I nadszedł ten dzień - pierwsza niedziela Adwentu :) Zupełnie nie wiem, dlaczego w tym roku bardzo cieszę się na ten czas. I bardzo mi zależy, by tym razem go nie zmarnować. Aby przeżyć świadomie dzień po dniu, CZEKAJĄC :)
Od kilku lat tak się jakoś wszystko układało w okresie przedświątecznym, że gdy zaświeciła Pierwsza Gwiazdka, miałam poczucie, że zupełnie nie jestem do tej chwili, do tego wydarzenia przygotowana tak, jakbym chciała. I tym razem wiem, że nie zdołam zrobić wszystkiego - daleko mi do "perfekcyjnej pani domu" ;) Już zaczęły się pojawiać na horyzoncie komplikacje, które chcą mi odebrać cenne adwentowe godziny, pokrzyżować plany. Natomiast postaram się nie odpuścić, nie stracić z oczu jednego - przygotowania duchowego. Tym bardziej, że z komercyjnych świąt ten aspekt został już niestety usunięty.
Na dzisiaj miałam zaplanowane zrobienie kalendarza adwentowego - urzeka mnie ta tradycja i wspaniałe kalendarze, które oglądam na Waszych blogach. Zapragnęłam mieć swój. Od jakiegoś czasu znosiłam do domu akcesoria, by go wykonać, a dziś... musiałam zmienić plan ;) Być może jeszcze kalendarz powstanie z małym poślizgiem. Być może zamiast tego ściennego powstanie kalendarz wirtualny?
Póki co, wieczór uprzyjemnia mi światło pierwszej adwentowej świecy. A ja, gdy dzień powoli się kończy, wolę przeznaczyć te ostatnie wieczorne minuty na podzielenie się z Wami krótkim opowiadaniem. Pomogło mi ono przypomnieć sobie, że adwent, to nie tylko oczekiwanie na radosne, rodzinne świętowanie, to nie tylko czas oczekiwania na Narodzenie Jezusa. To jest także czas, w którym, my chrześcijanie, mamy sobie uświadamiać potrzebę bycia przygotowanym na spotkanie z Nim. Kiedy? Tego nie wiemy, dlatego tym bardziej zawsze mamy starać się być gotowi.
" Przed laty, pewien młody człowiek, namalował mi obraz. W swej malarskiej wizji przedstawił zagładę naszej planety. Wstrząsający obraz! Gdzieś w dali płoną miasta bogatych. Ziemia rozstępuje się tworząc wielką szczelinę. W ciszy pełnej grozy, czterech chudych mężczyzn niesie trumnę z miasta bogatych. Przechodzą obok ubogich chat, w kierunku powstałej szczeliny. Na prawo płacze rozpacz-kobieta siedząca w kucki, unosząc kikuty rąk ku niebu. W centrum obrazu stoi ułuda nadziei: kwiat, którego łodyga jest mocno okaleczona. Umiera ostatni kwiat.
Skonsternowani, wlepiamy wzrok w ruiny naszego świata. Jeżeli nasze serce jeszcze potrafi uwierzyć w światło i w miłość człowieka do człowieka, kwiat może ozdrowieć. Brakująca część łodygi może odrosnąć. Albowiem tam, gdzie rozkwita jeden kwiat, pewnego dnia mogą zakwitnąć ich tysiące." (Phil Bosmans)
Kiedy rozmyślałam nad tym, co włożyć do kalendarzowych kieszonek na każdy dzień, jakie teksty wybrać, przyszła mi do głowy myśl, że nie wystarczy w tym czasie tylko czerpać dla siebie, np. wczytując się w budujące, krzepiące słowa. Trzeba także dać coś z siebie innym. Pomyślałam, że czekając, każdego dnia włożę też do mojego osobistego kalendarza jakiś dobry uczynek, coś czego wcześniej nie planowałam, jakiś drobiazg, do zrobienia którego będę się jednak musiała nagiąć, nieco przymusić, pokonując lenistwo i różne "przeciw", które w takich sytuacjach zawsze się pojawiają. Co to będzie? Nie wiem dokładnie. Może dawno odkładany telefon do kogoś, kto na niego czeka już zbyt długo? Może modlitwa lub jałmużna? Pomyślałam, że jeżeli będę miała oczy i uszy szeroko otwarte, to Świat sam upomni się o to, czego ode mnie oczekuje. I nie myliłam się :) Dostałam dziś pierwsze zaproszenie, pierwszą okazję do uczynienia czegoś pożytecznego. To mnie umacnia w postanowieniu i pokazuje, że nie o dekoracje przede wszystkim w tym czasie chodzi :)
A czy Wy macie swoje adwentowe kalendarze? A może swoje adwentowe postanowienia? Będę bardzo wdzięczna, jeżeli zechcecie się niektórymi z nich podzielić - taka wymiana myśli zawsze jest niezwykle inspirująca :)
Wszystkim Odwiedzającym życzę dobrego adwentowego czasu, pełnego nadziei i radości oczekiwania.
A za pozostawiane komentarze serdecznie dziękuję i ślę uściski :)
Doranma