Zerkam na Wasze blogi i widzę wpisy o prawdziwej wiośnie, słońcu, zakwasach... Tak, tak, ja też tego zaznałam :) A to dzięki prawdziwie wiosennej i słonecznej pogodzie, jaką obdarowano nas w końcówce minionego tygodnia. Zapał do cieszenia się nareszcie rozkwitającą przyrodą i chęć do nadrabiania ogrodowych zaległości nie szły jednak w parze z kondycją, która po zimowych i chorowitych miesiącach nie jest najlepsza. Może to i lepiej, że po tym krótkotrwałym "wyskoku" ciepłej aury, znowu wrócił chłód - jest czas na to, by doprowadzić do stanu używalności obolałe ciało i zaplanować kolejny weekend ;) A póki co zapraszam na przechadzkę między wczesnowiosennymi grządkami. Ogród w większości jeszcze szary i goły, więc wśród dominującej burości tym bardziej przyciągają wzrok i cieszą plamy żywych barw :)
Ostatnia kępka kwitnących późno krokusów. Zaskoczył mnie jej widok, gdyż kwitną już od dwóch tygodni, czyli znacznie dłużej, niż wczesne odmiany.
Wszystkie hiacynty w moim ogrodzie były kupowane zimą do dekoracji mieszkania. Po przesuszeniu jesienią wysadzam cebule na rabaty. Kolejne kwitnienia w ogrodzie były już zawsze mizerne. Uwierzyłam więc w obiegową opinię, że taka ich uroda, iż z roku na rok kwitną skromniej. Okazuje się jednak, że to nie jest prawda - one po prostu lubią jeść! Jesienią dostały kompost i obornik i teraz nawet te, które rosną od kilku lat w jednym miejscu, mają znacznie większe kwiaty. A jaki zapach :)
Żonkilom poświęciłam rok temu cały post, więc teraz nie będę się już rozpisywała o mojej sympatii do nich, ale popatrzeć znów można, czemu nie ;)
Zdjęcia, które robię w ogrodzie od kilku lat, pomagają mi obserwować różnice między kolejnymi sezonami. Np. magnolia - dotąd rozkwitała w majowy długi weekend, w tym roku pospieszyła się o przeszło dwa tygodnie. Oby tylko przymrozki nie zniszczyły jej kwiatów, bo ilość pąków jest obecnie chyba rekordowa. Chciałabym zobaczyć ją całą w bieli :)
Zaintrygowało mnie to, że przyspieszenie rozwoju nie dotyczy w tym samym stopniu wszystkich gatunków roślin. Np. szafirki dopiero zaczynają rozwijać pierwsze kwiatki, czyli szczyt kwitnienia przypadnie jak co roku na 18 kwietnia. Kolejna ciekawostka - pąki posiadają tylko te z nich, które przesadziłam jesienią na nowe miejsce. Te szafirki, których nie ruszałam, dzięki łagodnej zimie przetrwały do wiosny z gęstymi czuprynkami zielonych liści, ale kwiatów wśród nich nie widać - czy to oznacza, że nie zakwitną?
A tego białego maleństwa z powyższego zdjęcia nie sadziłam! Cebulka musiała przywędrować z jakiejś szkółki w doniczce lub w worku kupowanej ziemi. Lubię takie kwitnące niespodzianki :) Czy ktoś mi podpowie, jak się to to nazywa?
Ukochane babcine prymulki rano miały jeszcze stulone główki, ale przed wyjazdem z działki zobaczyłam, że część pąków otworzyła się i wygrzewa w słoneczku :)
Kilka godzin ciężkiej pracy, dzięki której róże zostały przycięte, kopczyki rozgarnięte, pierwsze zasiewy w warzywniku wykonane. Radość i satysfakcja ogromna, pomimo że okupiona kontuzją kolana ;) Nikt więc chyba nie ma wątpliwości, że ta praca, to moja największa w życiu pasja :) Z tęsknoty za ogrodem oglądam długoterminowe prognozy - nie zapowiadają się dobrze, ale że do weekendu jeszcze kilka dni zostało, więc nie przestaję mieć nadziei, że meteorolodzy zmienią mapy z deszczowych na te słoneczne, czego nam wszystkim życzę :)
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich wiernie zaglądających do mojego małego światka. Witam też nowe Obserwatorki i dziękuję za Wasze komentarze :)
Doranma