"Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności" (Jk 1, 17)

Ostatnie 7,5 tygodnia to czas ciężkiej próby w moim życiu, czas bólu, niepewności co zdarzy się za chwilę, braku możliwości planowania, konieczności działania tu i teraz, zmagania się ze sobą, z przeciwnościami, z niemożnością emocjonalną i słabością fizyczną, z cierpieniem bliskich, z brakiem snu, jedzenia, czasu, z rzeczywistością polskich szpitali i urzędów... Kto towarzyszył swoim starym rodzicom w chorobie, utracie pamięci, sił, ten domyśla się, co mam na myśli. Kto tego nie przeżywał ... oby nie musiał tego przechodzić z taką intensywnością i przede wszystkim jako jedyny opiekun, do którego należą wszystkie decyzje, cała odpowiedzialność. Nie piszę o tym jednak po to, by się skarżyć, wylewać żale, lecz by podzielić się doświadczeniem dobra w trudnościach ponad siły. Bo mimo, że padam ze zmęczenia i strachu, to widzę te potoki dobrych uczynków, które Bóg szczodrze wylewa na nas każdego dnia poprzez ręce wielu osób. Czy jest z tym łatwiej? Hmm... myślę, że bez tego dobra, które mnie spotkało, po ludzku nie byłoby to do uniesienia. Zwłaszcza, że wiem, iż to nie koniec...

Ile razy każdy z nas, na wieść o nieszczęściach czy problemach, które spotykają naszych bliskich czy znajomych, czuł chęć ulżenia a jednocześnie bezradność, bo nie wiedział jak to zrobić? Ja miałam to szczęście, że na swojej drodze mam przyjaciół, którzy wiedzą jak pomagać i teraz chciałabym się podzielić tym, czego się od nich nauczyłam. Czym więc jest dobre pomaganie?

Przede wszystkim wiara. Moja i osób, które mnie otaczają. Czułam się otulona grubym kokonem modlitwy ludzi, którzy mnie znają i zupełnie obcych. Nie wiem ile osób modliło się i modli za mnie i moich rodziców, ale wiem, że jestem zaopiekowana. Słowo Boże, które mi towarzyszy w różnoraki sposób każdego dnia - poprzez lekturę Psalmów, przesyłanych sms-ami umacniających cytatów, odsłuchane konferencje i audiobooki. Wśród tych ostatnich bardzo polecam: "Bóg vs cierpienie. Dlaczego Bóg nie chce abyś cierpiał?" ks. Marka Dziewieckiego. Rozmowy o Bogu, o Jego obecności w naszym życiu. Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu, podczas której zdarzało się, iż spływał na mnie spokój, odpocznienie.

Kolejna rzecz - realna pomoc. Przykro mi, ale zdanie "daj znać, jak będziesz czegoś potrzebowała" miało niewielką moc wspierającą, chociaż były sytuacje, gdy z takiego otwarcia drzwi serca korzystałam i prosiłam o coś konkretnego. Jednak dużo bardziej pomocne i wręcz ratujące, były bardzo konkretne uczynki: ugotowanie i podrzucenie czegoś do jedzenia dla mnie i dla rodziców, bez pytania co, tylko tak po prostu zrobione i przywiezione. Gotowość do tego, by służyć samochodem, czasem, przyjechać, zawieźć, być obok w szpitalu, podczas trudnej rozmowy, np. gdy napisałam, że słabo się czuję, albo że od kilku godzin czekam na karetkę - były osoby, które rezygnowały z własnych planów, by pojawić się obok jak najszybciej. Zorganizowanie i dostarczenie materaca, pościeli, gdy nagle się okazało, że mój powrót do domu jest niemożliwy i muszę czuwać nocą przy łóżku mamy a nie mam na czym spać. Z własnej inicjatywy obdarowanie kompleksami witamin, gdy nogi ze zmęczenia zaczęły się pode mną uginać, a serce wołało "dość!". I wiele, wiele innych.

