środa, 24 kwietnia 2013

Spóźniona?

Ktoś się spóźnił, na pewno, tylko kto? Najpierw wszyscy myśleli, że to ona - wiosna. W miniony weekend, gdy nareszcie dane mi było rozpocząć wyczekany, wytęskniony sezon działkowy, doszłam do wniosku, że to ja się spóźniłam. Tylko nie rozumiem wcale, jak to się mogło stać? Bo jeszcze tydzień wcześniej odebrałam rozpaczliwy telefon od sąsiadki: nie jedź! zakopaliśmy się w błocie, a śnieg do pół łydki leży i woda spływa z pól! No to potulnie nie pojechałam, ale gdy przez kolejny tydzień świeciło słoneczko i wiał lekki wietrzyk, to pomyślałam - spróbuję i pojechałam. A tam co? Zamiast krokusowej łąki, którą sobie wymarzyłam i jesienią  zasadziłam... zielona trawa, a po kwiatkach tylko ślad. Piękna i owszem, ale bez krokusów.No nie, przyznać muszę, że został jeden, zlitował się i poczekał na mnie :)  Zamiast białych przebiśniegów zielone szczoty ich liści. No to jak - chyba ja się spóźniłam, prawda?
I na tym zakończę moje pseudo- narzekanie. To nic, że na przebiśniegi i krokusy trzeba będzie poczekać kolejny rok, skoro poza tym DZIEJE SIĘ :))) Robi się zielono, tu i ówdzie kolorowo, odrastająca świeża trawa wygląda niczym perski dywan w nietypowym dla perskich wyrobów kolorze :) No to przejdźmy się razem kawałeczek wśród tych świeżaczków :)


Pierwsze skrzypce pod względem kolorystycznym zagrał pierwiosnek ząbkowany, kupiony w ubiegłym roku. Sama byłam zaskoczona, że zdecydowałam się na tak intensywną barwę. Ale wiosną nie ma brzydkich  kolorów, niewłaściwych zestawień - wszystko cieszy oczy :)


Na szczęście mocny róż dobrze się skomponował z rosnącą tuż obok błękitną kępką przylaszczek. Kawałek dalej też niebiesko-różowo, zresztą sama natura podpowiada ten duet kolorystyczny w ciekawych kwiatkach miodunki. Przyznaję, że kupowałam tę roślinkę ze względu na urodę jej biało nakrapianych liści, jednak z czasem co raz bardziej doceniam to wiosenne kwitnienie oraz fakt, że dość długo kwiatki utrzymują się w wazonie.


A to właśnie krokusik, jedyny, który zaczekał by się ze mną przywitać. Spójrzcie na żyłki koloru na płatkach - czyż nie piękne? Wiem... to było pytanie retoryczne :)

 
I jeszcze trochę mocniejszych niebieskości - pierwiosnek kupiony lata temu, który się nie poddał, nie zmarzł, nie utopił i niezmordowanie kwitnie oraz hiacynty - kupione zeszłej zimy do dekoracji mieszkania, jesienią cebulki trafiły do ogrodu, ale nie miały już teraz siły by wydać ponownie dorodne kwiaty, za to jak pachną!


A skoro o niebieskim mowa, to i w niebo warto spojrzeć - tym razem poprzez gałęzie magnolii ozdobionej puchatymi pączkami kwiatowymi. Niestety, magnolia, ogałaca się od dołu, co roku usychają kolejne piętra gałęzi, drzewo robi się wyższe i wyższe, i obecnie do kwiatów mam już bardzo daleko, do sfotografowania konieczny był zoom. Ale cieszę się, że są pąki, bo to daje mi nadzieję, że magnolia przetrwała, pomimo marnego wyglądu minionego lata.


A pod magnolią żółto za sprawą miniaturowych żonkili - to też zimowy nabytek sprzed kilku lat w małej doniczce. Kępka z roku na rok rozrasta się co raz bardziej, nie ruszam jej, nie dzielę, a ma się bardzo dobrze. Co więcej okazuje się, że te żonkile są odporne na nadmiar wilgoci - bardzo dobrze sobie radzą pomimo ciężkiej gleby i minionych powodzi. Na zdjęciach widać jeszcze pozimowy nieporządek, bo zaczęłam pobyt od fotografowania, ale słowo daję, że gdy wyjeżdżałam, to rabaty wyglądały już dużo lepiej :)


W innym miejscu też słonecznie - z ciepłych promieni korzysta biedronka przysiadłszy na bukszpanowym listku.

