Czasami dzieją się dziwne i dobre rzeczy, przynoszące powiew ciepła od losu. Dające przeczucie, albo i pewność, że nie jesteśmy tu z przypadku, nie jesteśmy sami, że jesteśmy po coś i dla Kogoś. Łatwo te chwile przegapić w codziennym zabieganiu, gdyż zdarzenia te nie są nachalne, lecz subtelne jak woń wczesnowiosennych kwiatów. Aby ją poczuć, trzeba nastawić wewnętrzny radarek na to, co niewidzialne.
Temu podobne doznanie - które trudno jest mi oddać w słowach - stało się ostatnio moim udziałem za sprawą... książki. Kilka miesięcy temu Iza w
Domowym zakątku podzieliła się wrażeniami z lektury autorstwa Lisy Wingate pt. "Pudełko na modlitwy". Po przeczytaniu posta Izy zapragnęłam tę książeczkę przeczytać, zapisałam jej tytuł na liście "do kupienia", odkładając sprawę na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Niedawno powieść ta została mi sprezentowana przez moje drogie Koleżanki :) I wydarzyło się coś, co przeczuwałam. Kilka wieczorów po powrocie z pracy, spędzonych tylko i wyłącznie nad lekturą, gdy nie liczyły się sterty naczyń czekających na zmywanie, a lodówka na szczęście była zasobna, zapewniała więc wyżywienie na kolejny dzień ;) Pierwsze strony były zaskoczeniem i rozczarowaniem - nie czekałam przecież na kryminał! Potem było już cudownie :) Historia samotnej matki z dziećmi szukającej pracy i miejsca do życia była dla mnie tylko dodatkiem. To, co przyciągało moją uwagę najmocniej, to dzieje starego, zasobnego domu, kryjącego w sobie tajemnicę długiego życia kobiety nie akceptowanej przez miejscową społeczność. (Uwielbiam dzieje starych domostw!) Historia odkrywana powoli, z wyczuciem, wraz z kartami listów pisanych przez kilkadziesiąt lat, a teraz wyjmowanych powoli z kolejnych pudełek - pudełek na modlitwy. Listy te były bowiem dziennikiem, modlitwami pisanymi do Boga.

Zawierały szereg zdań, nad którymi chciałam zatrzymać się na dłużej, pomimo wciągającej fabuły. Zdań, w których można się przejrzeć jak w lustrze,
"Znów długo do Ciebie nie pisałam. Jakie to dziwne, że gdy godziny ciągną się z rozpaczy, kiedy potrzeb jest wiele i czuję ból w sercu, szukam pociechy w rozmowie z Tobą. A gdy dzień skąpany jest w słońcu i spokojny, łagodny jak nakarmiony źrebak, stojący niezgrabnie na nogach w trawie, milczę, a moje potrzeby są uśpione". (str.236)
przyjrzeć się bliżej naszemu wnętrzu i temu, co w nim obecnie pobrzmiewa:
"najtrudniejsze bitwy to nie te, które nas czekają poza pancerzem, ale pod nim"
zastanowić nad własnym przeznaczeniem:
"Nie jesteś Bogiem niekończących się portów. Porty są dla zwiniętych żagli i obrosłego skorupami drewna, a morze... morze to świeży deszcz, oczyszczająca bryza i lśniące żagle. Jesteś Bogiem wiatrów i fal. Podróży, sztormów, nawigacji przy pomocy gwiazd i wiary.
Wysyłasz statki w rejs, żeby wykonały to, do czego zostały stworzone, ale nie pozostawiasz ich samych sobie, gdyż także morze jest Twoje". (str. 239)
podjąć próbę weryfikacji, czy jestem na właściwej drodze:
"Zabierz mnie na piękne wybrzeża, gdzie mój dom, i pozwól mi zanurzyć stopy w delikatnych piaskach tego wszystkiego, co dla mnie przygotowujesz. Pozwól mi być wdzięczną za to, co mi dałeś, bym nie pragnęła tego, co nie jest dla mnie przeznaczone". (str. 244)
zamyślić nad ulotnością życia:
"Ojcze, przebacz mi, że proszę o kolejny dzień, i jeszcze jeden, kiedy ten jest tak piękny. My, ludzie, nic nie możemy na to poradzić, że niemądrze pragniemy wieczności w tym życiu." (str. 351)
Powieść ta jest dla mnie pełna obecności Boga. Czytając ją, miałam głębokie przeświadczenie, że nie trafiła w moje ręce przypadkiem, przeciwnie - została napisana dla mnie, miałam ją poznać. Odebrałam ją jako czuły list Boga pisanym między wierszami, łagodne zaproszenie do pogłębienia relacji, Jego serdeczne przytulenie.
Z posłowia autorki o pudełkach na modlitwy:
"Można przechowywać w nich swoje ulubione wersety biblijne albo stworzyć z nich pewnego rodzaju dziennik modlitwy, pozwalając sobie na większą swobodę w doborze treści (...) Chodzi bowiem przede wszystkim o to, aby w świecie poszatkowanych myśli, szybko uciekającego czasu i chaotycznych modlitw poświęcić chwilę na przemyślenie, zapisanie i zrozumienie we własnej głowie i sercu tego, o co prosisz, za co jesteś wdzięczna, o co się martwisz - o zapisanie i zrozumienie nadziei, którą żyjesz.
A potem?
Włóż kartkę do pudełka i ...
Puść.
Na tym polega zaufanie".
Lisa Wingate zainspirowała mnie do tego, by stworzyć swoje własne pudełko. Już nie raz myślałam o tym, by opisywać te chwile z życia, w których mam głębokie poczucie Bożej obecności, Jego interwencji, czy odpowiedzi na moje prośby. Przypominanie sobie o takich zdarzeniach w czasie, gdy Bóg wydaje się być daleko, wzmacnia naszą wiarę. Słyszałam też kiedyś o praktyce spisywania próśb, które zanosimy do Boga, jak długo się o coś modlimy i obserwowania oraz odnotowywania kiedy i w jaki sposób Bóg na nie odpowiedział. Pudełko na modlitwy jest pomysłem, który wpisuje się w te moje potrzeby.
Chciałam by to było pudełko zrobione własnoręcznie. Wyszperałam w moim "składziku" potrzebne materiały i teraz czekam z realizacją zamierzenia już tylko na moment, gdy wredne choróbsko, co się przyplątało, odpuści. I wiecie co? Odkąd postanowiłam wcielić w życie ten pomysł, listy same piszą się w głowie :)
Jeżeli kogoś zaciekawił ten temat, to zachęcam nie tylko do lektury, ale i do odwiedzenia stron internetowych, na których można znaleźć m.in. pomysły jak wykonać swoje pudełko. I wyjaśnienia po co to robić, np.:
Ciekawa jestem, czy wśród moich Czytelników komuś jeszcze spodobała się ta idea?
Promyki marcowego słońca Wam posyłam wraz z pozdrowieniami :)
Doranma