niedziela, 18 kwietnia 2021

Babka orkiszowa z lawendą

 Obiecałam i dziś się podzielę wypróbowanym w minione Święta przepisem, który podbił moje podniebienie. Zapraszam Was znów do Hildegardowej kuchni, skąd zaczerpnęłam przepis na ciasto lawendowe. Po lekkich modyfikacjach wystąpiło ono u mnie w roli babki wielkanocnej ☺ Jeśli lubicie ciastka lawendowe, to i ta babka przypadnie Wam do gustu. Specyficzny smak, trudny do odgadnienia ☺

Składniki:

20 dkg masła

15 dkg cukru trzcinowego lub ksylitolu

4 jajka

20 dkg mąki orkiszowej

1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

2 czubate łyżeczki suszonych kwiatów lawendy (przed pieczeniem zmielone w młynku do kawy)

Masło zmiksowałam z cukrem, następnie dodawałam po jednym 2 żółtka i dwa całe jajka oraz mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia. Na tym etapie można dolać odrobinę mleka np.roślinnego, ale ciasto powinno być dość gęste. W osobnym naczyniu ubiłam na sztywno pianę z 2 jajek, dodałam ją do zmiksowanego ciasta wraz z lawendą i delikatnie wymieszałam łyżką. Gotowe ciasto przełożyłam do formy, którą wcześniej tradycyjnie wysmarowałam masłem i wysypałam tartą bułką. Piekłam ok. 50 minut w 180 stopniach. Babka pięknie wyrosła i w środku długo utrzymywała wilgoć. 

Na pewno nie raz wrócę do tego przepisu, bo rzeczywiście ciasto bardzo mi posmakowało, a jedzenie prawdziwego orkiszu w każdej formie, to zawsze zastrzyk dobrych składników dla organizmu, więc wyrzuty sumienia z powodu słodkości mam mniejsze ☺

Kto by chciał skorzystać z oryginalnego przepisu, to odsyłam do książki "Sw. Hildegarda z Bingen. Po prostu gotuj!"

Pozdrawiam serdecznie i czekam niecierpliwie na możliwość publikowania postów ze zdjęciami. ..

Doranma

środa, 31 marca 2021

Ciasteczka migdałowo-bananowe z bertramem

 Ciężko pisać posty z telefonu. I w dodatku bez zdjęć,  które czekają w aparacie. Ale może lepiej tak, niż wcale? Spróbujmy więc ☺

Wiedzy i doświadczeń w życiu u boku Alzheimera przybywa i wciąż mam z tyłu głowy, że warto się tym dzielić i dalej puszczać w świat.  Najbardziej chcę przekazać przekonanie, że nie warto, nie można się poddać. Niezależnie od tego czy to Alzheimer, zapalenie stawów, czy nowotwór, jeśli przyjmiemy myślenie: babcia chorowała, mama chorowała, to i ja muszę - przegraliśmy. Podjęcie walki nie gwarantuje nam sukcesu, ale przynajmniej nie będziemy niczego żałować. A nasze szanse z każdym dniem rosną. Na wiele chorób zapracowujemy przecież przez całe życie.  Coraz częściej spotykam się z twierdzeniami lekarzy, że złe geny podnoszą ryzyko jedynie o kilka procent. Nie mamy na nie wpływu. Ale mamy wpływ na nasz styl życia.  A dzięki niemu na prawdopodobieństwo, czy choroba się uaktywni, czy nie. Gra warta przysłowiowej świeczki. 

Zmiana nawyków łatwa nie jest. Zależy od naszej determinacji i sprytu. To często walka ze słabościami, brakiem czasu, opiniami otoczenia, pokusami, dziurami w budżecie, zmęczeniem, lenistwem ... Każdy ma swoich przeciwników ☺ Obserwując jednak swoje zdrowie, czy Rodziców,  po zmianach jakie wprowadzałam w naszej codzienności, wciąż utwierdzam się w przekonaniu, że warto. I choć niemal każdego dnia robię coś czego nie powinnam, ulegam jakiejś pokusie, to nie zaprzestaję starań, następnego dnia znów kopię się ze swoimi słabościami i przeciwnościami losu. I do przodu ☺

