niedziela, 15 września 2013

W lesie i pod lasem

Ręka do góry, kto nie uczestniczył w dzisiejszym, ew. wczorajszym pospolitym ruszeniu na grzyby? Jedną dłoń widzę, o tam jeszcze drugą... nie, to chyba niemożliwe ;) Polskie lasy przeżyły w miniony weekend oblężenie - od samochodów, "ludziów" i grzybów było gęsto :))) Lecz niestety nie uwieczniłam. Mogę tylko powspominać spacer sprzed tygodnia. Co prawda nie obfitował w grzyby, lecz też był piękny.






Zdjęcia podgrzybków są autorstwa Ani, która uczestniczyła w spacerze :)


A to już pod lasem, czyli w moim małym "gospodarstwie" - owoce kaliny, które w tym roku wywołują pytania i podziw niemal wszystkich osób, które mnie odwiedzają. O poranku ozdobione dodatkowo kroplami rosy lub nocnego deszczu. 


Maleńki ślimaczek też próbuje zdobić, udając broszkę ;) Kto go dostrzegł poniżej?


Nie spotykam kaliny koralowej w ogrodach, a szkoda. Moja własna jest wynikiem pomyłki, jak się okazuje szczęśliwej. Kupiłam ją w przekonaniu, że jest to odmiana Roseum. Jakże byłam rozczarowana, gdy zobaczyłam pierwsze kwiatki - nie były kuliste, lecz płaskie. Jednak spektakl nasycającego się stopniowo koloru, jaki nam prezentuje od dwóch miesięcy, wynagradza skromniejsze kwitnienie. Poniżej cały krzew na rabacie - przycinam go po kwitnieniu, tuż nad zawiązkami owoców, aby nie rozrósł się nadmiernie.


Mijając kalinę i skręcając w lewo, dojdziemy do krzewów jeżyn, które splotły się w tym roku w silnym uścisku z dynią Hokkaido. Jak widać nie przeszkadza im to w hojnym obdarzaniu nas owocami.




 Pomidorki koktajlowe  w tym roku poszalały, tworząc zaskakujący busz. Sadzone w bardzo niesprzyjających warunkach, bo w błoto, nadrobiły z nawiązką wiosenne zaległości, rosną, kwitną i owocują na potęgę. Jedynie niepokoję się, czy jesień będzie dostatecznie długa i ciepła, aby zdążyły dojrzeć.
Oto mój rekordzista, wsadzony koło winorośli, bo akurat był tam skrawek wolnego i suchszego miejsca - jak widać zdominował krzew winorośli, około miesiąca temu sięgnął dachu i nadal rośnie, teraz już raczej na boki. Nie mogę się doczekać, aż przyozdobią go żółte owoce w kształcie małych gruszeczek :)


Sobotę mieliśmy pochmurną, lecz dziś niebo się wypogodziło i zaświeciło słońce. Moje maleńkie wrzosowe poletko, założone u stóp borówek amerykańskich, nabrało barw... jesiennych :)





Również zimowitom były potrzebne ciepłe promyki, aby otworzyły swoje urokliwe kwiaty. Gdy zakwitają, nie mam już złudzeń - nastała jesień. Na razie pokazuje swoje piękniejsze oblicze - oby jak najdłużej!



Nie tylko ja wykorzystałam ciepły dzień na zbieranie plonów i prace ogrodowe - bączki uwijały się głośno wśród kwiatów zbierając zapasy do swoich spiżarni. W owadzim świecie było dziś głośniej, niż wiosną.


Kocia rodzinka - mama i trzy kocięta - opuściły sąsiedzki namiot, gdzie mają sypialnię i jadalnię, i przyszły pod moją leszczynę, by korzystając z bliskiej kryjówki wśród liści, dającej im bezpieczne schronienie w razie zbliżania się jakiegoś intruza (czyli np. mnie), pozostały czas grzać się i harcować na słońcu. Poniżej jedno z kociąt pod czujnym okiem mamy ukrytej w cieniu. Kociaki są tak zwinne i szybkie, że naprawdę trudno je sfotografować "w akcji". A ich zabaw z podrzucaniem złapanej nornicy nawet nie usiłowałam dokumentować ;)


Sfotografować rozbawionego kota można tylko, gdy się czai do skoku, chwilę potem znika z zasięgu obiektywu ;)



To był błogi dzień :) Oby nadchodzący tydzień również przyniósł nam wiele miłych chwil. 
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających :)

niedziela, 1 września 2013

Ogrodnicze świętowanie w Warszawie, czyli o wystawie "Zieleń to życie" po raz kolejny



Trzeci i ostatni dzień wystawy "Zieleń to życie" rozpoczął się w strugach deszczu. Aura taka, moim zdaniem, sprzyjała spędzeniu dnia pod dachem hal EXPO - nie miałam dylematu, gdzie jechać, czy na wystawę, czy jednak do pracy na działce. Wybór był prosty i bardzo się z niego cieszę, bo przyznaję, że po 5 godzinach spędzonych na wystawie odczuwam nadal niedosyt :) W tym roku chciałam nie tylko zwiedzić samą wystawę i towarzyszący kiermasz, ale także wysłuchać niektórych prelekcji. Zacznijmy jednak od spaceru po zielonych wnętrzach.


