Przy kasie zaskoczenie - tuż obok Danusia z Ogrodowiska. Serducho zadrgało radośnie i ... wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła na uśmiechnięte "dzień dobry"... Jak ja żałuję!~
A potem było już królestwo - roślinne :)
Zwiedzanie tradycyjnie rozpoczęłam od roślin konkursowych. Jednak te nagrodzone nie przyciągnęły w tym roku tak bardzo mojej uwagi. Wydawały się być zmęczone kilkudniowym wystawieniem na ludzkie spojrzenia przy sztucznym świetle, osowiałe, wyblakłe. Bujny i strojny był niewątpliwie clematis Maria Skłodowska Curie, tegoroczna nowość pana Szczepana Marczyńskiego.
Czy widzicie te delikatnie zielone przebarwienia na płatkach? Śliczne :)
Róży Capricia przyjrzałam się z bliska, gdyż lubię odmiany z serii Renaissance. Niestety, wydaje się, że nie były już w szczytowej formie.
Gdy fotografowałam różany krzew, wzrok mój przyciągnęły drzewa - judaszowiec kanadyjski Ruby Falls o pięknie przebarwionych liściach i zwisających gałązkach (byłam przekonana, że to pnącze) oraz stojący zaraz za nim "na baczność", zwarty dąb błotny Green Pyramid.
Jeszcze rzut oka na drobne i gęste różane kwiatki Airbrush i już wchodzimy na wystawę.
Wewnątrz hali wystawowej zrobiło się gwarno, zielono, pachnąco i dość tłoczno. Wzrok z przyjemnością prześlizgiwał się po kolejnych strojnych stoiskach, a mój aparat, jak na złość, zaczął alarmować słabość baterii...
Funkie, to jedne z moich ulubionych roślin, jestem jednak raczej fanką tych o dużych liściach. Maleństwo z powyższego zdjęcia o wyciągniętych prosto w górę listkach o jakże pasującej nazwie Praying hands zauroczyło mnie tak bardzo, że przykucnęłam by je sfotografować. Ma coś w sobie, prawda? :)
Stoiska prezentowały się pięknie, ale dość... zwyczajnie. Czasami coś jednak przyciągało bliżej, jak w przypadku tej dorodnej liriope na powyższym zdjęciu. Czytałam o tej roślinie wielokrotnie, lecz po raz pierwszy miałam ją okazję zobaczyć na żywo. Cudna jest, taki duży szafirek :) Lubi stanowiska półcieniste, wilgotne, żyzne i lekko kwaśne. Zapragnęłam spróbować jej uprawy. Razem z jasną żurawką i pomarańczową trytomą w tle, tworzyły piękną kompozycję.
Obok trytomy ściele się siwo wybarwiona brunnera, a za nimi zdrowo wyglądające magnolie: zjawiskowa Old Port i zeszłoroczna królowa Genie. Na poniższym zdjęciu widać zaś kolumnową nowość Isis, nagrodzoną złotym medalem, która jest tak wysmukła, że nie udało mi się jej ująć całej w kadrze, tylko "do pasa" ;)
Najbardziej inspirującym stoiskiem było dla mnie stoisko Szkółki Szmit. Tworzyła je lekka i dynamiczna kompozycja wzdłuż ogrodzenia - myślę, że z powodzeniem można przynajmniej część zestawień zastosować we własnym ogrodzie.
Całość wygląda bardzo sielsko, świeżo i romantycznie.
Wśród prezentowanych piękności m.in. ostróżka La Boheme o oryginalnym wybarwieniu.
A oto i drugie stoisko przyciągające uwagę swoją oryginalnością i nagrodzone Złotym Wawrzynem.
Pomyślane zostało, jako zielony salon w dawnym stylu, gdzie na półkach kredensu stoiczki z domowymi przetworami mieszały się z doniczkami pełnymi roślin. Nic, tylko zasiąść przy stole okrytym babciną serwetą i popijając herbatę z płatkami róż (ktoś zapomniał o serwisie w różyczki?), upajać się otaczającymi widokami.
Najpiękniejsze, najdorodniejsze okazy róż znalazłam w stoisku szkółki Kierzek - myślę, że warto zainteresować się ich ofertą.
A ten dereń był wystawiony wyraźnie na pokuszenie tuż przy przejściu - miałam ogromną ochotę spróbować smaku jego kolorowego owocu ;)
Nieco zmęczona spacerem i skuszona widokiem wiklinowego kącika, poszłam szukać wytchnienia w ogrodzie pokazowym na zewnątrz budynku. A tam za osłoną wysokich traw znalazłam ławeczki zapełnione gośćmi wystawy, którzy wśród kanapek i termosów dzielili się wrażeniami z tego, co widzieli i zakupili. Niebo przejaśniało, zrobiło się ciepło - istna sierpniówka :)
Ta zielona kanapa była niezwykle kusząca :)
Po chwili błogiego oddechu i wizycie na kiermaszu, przeniosłam się do sali wykładowej. W tytule posta napisałam o rozczarowaniach... one dotyczyły właśnie tego punktu programu. Nastawiłam się na robienie notatek, tak jak rok temu, ale nie usłyszałam nic nowego, czym mogłabym się z Wami podzielić. Pani Katarzyna Celmer-Warda opowiadała dość ciekawie o trzmielach i sądzę, że dzięki niej spróbuję rozpoznać, który z gatunków odwiedza mój ogródek. Natomiast druga z prelegentek, pani Joanna Włodkowska van Ommen, zachęciła mnie do kupna książki jej autorstwa "Ogród z charakterem. Jak go stworzyć". Album zawiera niewątpliwie piękne zdjęcia, co do treści zaś mam pewne obawy, że temat omówiony jest zbyt powierzchownie, ale to się okaże po lekturze.
Cóż, może za dużo wymagam, to nie był przecież dzień dla profesjonalistów ;)
Przed odejściem jeszcze kilka zdjęć uroczych kompozycji florystycznych i trzeba było wracać do domu.
Mimo, że spędziłam na wystawie pięć godzin, to czuję niedosyt i bardzo już czekam na kolejną :) Atmosfera miejsc, w których zbierają się pasjonaci (i to takie tłumy) jest niepowtarzalna!
Mam nadzieję, że w pewnym stopniu przybliżyłam Wam klimat tego miejsca, a może kogoś zachęciłam do odwiedzenia kolejnej wystawy, niekoniecznie tej warszawskiej?
Pozdrawiam ciepło, życząc słonecznej niedzieli spędzanej w naszych ulubionych ogrodach :)
Doranma