Czas świętowania jest takim czasem, gdy można całkowicie popłynąć "bo tradycja", "bo przecież to Święta ", "bo coś mi się od życia należy" ... A potem żałować. Można też spróbować poszukać zdrowszych rozwiązań. Ja w tym roku mam trochę więcej czasu, by pobuszować w internecie i po książkach w poszukiwaniu świątecznym wydaniu - zdrowszym i uwzględniajacym potrzeby naszych mózgów. Kilka nowych przepisów sobie wybrałam i będę wypróbowywać, a jeśli przypadną mi do gustu - postaram się podzielić nimi z Wami.

Dziś przepis na banalnie proste ciasteczka bez żadnego słodzidła. Mimo to słodkie ☺

Czego będziemy na nie potrzebowali?

- jeden duży, mocno dojrzały banan,

- 25 dkg mąki migdałowej,

- 2 łyżki roztopionego tłuszczu kokosowego,

- opcjonalnie łyżka mąki kasztanowej,

- pół łyżeczki bertramu,

- pół łyżeczki proszku do pieczenia.

- szczypta cynamonu,

- szczypta soli.

Dwa główne produkty, które robią dla naszego mózgu najlepszą robotę, to migdały i bertram, a gdy do tego jeszcze dołączymy kasztany, będziemy mieli silną trójkę☺

Banana należy rozgnieść widelcem, następnie wymieszać z mąką, tłuszczem i przyprawami. Wstawić na godzinę do lodówki. Kolejny krok - nabieranie ciasta małą łyżeczką i toczenie w rękach kulek wielkości Rafaello. Kulki układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, spłaszczamy łyżką i na środku każdego ciasteczka kładziemy połówkę migdała lub orzecha laskowego, lub włoskiego. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 170 stopni, pieczemy 10-12 minut. Jeśli dobrze wyczujemy moment, to ciasteczka powinny mieć leciutko chrupiącą otoczkę a środek miękki i wilgotny. Z porcji wychodzi 20-25 sztuk. 

Żałuję, że nie mogę Wam pokazać zdjęć,  ale może ktoś się skusi i je upiecze?☺

Pozdrawiam przedświątecznie

Doranma

poniedziałek, 20 lipca 2020

Co na obiad?

Kuchnia dla seniora rządzi się swoimi prawami. Powinna zawierać dużo warzyw, mało mięs i nabiału, być lekkostrawna, konsystencja potraw najlepiej papkowata ... Z drugiej zaś strony rządzą nią przyzwyczajenia smakowe i wzrokowe seniorów. Trudno wprowadzać do niej nowe dania mówiąc o nich wprost, że są po prostu zdrowe, że poprawiają krążenie, pamięć, obniżają cukier... Prowadzenie takiej kuchni, to wyzwanie, w którym wiedzę o zalecanych produktach trzeba pogodzić z niechęcią do nowości. To ciągłe poszukiwanie nie tylko informacji o tym, co włożyć na talerz, ale i pomysłów, jak to zrobić, by senior zechciał łaskawie spożyć i bardzo nie narzekał. Kuchenna ekwilibrystyka ;)

Najczęściej więc staram się po prostu ukrywać zdrowe składniki w tym, co seniorzy znają, podawać dania, które wyglądają, jak te, do których przywykli w swoim życiu. Lub ostatecznie proponować je na słodko ;)
Dziś chcę się podzielić dość udanym, moim zdaniem, miksem starego ze zdrowym w postaci klopsów. Jakie mają one zalety? Są miękkie :) A to jest bardzo ważne, biorąc pod uwagę słabsze możliwości przeżuwania i osłabione funkcje trawienne przewodu pokarmowego. Zmielone, zmiksowane dania są bardziej przyjazne dla żołądka. Do przygotowania tych klopsów wybieram mięso indyka, które podobno zawiera składnik wpływający na poprawę nastroju. Dorzucam zmielone migdały (kolejny sposób na wykorzystanie wiórków z domowego mleka migdałowego) lub orzechy włoskie - nie widać, w tej formie nie są twarde, a swoją dobrą robotę dla mózgu robią. Do tego jarmuż, natka pietruszki lub pokrzywa - zielone warzywa są bardzo polecane w diecie osób z demencją. No i różne dobroczynne przyprawy. A! I jeszcze takie cenne dodatki, jak orkisz i warzywa korzeniowe :) Przekonałam troszeczkę? No to zabieramy się do roboty :) Uprzedzam, u mnie wszystko jest na oko, więc proporcje musicie dostosować do swoim upodobań

