

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tu nie kochać wiosny, kiedy obdarza nas tyloma pięknościami, zapachami, kolorami.Przepiękny wiosenny post i wspaniałe zdjęcia.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zauważyłam na jednym z Twoich zdjęć mój ulubiony lilak Meyera Palibin :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas nie ma bąków na szczęście ale komary potrafią skutecznie dokuczyć. Masz Aniu piękne bzy! Wszystko u Ciebie rozkwita wcześniej. Moje maki jeszcze w pąkach ale myślę, że lada moment rozkwitną.
    To był uroczy spacer! Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniała wiosna:) a z tymi komarami to jestem zaskoczona, chociaż jak się zastanowić, to nie raz czytałam ostrzeżenia przed zostawianiem naczyń w ogrodzie - ludzie jakoś nie kojarzą tego jednak ze śmieniami w lesie

    OdpowiedzUsuń