W holu można było obejrzeć zwycięzców konkursu roślinnego. Medal brązowy należy do clematisa Kaiser ze Szkółki Sz. Marczyński, W. Piotrowski. To niewysoka roślina, osiągająca 1-2 metry, o wspaniałych, pełnych kwiatach.



Srebro przypadło w udziale magnolii Genie. Zachwyciły mnie jej  kwiaty, w pąku niemal kuliste, o ciekawej, nasyconej barwie. Zobaczcie sami, czyż nie piękna?





Okazuje się, że nasza miłość do róż nie przemija, co potwierdziło jury przyznając złoto przedstawicielce tego gatunku. Nagrodzono odmianę Anisade. To róża wielokwiatowa, pąk jest w wesołym, zdecydowanym odcieniu żółtego, natomiast po rozwinięciu płatki jaśnieją, ułożone są dość nietypowo tworząc "rozczochraną" główkę. I co najważniejsze - ta róża pachnie!




Mam wrażenie, że tegoroczne hale zdominowały drzewa i krzewy, ale może to tylko ja zwracałam na nie większą, niż zwykle, uwagę :) Nie było może wyjątkowo oryginalnych stoisk wystawców, ale większość była po prostu bardzo ładna, malownicza, miła dla oka. Popatrzmy:





Sfotografowałam chyba wszystkie modrzewie pendula, jakie pokazano. Zawsze uważałam, że tego typu drzewko trzeba wyeksponować jako soliter, podsadzone niską roślinnością, np. wrzosami, najlepiej z kontrastującym tłem ścian lub drzew. Okazuje się jednak, że te urocze modrzewie, nawet otoczone ciasno poprzez inne drzewa i krzewy, nadal stanowią w kompozycji dominujący akcent. A że mój własny modrzew stoi już drugi miesiąc na balkonie, bo nie mogę się zdecydować gdzie go posadzić, to powyższe przykłady okazały się dla mnie inspirujące i pomocne.



Kilku wystawców prezentowało bardzo ciekawie strzyżone drzewa liściaste - korony prowadzone są tak, by tworzyły prostopadłościan lub płaski ekran. Takie formy były też obecne na tegorocznej wystawie w Chelsea.






Zdjęcie tej ławeczki rozwiązało mój inny ogrodniczy dylemat - obsadzić miejsce do dumania różami, czy zaciszną ścianką z iglaków? No to mam odpowiedź - już się widzę w tej zielonej niszy z książką i filiżanką kawy :)



Oprócz drzewek były też oczywiście kwiaty :) Na przykład w tym urokliwym wiejskim ogródku:


Dominowały piękne odmiany hortensji.




Szczególnie ciekawie prezentowała się hortensja ogrodowa Magical Noblesse o dużych i silnych, biało-zielonych kwiatostanach.


Nie tylko zieleń działała relaksacyjnie - można było również posłuchać szumu wody.



Wyobrazić sobie szum traw ;)



Sądzicie, że w tych warunkach powstrzymałam się od robienia zakupów? Nic z tego! Mówiłam, pisałam, że nie będę więcej sadzić tulipanów, gdy okazało się, że kilkadziesiąt zakupionych podczas ubiegłorocznej wystawy cebulek przepadło (winowajca: woda lub gryzonie, lub jedno i drugie)? Niepoprawna optymistka - kupiłam następne :) Tym razem skupiłam się na strzępiastych i papuzich, które zachwyciły mnie podczas wiosennej wystawy tulipanów w Wilanowie. Kupiłam po kilka cebul dwóch odmian. Ale potem w innym stoisku były jeszcze takie ładne zielono-białe, więc musiałam je nabyć ;)
Wzbogaciłam też swoją tworzącą się kolekcję róż - tym razem z niemieckiej szkółki: Garden Queen, Kronenbourg i Waltz Time. I co z tego, że wzięłam określoną kwotę pieniędzy oraz pojechałam autobusem, by zbyt dużo nie kupić? Skoro przecież można wrócić do domu, zostawić zakupy i pojechać po następne :) A w tej drugiej turze wrócił ze mną do domu m.in. rododendron, który zdobił stoisko - wolno rosnąca polska odmiana Władysław Łokietek, o której można poczytać tutaj. No a potem, to już nie byłam w stanie nic więcej unieść ;)
Robienie zakupów bezpośrednio od wystawców zdecydowanie bardziej się opłaca, niż na towarzyszącym kiermaszu, gdzie ceny, nawet jak na Warszawę, są wysokie. Natomiast ze stoiska dostaniemy roślinę zdrową (wszak szkółka chwali się tym co ma najlepszego :)) i często w bardzo atrakcyjnej cenie (np. jedna z róż za 4 zł). Dlatego na kolejne edycje wystawy też będę się wybierała ostatniego dnia.