Klopsiki z jarmużem, pokrzywą i natką pietruszki

Składniki:
- mielone mięso z uda indyka 40 dkg
- ok. szklanki zieleniny (jarmużu lub pokrzywy), bez upychania - po sparzeniu bardzo ubywa,
- 2 duże łyżki zmielonych migdałów lub orzechów włoskich
- bułka tarta orkiszowa
- mleko migdałowe (najlepiej domowe),
- 1 jajko,
- przyprawy: bertram, galgant, dyptam (szczypta, bo jest bardzo gorzki, więc trzeba uważać, by nie zepsuć smaku potrawy), sól, pieprz

Klopsy przygotowuję zawsze wtedy, gdy gotuję też rosół. Gdy ten jest już ugotowany i doprawiony, wlewam do garnka z szerokim dnem 3-4 łyżki wazowe. Zagotowuję.

Liście jarmużu (bez twardych nerwów) lub pokrzywy parzę wrzątkiem, wylewam na sito, a gdy przestygną drobniutko kroję. Mięso wyrabiam łyżką, dodając wszystkie składniki. Bułkę i mleko naprawdę daję na oko, staram się jednak, by wyrabiana masa była dość luźna, wówczas klopsiki będą miękkie po ugotowaniu. Przyprawiam też na oko. Wolę nie dosolić, niż ryzykować zakażeniem. Zawsze można później mocniej doprawić sos.

Zdjęcia bardzo robocze, robione telefonem, bo tak wczoraj w czasie przygotowywania klopsów pomyślałam, że nie ma co odkładać tego posta wciąż na później ... Czasu nie przybędzie, fotografuję bez upiększeń i komponowania, w biegu. 


Kolejny krok, to formowanie pulpetów, które obtaczam w mące orkiszowej i wkładam do garnka z gotującym się rosołem. Gotuję pod przykryciem ok. 15 minut, następnie przewracam na drugą stronę. Mogą przywierać do dna. Jak widać, nie są całe zanurzone w rosole.


Ostatni etap to starcie na grubych oczkach warzyw korzeniowych z rosołu. Ugotowaną cebulę rozgniatam i też dodaję. Sw. Hildegarda bardzo ją ceniła, ale właśnie ugotowaną.
Są różne zdania na ten temat. Spotkałam się z twierdzeniem, że mięso i jarzyny z rosołu nie nadają się już do niczego i należy je wyrzucić. Ja jednak staram się bardzo, by nie wyrzucać jedzenia i znaleźć zawsze sposób na zagospodarowanie. Jeden z nich, to właśnie dodatek do klopsików. Innym razem wykorzystuję do pasztetu lub naleśników, ewentualnie kroję sałatkę jarzynową. Można je też zmiksować i podać jako sos do mięsa.


Jeśli trzeba, dolewam wody. Próbuję sos, dosalam w miarę potrzeby. Posypuję natką pietruszki. Tak przygotowane klopsiki czekają na odgrzanie przez kilka kolejnych dni. Są bardzo dobrym pretekstem, by na obiad podać kaszę, gryczaną lub orkiszową, zdrowszą niż ziemniaki (psiankowate!), odżywczą i poprawiającą perystaltykę jelit. 


Niestety wczoraj nie zdążyłam, dopiero dziś ją ugotuję. Żegnam się więc z Wami i biegnę do moich Seniorów.

Dajcie znać, jeśli kogoś ten przepis zainspiruje do wprowadzenia jakiejś choć drobnej zmiany w swojej kuchni. Będę wdzięczna za informację zwrotną :)

Doranma