Działanie. Zdobywanie koniecznych informacji, wykonywanie za mnie telefonów do różnych osób i instytucji, zdobywanie kontaktów, pożyczenie tableta, gdy nie miałam dostępu do internetu, zajęcie się w moim imieniu trudną sprawą w kancelarii prawnej... Nie ze wszystkich informacji skorzystałam, ale mogą się przydać w przyszłości. Poza tym świadomość, że nie wyczerpałam wszystkich możliwości, że można jeszcze gdzieś zadzwonić, jeszcze kogoś poprosić o pomoc, że są inne rozwiązania, dodawała mi po prostu odwagi.

Obecność. Były dni, że wysyłałam po 50 - 60 sms-ów do grona osób, które mi towarzyszą i wspierają. Często pisałam je hurtem, do wszystkich ta sama treść. Ale jest to dla mnie wielką ulgą i pomocą, że mogę na bieżąco dzielić się informacjami o kolejnych zwrotach akcji. W zamian dostawałam wspierające słowa, czasami rady, kiedy indziej propozycje konkretnych działań na moją rzecz. Ale i sama możliwość "wygadania" w ten sposób była po prostu bardzo odciążająca. Bo nie zawsze były czas i siły, by porozmawiać. Obecność, to także dyspozycyjność, przypilnowanie taty, żebym ja mogła jechać coś załatwić, czy zająć się mamą w szpitalu - bezcenne ...

Mobilizacja. Dzięki upartej obecności, zachęcaniu, przypominaniu, trafiłam na spotkanie organizowane przez Caritas na temat tego, jak opiekować się chorymi. Było to moje pierwsze wyjście z domu po kilku tygodniach ku "normalności". A w Dzień Kobiet mogłam się zrelaksować oglądając piękny film w Dobrym Miejscu pt. "Młoda Wiktoria" - relaks z telefonem w dłoni, ale jednak relaks :) I dzięki słowom zachęty, że dam radę jeszcze tę jedną rzecz zrobić, załatwiłam wiele koniecznych spraw. A w ten weekend uczestniczyłam w rekolekcjach o bliskości, którymi kiedyś też chciałabym się z Wami podzielić.


W sytuacji kryzysowej bardzo ważna jest też samopomoc. Tego wciąż się jeszcze uczę. Ale to, co na pewno mi pomaga, to oprócz modlitwy, która jest dla mnie niezwykle ważna, ale nie zawsze miałam na nią siły, po prostu sen. Żeby móc pomagać, trzeba mieć siły. Bez snu ich nie będzie! I pozwalanie sobie na różne drobiazgi, które cieszą, mimo wszystko ... Pamiętam, gdy poszłam po ser, a wróciłam z kompletem angielskich filiżanek ... I sama nie wiem, co bardziej mnie ucieszyło, czy piękno porcelany, czy raczej fakt, że zapragnęłam je mieć, co było dla mnie sygnałem, że życie wciąż jest we mnie! Że nie opanowała mnie rozpacz. Z tej samej przyczyny, by pielęgnować w sobie nadzieję, zasiałam na parapecie rzeżuchę, posadziłam kiełkującą pietruszkę, cebulki na szczypior, wysiałam pomidory - nie wiem, czy będzie mi dane je posadzić na działce, ale przecież zawsze można je komuś podarować :) I jeszcze bardzo ważna rzecz - ucinanie wycieczek wyobraźni ku przyszłości, a skupianie się na tu i teraz, nie roztkliwianie się nad sobą, lecz skupianie na bieżącym działaniu i próbach rozwiązania problemów, zgodnie z zasadą "dość ma dzień swojej biedy". To ratuje przed byciem przygniecionym przez rozmiar problemów realnych i wyobrażonych.

Przede mną jutro powrót do pracy po tak długiej nieobecności i związane z tym obawy. Ale ufam, że dam radę, bo mam Boga, który jest wierny i przyjaciół o wielkich sercach, którym tym postem chcę serdecznie podziękować - kochani, żadne słowa nie wyrażą ogromu tego, co dla mnie zrobiliście i robicie, wiem, że Bóg Wam to wszystko wynagrodzi, ja nie zdołam.
Może tym postem komuś w czymś pomogę, a może ktoś dobrym słowem lub radą pomoże mi :)
Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu, oby nie był on odległy w czasie,
Doranma