W warzywniku na razie tylko mięta, melisa, szczypiorek i szczaw rozpoczęły wzrost, ale coś mi się wydaje, że z tych listków za kilka dni będzie pierwsza wiosenna zupka :)  A na prawym zdjęciu lubczyk koło serduszki okazałej - czy ktoś zgodnie kto jest kto?


 Po powrocie wdycham wiosnę nadal dzięki pierwszemu bukiecikowi z własnego ogródka ułożonemu w sosjerce - nie jest tak urodziwy jak ubiegłoroczny, ale za to jaki pachnący!


Żadnych strat w roślinach nie zauważyłam. No, oprócz tego, że nornice zrobiły sobie wśród posadzonych jesienią tulipanów stołówkę - z kilkudziesięciu sztuk zostały raptem cztery. Natomiast mam wrażenie, że zima, choć bardzo długa, to jednak była dla roślin łaskawa dzięki temu, że była też bardzo śnieżna. Kwiaty i krzewy przetrwały ją w bardzo dobrej formie. Nawet jeżyny, których nie zdążyłam zdjąć z rusztowania, i które od kilku lat mi przemarzały, w tym roku mają już zielone pąki na łodygach, więc wygląda na to, że będziemy zbierać ich owoce :) Jedynie poważne obawy budzi we mnie stan jabłoni, zwłaszcza antonówki, ale jeszcze nie tracę całkiem nadziei.
Przyroda bardzo szybko nadrabia opóźnione nadejście wiosny, a jeżeli jeszcze bzy zdążą zakwitnąć na 1 maja, to będzie oznaczało, że wszystko wróciło do normy :)


Dzisiejszego wieczoru zaczęłam nadrabiać troszkę blogowe zaległości zaglądając do Was - ileż wszędzie wiosennych barw :) Zachęcona Waszym przykładem postanowiłam jeszcze przed snem zaopiekować się moimi bratkami, które od tygodnia czekają na posadzenie, bo ja wciąż nie mam czasu... 





Dziękuję za Wasze odwiedziny, witam serdecznie nowe obserwatorki, a wszystkich bardzo ciepło pozdrawiam i życzę kolejnego pięknego weekendu - niech wiosna nas trochę porozpieszcza :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Słonecznie :) i jajecznie konkursowo


Zacznę od końca, czyli od tego, że dzisiaj obudziło mnie słońce :) Nareszcie, po tylu tygodniach szarości, zrobiło się jasno, złoto, pięknie. Zadziwiające jak bardzo wpłynęło to na natychmiastową poprawę nastroju:)  W moim domowym ogrodzie - powstałym z przymusu, bo zakupione miesiąc temu rośliny żyją swoim rytmem  i w nosie mają to, że na dworze mróz, więc trzeba je było posadzić do doniczek - istne szaleństwo. Wystarczył jeden jaśniejszy dzień, by migdałek i magnolia rozchyliły swoje pąki, a jedna z róż też już zaczęła szykować się powoli do kwitnienia! Rozpoczęłam więc dziś ich hartowanie - na dzień całą menażerię wynoszę na balkon, na noc zabieram do domu, bo jeszcze nadal będą przymrozki.





Jakże to miła odmiana po całym tygodniu śnieżnych opadów. Minione Święta na pewno zapamiętamy na całe życie, chociażby z racji bajkowych scenerii za oknem. Zachowałam kartę z grudniowego kalendarza ze zbiorem ludowych przysłów. Robiąc wiosenne porządki natknęłam się na nią i przeczytałam:

"Gdy w Boże Narodzenie pola są zielone, na Wielkanoc będą śniegiem przywalone".

 No i co? Sprawdziło się, prawda? Tak więc tegoroczna zima na wiosnę  nie jest niczym nowym na tym świecie, skoro ukuto na jej temat przysłowie :) Ale już naprawdę mogłaby pójść sobie na północ i nie wracać aż do grudnia. Obiecywałam, że nie będę robiła więcej zimowych zdjęć w tym sezonie, jednak nie wytrzymałam - śnieg był tak czysty, puszysty, tak pięknie się prezentował na drzewach, że musiałam to uwiecznić. Oto śnieżny Lany Poniedziałek Anno Domini 2013 :)




I nie myślcie, że poszłam do parku robić zdjęcia - to środek osiedla między blokami, jednak czapy śniegu były tak duże, że doskonale maskowały niechciane widoki.