Żeby Wam nie było smutno, że nie byłyście, mam malutki prezent - sadzonkę kosodrzewiny Pumilio, pochodzącą wprost z jednego ze stoisk :)


Kto ma ochotę na to maleństwo, proszę o pozostawienie informacji w komentarzu pod postem - losowanie 7 września wieczorem :)

A na zakończenie jeszcze kilka myśli zaczerpniętych z prelekcji "Ogród zgodny z naturą - owocowym rajem" pana Aleksandra Wąsikowskiego. Wystąpienie bardzo ciekawe, ale też i niezwykle krótkie (30 min.), jak na tak obszerny temat. Jestem przekonana, że p. Wąsikowski miałby jeszcze wiele ważnych wiadomości i własnych obserwacji do przekazania. Przeważnie były to kwestie znane, lecz przedstawione w sposób uporządkowany, nierzadko dowcipny, poparty doświadczeniem, dlatego wartościowe. Prelegent rozpoczął od przedstawienia łańcucha zdarzeń: jak wycinka lasów wpływa na powstawanie ekstremalnych zjawisk przyrody, jakie powiązania ma chemizacja rolnictwa i produktów żywnościowych z rozwojem chorób cywilizacyjnych: cukrzycy, alergii, nowotworów itd. Następnie przeszedł do omówienia warunków koniecznych do założenia ogrodu ekologicznego: 
- lokalizacja z dala od dróg komunikacyjnych, wytwórni, ścieków, monokulturowych pól produkcji rolniczej, 
- poziom wód gruntowych nie przekraczający 1 metra (aj, aj!);
- doprowadzenie podłoża do odpowiedniej kwasowości - 6,5 pH (w środowisku kwaśnym rośliny pobierają więcej metali ciężkich),
- przygotowanie terenu poprzez zniszczenie chwastów licznymi uprawkami,
- stosowanie nawozów zielonych, obornika i kompostu.
Najwięcej czasu zajęła prezentacja gatunków fauny wspierającej wysiłki ogrodnika i przykładów wykorzystania walki biologicznej. Dobrze jest uświadomić sobie, że lista tych sprzymierzeńców, zwłaszcza owadów, jest naprawdę długa. A gdy p. Wąsikowski zobrazował na liczbach z jaką masą stworzeń mamy do czynienia, to faktycznie człowiek nabiera jeszcze większego szacunku do otaczającego go stworzenia. Pewnie słyszałyście, ale warto sobie przypomnieć o wyliczeniach badaczy: gdyby mszyce zostawić same sobie i pozwolić im się rozmnażać, to w ciągu jednego sezonu pokryłyby kulę ziemską warstwą 40 cm !!!
Dlatego tak ważne są pożyteczne owady, np. jeden skorek zjada w ciągu swojego życia 22 tys. larw przędziorków - ładny wynik, prawda? Jak to dowcipnie ujął mówca: "jest jedno wielkie żarcie szkodników" :) Zadanie więc dla nas na tę jesień - rozejrzyjmy się po swoich ogrodach, czy możemy zrobić jeszcze coś, aby przyciągnąć do nich więcej organizmów pożytecznych :) Dzielmy się swoimi doświadczeniami i pomysłami! Możemy też skorzystać z podpowiedzi p.Wąsikowskiego: nie wygrabiajmy jesienią liści spod drzew i spośród bylin, by owady pożyteczne miały gdzie zimować; siejmy facelię, grykę, gorczycę, lubczyk i inne selerowate (zostawmy je na drugi sezon, by zakwitły - to dla muchówek); zakładajmy budki dla ptaków i coraz popularniejsze domki dla owadów. Nie stosujmy herbicydów! I nie ufajmy ślepo reklamie, zachowajmy rozsądek. Tak popularny Roundup jest bardzo trującym herbicydem, niszczy nie tylko chwasty, ale także jaszczurki i żaby! I jeszcze zdanie usłyszane w kuluarach: "Najlepszy herbicyd, to nie Roundup, lecz motyka". I niech to stanie się naszym motto na całe nasze ogrodowanie, duże czy małe :)

Dobrego tygodnia wszystkim życzę. Niech przyroda wspiera nasze wysiłki słońcem i deszczem, a my wspierajmy ją przynajmniej nie szkodząc :) Pozdrawiam :)