Po przyjściu do domu kawa pita z ulubionych, pamiątkowych filiżanek, wyjmowanych tylko w Święta, smakowała podwójnie dobrze :)











 Uległam w tym roku modzie i komercji, i obok tradycyjnej palmy oraz baranka ze Święconką, pokusiłam się o próbę wykonania decoupagowych pisanek - toporne strasznie, nie będzie to moja ulubiona robótka ręczna - oraz wejście w posiadanie swojego własnego zajączka, a raczej dwóch, których zadaniem było obrączkowanie serwetek.


Prym wiodły oczywiście jajka, przepiórcze i zielononóżkowe. Zużyłam ich w tym roku wyjątkowo dużo, nie tylko w tradycyjnej formie, czyli na twardo i do ciast, ale stały się podstawą także domowego majonezu i ajerkoniaku, a przepisami zaraz się z Wami podzielę, bo i poza okresem świątecznym mogą być przydatne.


Dietetyczny (?) ajerkoniak z mleka koziego z fruktozą:
- 4 zółtka,
- 200 ml spirytusu,
- 1/2 szkl. fruktozy (ew. można trochę więcej),
- 400 ml mleka koziego,
- utłuczona wanilia lub aromat waniliowy.
Żółtka miksujemy z fruktozą, dodajemy mleko,  a na końcu alkohol, jeszcze trochę miksujemy, wlewamy do butelki i wstawiamy do lodówki. Niestety, z tymi składnikami ajerkoniak nie zgęstniał, ale w smaku jest tak samo dobry, jak ten zrobiony tradycyjnie, czyli w powyższym przepisie fruktozę należy zastąpić szklanką cukru, a mleko kozie puszką mleka skondensowanego - pod wpływem chłodu zamieni się w gęsty krem :)



 Czy czytałyście kiedyś skład majonezu podany na etykiecie sklepowych produktów? Polecam, ciekawa i dość długa lektura... A tymczasem, by mieć naturalny, a więc nieco zdrowszy majonez i wiedzieć, co się je, wystarczy kilka minut pracy miksera i kilka składników. Z podanych proporcji wychodzi niecała szklanka majonezu, można go przechowywać w lodówce przez kilka dni.

Domowy majonez:
- 1 żółtko (ja użyłam jednego całego - czyli z białkiem - jajeczka przepiórczego),
- 1 łyżeczka musztardy,
- ok.1 łyżeczki soku z cytryny,
- sól i mielony pieprz,
- 150 ml oleju (używam rzepakowego lub z pestek winogrom, z oliwą z oliwek wyszedł mi kiedyś gorzki, więc już nie próbuję)
Składniki powinny być w tej samej pokojowej temperaturze. Miksujemy żółtko (jajeczko) z musztardą, sokiem z cytryny, szczyptą soli i pieprzu. Zaczynamy dodawać oliwę, na początku dosłownie po kropelce, gdy masa zacznie gęstnieć (po ok.2-3 minutach miksowania), oliwę możemy wlewać cieniutką strużką. Stopniowo masa robi się coraz bardziej gęsta, a jej barwa jaśnieje. Gdyby się zważyła lub nie chciała zgęstnieć, wówczas wlewamy łyżkę gorącej przegotowanej wody. Na koniec doprawiamy według swojego smaku - cytryną, solą, pieprzem. Gotowy majonez wkładamy do słoiczka i przechowujemy w lodówce.


Zapach jajek z majonezem i szczypiorkiem przywodzi mi na myśl wielkanocne obrazy z dzieciństwa :)

Po Świętach zostało mi kilkanaście białek. Z kilku upiekłam dzisiaj babkę z dodatkiem kakao i cynamonu, resztę zamroziłam, bo podobno można tak je przechowywać. Chętnie bym z nich zrobiła coś pysznego za jakiś czas, ogłaszam więc mój prywatny
jajeczny konkurs :)
Może macie swoje sprawdzone sposoby na wykorzystanie białek? Jeśli podzielicie się ze mną przepisami, to najciekawszy z nich - według mojej lub komisyjnej subiektywnej oceny - nagrodzę jakimś małym handmaidem :))) Na przepisy czekam do 21 kwietnia!

Pozdrawiam i życzę, aby deszczowe prognozy na ten tydzień nie sprawdziły się i byśmy mogły się cieszyć tak długo wyczekiwaną wiosną :)

P.S. Aguś, kwiatki z pierwszego zdjęcia w tym poście dedykuję Tobie - w podziękowaniu za pamięć i za to, że wczoraj mobilizowałaś mnie do pisania :)